Kocham chwilę takie, jak ta. Totalny spokój, cisza, żadnych ludzi, żadnych pretensji. Wszystko wśród drzew i śpiewu ptaków wydaję się być prostsze i bardziej przejrzyste. W rzeczywistości, w której życie kopie Cię w tyłek na każdym możliwym kroku masz możliwość wzięcia pilota i po prostu wciśnięcia przycisku stop w chwili takiej, jak ta. Nie obstawiasz, że ktoś przyjdzie oczekując wyjaśnień, wręcz przeciwnie. Masz nadzieję, że choć przez chwilę wszyscy wokół dadzą Ci chwilę wytchnienia, abyś mógł sam pozbierać kawałki samego siebie.
Przedzierając się przez gęstą i zdecydowanie najcichszą część parku dotarłem do miejsca, które wydawało się wręcz błagać, abym został i po prostu pokontemplował. Niewielka zatoczka przy stawie, który był w centrum parku z powalonym, grubym konarem mającym służyć za ławkę. Przedarłem się przez ostatnie nisko zwisające gałęzie podchodząc bliżej brzegu.
Idealnie.
Usiadłem na spróchniałym drewnie swoją uwagę skupiając na delikatnie poruszających się na wietrze drzewach, lekko marszczącej się tafli wody i świergocie ptaków siedzących między najgęstszymi gałęziami. Czas mnie nie gonił, więc mogłem siedzieć tu tak długo jak tylko zapragnę bo przecież do wieczora zostało jeszcze sporo czasu.
W myślach już wybierałem się tu po raz kolejny, chciałem pokazać to miejsce Brookowi, żeby mógł przychodzić tu ze mną i w takich chwilach, jak ta po prostu przy mnie być. Jak na razie to miejsce było tylko moje.
RYE'S POV
Chciałem zawrócić. Tak najzwyczajniej w świecie zawrócić i jechać do domu bez najmniejszych obaw, ale niestety było to niemożliwe. Każde słowo mogło zostać potem użyte przeciw mnie, a ja nie miałem zamiaru wciągać w swoje problemy innych ludzi.
Nie swoich tylko Twojego zasranego ojca!
To akurat nie miało znaczenia w tym momencie bo jak sam założył Tyler, jaki ojciec taki syn i każdy jego błąd przeszłości ciągnę za sobą. Szkoda tylko, że tych błędów jest tak wiele i ceną jest właśnie moja przyszłość.
Zaparkowałem samochód pod opuszczoną fabryką, w której wiedziałem, że zastanę całą ekipę. Narzuciłem na ramiona kurtkę z czarnej skóry i spod siedzenia wyjąłem pistolet wsadzając go za pasek od spodni i naciągnąłem bluzę wysiadając z pojazdu.
Kiedy ten koszmar się wreszcie skończy?
Każdy krok przyprawiał mnie o szybsze bicie serca, a dłonie pociły się jakbym był w tym miejscu pierwszy raz. Pchnąłem ciężkie drzwi pokryte rdzą rozglądając się po przestrzeni mającej przypominać wnętrze rodem z gangsterskich filmów. Wszędzie walały się jakieś papiery, skrzynie puste lub z opróżnionymi już butelkami po piwie. W jednym rogu stały dwa czarne samochody z przyciemnianymi szybami, a z innego pomieszczenia dało się usłyszeć odgłosy strzelania z broni, męskie śmiechy i krzyki.
Tyler i jego ekipa byli poszukiwaną grupą zorganizowaną, z którą miał kontakt mój ojciec. Jak dotąd przemieszczają się w różne miejsca Wielkiej Brytanii, przez co trudno ich namierzyć. Wszystkie samochody jakie tu aktualnie posiadają są kradzione, niektóre miały wbudowane lokalizatory, ale zostały skutecznie usunięte. Sami członkowie grupy mają kilka tożsamości, którymi manewrują w zależności od miejsca w którym przebywają. Można powiedzieć, że to taki mały, ale szkodliwy gang, którego głównym zajęciem jest przerzut narkotyków, broni i handel kradzionymi wozami jak te dwa, które zastałem wchodząc tu.
Jestem pewien, że w ciągu kilku dni Tyler zgarnie niezłą sumę pieniędzy od ludzi, którzy zgłoszą się zainteresowani ofertą sprzedaży. Otrzymają podrobione dokumenty, dorobione kluczyki i odjadą bez posiadania podstawowych informacji na temat osoby, która sprzedała im wóz.
CZYTASZ
school exchange • randy • sacklyn •
FanfictionTen dupek zrobi wszystko żeby mi dogryźć! Nienawidzę go z całego serca! Podły, zarozumiały, egoistyczny i zapatrzony w sobie furiat, który ewidentnie zatruwa mi życie doprowadzając do cholernych łez. Łez, których nikt nie powinien widzieć, a w szcze...