w takim razie mnie odepchnij

365 52 13
                                    

W tym momencie czas dla naszej dwójki się zatrzymał. Od dłuższej chwili starałem się wydusić z siebie jakiekolwiek słowo, ale w efekcie tylko otwierałem i zamykałem usta. Tak dobrze wychodziło mi udawanie twardego, ale jedna osoba wystarczyła, aby mur został zburzony. 

- Nigdy przenigdy - zaczął wsuwając dłonie do kieszeni spodni. - Nie musiałem się komuś tłumaczyć z tego co robiłem, bo każdy kogo znałem przymykał na to oko. 

- Jeśli uważasz, że to jest dobre wytłumaczenie to jesteś w błędzie - w momencie kiedy te słowa opuściły moje usta ugryzłem się w język i zamknąłem oczy. - J-ja ...

- Masz racje - wzruszył ramionami. - Po co mam się przed kimkolwiek tłumaczyć skoro nikt nie chce mnie słuchać? 

Zagryzłem wargę nie wiedząc kompletnie co powinienem powiedzieć i jak zareagować. To był obłęd, z którego nie potrafiłem się wydostać. Czy brnięcie w to było czymś dobrym?

- Ja chcę - z moich ust wydostał się szept w dodatku niepewny, dzięki czemu nawet ja nie uwierzyłem w to, co właśnie powiedziałem.

- Nie zawracaj sobie mną głowy Andy - prychnął i odwrócił się, żeby wyjść. Przez moją głowę przelatywało milion myśli, nie wiedziałem czy powinienem go zatrzymać czy pozwolić mu odejść. Może sam potrzebował kogoś, komu może się zwierzyć? Gdzie są jego ''przyjaciele'' w takich sytuacjach skoro na moje oko ma ich sporo. 

Może po prostu są fałszywi...

- Rye ... czekaj - złapałem go za rękę nim zdążył odejść na większą odległość. Wiedziałem, że nie powinienem był tego robić choć z drugiej strony każdy kontakt mojego ciała z tym jego wywoływał dreszcze. To fakt, byłem wrażliwy na dotyk a mój próg bólu był bardzo niski, dzięki czemu każde moje zderzenie z czymś twardym wywoływało niechciane łzy. 

Najzwyczajniej w świecie byłem po prostu cipą, którą wszystko boli. Niestety. 

- Andy - westchnął. - Nie każę ci mnie lubić, ale - zawahał się marszcząc brwi. - Chciałbym żebyśmy przestali po sobie jechać.... - zamknął szybko usta jakby chciał uchronić się przed wypowiedzeniem czegoś, czego nie chciał mówić na głos. 

Lustrowałem wzrokiem jego twarz zatrzymując się na pełnych, zaróżowionych wargach. Trzymając jedną dłonią tą jego przybliżyłem się przestając jakkolwiek kontrolować swoje ciało. Uniosłem swoje ciało stając na palcach, ponieważ mój wzrost nie dawał zbyt dużo. Oparłem swoje czoło na czole bruneta, który odruchowo zwilżył językiem dolną wargę nie przerywając kontaktu ze mną. Mogłem przysiąc, że przez moment zabłysły, a odcień tęczówek zmienił się na bardziej głęboki, brązowy kolor.

- Nie wiem czy to dobry pomysł - szepnął, dzięki czemu poczułem ciepły oddech na swoim policzku, a  zaraz później dotarła do mnie woń jego perfum. Sam odruchowo zagryzłem wargę co brunet skomentował cichym pomrukiem. 

- W takim razie mnie odepchnij - moje serce biło w tym momencie zdecydowanie za szybko. Starałem się robić coś, żeby nie reagować tak na każdy ruch ze strony chłopaka, ale to było wręcz niemożliwe. W momencie w którym zacząłem być fizycznie bliżej niego poczułem jak bardzo ta bliskość mnie intryguje i powoduje, że chcę doświadczać jej więcej. 

- Nie zrobię tego - na jego twarzy zagościł delikatny, szczery uśmiech, który również na mojej twarzy wywołał podobną reakcje. Przymknąłem powieki czując jak obiema dłońmi obejmuje mnie w pasie przyciągając bliżej. Z sekundy na sekundę stawało się to coraz bardziej niewyobrażalne i ... szalone, ale jednocześnie przyjemne.  - Po prostu mnie pocałuj - delikatnym ruchem odgarnął kosmyk moich włosów kilka sekund później zsuwając dłoń na mój policzek. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz, a nogi lekko ugięły się. 

Tak się stało, że wykonałem szybciej niż pomyślałem, wiec moje usta dosłownie ułamek sekundy później zetknęły się z wargami Beaumonta, które zaczęły delikatnie odwzajemniać pocałunki. Brunet delikatnym ruchem zataczał kółeczka na moim policzku wprowadzając mnie tym w jeszcze większe zakłopotanie. Przez tą chwilę czułem się wyjątkowy i miałem wrażenie, że cała ta ostrożność, delikatność jest szczera.

Machinalnie z każdym pocałunkiem stawałem się coraz śmielszy, a Rye pozwalał mi dominować. Musnąłem językiem jego podniebienie uzyskując większe pole do popisu. Przygryzłem wargę chłopaka ciągnąc ją do siebie, w wyniku czego mruknął wsuwając obie dłonie pod moją koszulkę. Wiedziałem, że mimo wszystko do niczego więcej niż ten pocałunek nie dojdzie. 

Choć wątpliwości co do orientacji wzrosły miałem też wątpliwości co do samego chłopaka. Tak na dobrą sprawę nie znałem go wcale, ale z drugiej strony nie chciałem go skreślać. Był wobec mnie delikatny, spokojny, ostrożny i pokorny choć wcześniej bym się po nim tego nie spodziewał. Każde muśnięcie jego ust było jak wprowadzenie do organizmu kolejnej dawki heroiny, która uzależniała zdecydowanie za szybko. 

- Dla twojego dobra powinniśmy przestać Andy - szepnął odrywając się od moich ust z mlaśnięciem, ale pozostając blisko mnie. - Nie chcę, żebyś pomyślał, że jestem tu tylko po to, żeby się Tobą zabawić - przełknąłem ślinę patrząc w jego oczy. - Chcę zacząć od nowa, chcę żebyś zobaczył jaki jestem ... 

- Pokażesz mi jaki jesteś naprawdę? - Mój głos w tym momencie brzmiał śmiesznie. Jeszcze przez chorobę głos był bardzo zachrypnięty i świszczący, dzięki czemu chłopak cicho zaśmiał się gładząc mój policzek. 

- Obiecuję - zaśmiał się ponownie, a ja spaliłem buraka na jego oczach. Jaka kompromitacja. 

- To nie jest śmieszne, jestem chory - prychnąłem wywracając oczami. 

- Brzmisz jak skrzyżowanie czajnika Lordem Vaderem - stwierdził wybuchając śmiechem, a ja nie mogąc się powstrzymać dołączyłem do niego. 

Kto by pomyślał, że wszystko obróci się do góry nogami? Kto by pomyślał że w zaledwie kilka dni będę śmiał się i całował z własnym wrogiem? Cuda jednak się zdarzają. 

Rozdział taki bez sensu. Cały dzień dziś pomagałam w domu stąd brak aktywności.

Jutro jadę do pracy, więc rozdział wleci wieczorem! 
Mimo wszystko, podobał się Wam Randy kiss czy zjebałam? 

bai x

school exchange  • randy • sacklyn   •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz