i don't, i need it on

315 57 26
                                    

Andy's perspective 

Siedząc w łazience dłuższą chwilę i korzystając z chwilowego spokoju po mojej głowie krążyły myśli niestety związane z Beaumontem, który coraz bardziej miesza w moim życiu. Moja uwaga skupia się na nim zamiast na rzeczach bardziej istotnych lub osobach, którymi powinienem się interesować. Nie powinno tak być, ale faktycznie tak było. 

Starałem się bronić i stawiać jego urokowi, ale finalnie wychodziło, że pozwoliłem mu się pocałować już drugi raz. Nie wspominając o tym, że poprosiłem go o to by został na noc i w dodatku pozwoliłem spać razem ze mną w jednym łóżku. 

Ostatni raz Andy. Nie zrobi tego już więcej. 

You like New York city in the daytime
Ty lubisz Nowy Jork za dnia
I like New York city in the nighttime
Ja lubię Nowy Jork nocą
You say you like sleeping with the air off
Mówisz, że lubisz spać z wyłączonym powietrzem
I don't, I need it on
Ja nie, potrzebuję go 

Westchnąłem spłukując z siebie resztki piany i zakręciłem kurek z wodą. Odczekałem chwilę, aby nadmiar wody spłynął z mojego ciała, a następnie opuściłem kabinę stawiając bose stopy na puchatym dywaniku. Duży ręcznik owinąłem wokół bioder i stanąłem przed lustrem chcąc odrobinę ogarnąć twarz, na której zdążył pojawić się zarost. Chwyciłem do ręki golarkę i piankę do golenia zaczynając rozprowadzać ją po policzkach i brodzie. 

- Najwyższy czas zgolić ten koper Fowler - podskoczyłem przestraszony nie będąc kompletnie przygotowany na to, że ktoś znowu mnie obserwuje i tym kimś znowu jest Beaumont. - Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha - uniósł noszalancko brew do góry wchodząc wgłąb pomieszczenia. 

- Mogę wiedzieć dlaczego nawet we własnej łazience nie mam chwili spokoju Beaumont? Po pierwsze istnieje coś takiego jak prywatność, po drugie drzwi były zamknięte na klucz - fuknąłem w jego stronę, na co ten cymbał zaśmiał się usadawiając swoje cztery litery na pralce. 

- Jeśli chcesz bawić się w wyliczanki to po pierwsze znasz mnie i wiesz, że nie znam czegoś takiego jak prywatność, a po drugie w nocy sam zapraszałeś mnie do łóżka, więc nie wiem o co masz problem - wzruszył ramionami, a ja wściekły przywaliłem mu ręcznikiem wiszącym na haczyku. - A to za co? - Zaśmiał się. 

- Wyjdź stąd Beaumont - warknąłem, ale niestety nie przyniosło to rezultatu, ponieważ brunet zakołysał się na pralce jak małe dziecko wymachując nogami w przód i w tył. - Nie rozumiesz co mówię?! 

- Oj nie umiesz się bawić Andy - przechylił głowę kładąc swoją dłoń na moim ramieniu zaczynając przesuwać ją na szyje i z szyi na policzek rozsmarowując piankę dalej. Niech go szlag. - Widok jak się wściekasz to zdecydowanie jeden z najlepszych. 

- Nie zmuszaj mnie żebym wystawił Cię za drzwi - burknąłem odsuwając się od niego. Zerknąłem na swoje odbicie w lustrze i ignorując kompletnie jego obecność zbliżyłem maszynkę do twarzy. 

- Obaj dobrze wiemy, że tego nie zrobisz - zsunął się na podłogę i podszedł bliżej stając za mną. Zacisnąłem szczękę nie pozwalając sobie, abym spojrzał na niego w odbiciu lustra i po prostu kontynuowałem wcześniejszą czynność. Był tak cholernie nieznośny, ale z drugiej strony tak cholernie pociągający. Zastanawiałem się momentami czy nie poddać się, ale potem przed oczami miałem te wszystkie akcje, kiedy poniżył mnie na tle swojej ekipy i reszty szkoły. Nie chciałem być zabawką, nie chciałem być kimś, dzięki komu ten narcystyczny dupek wygra jakiś głupi zakład. W przypadku Beaumont'a mogłem spodziewać się dosłownie wszystkiego. - Wahasz się. - Stwierdził kładąc jedną dłoń na moim biodrze. Moja blada skóra w momencie pokryła się gęsią skórką, a brunet widząc to uśmiechnął się zwycięsko. 

school exchange  • randy • sacklyn   •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz