Michael
Wyszedłem z piwnicy, a chłopaków zastałem, siedzących na kanapie. Kiedy mnie zobaczyli, mieli na prawdę zdziwione miny.
- Nie słyszałem żadnego strzału - powiedział Ashton na wejściu, ale nawet nie miałem ochoty z nim rozmawiać.
Bez słowa, poszedłem na górę i zamknąłem się w łazience. Przemyłem twarz zimną wodą, żeby otrzeźwić umysł; właśnie tego potrzebowałem.
Pewnie każdy zastanawiał się, dlaczego nie pociągnąłem za spust, wtedy w podziemiu. Otóż, odpowiedź była całkiem prosta: nie miałem żadnego interesu w zabijaniu kogoś, kto nijak mi nie pomógł. Ten idiota, Daniel, dawno temu zabrał coś, co należy do nas. Byłem pewien, że jeśli porwę jego dziewczynę i będę go szantażować to odda to, co ukradł. Jednak nie spodziewałem się takiej reakcji z jego strony. Oczywiście, gdybym ją zabił, oszczędziłbym sobie problemu, ale żyła i nie mogłem jej wypuścić, bo oczywiście by nas wydała.
Odetchnąłem ciężko, po czym zszedłem do salonu; musiałem im wszystko wytłumaczyć. Usiadłem w swoim fotelu i przyjrzałem się twarzom przyjaciół. Patrzyli na mnie wyczekująco.
- Co z nią zrobimy? - w końcu, Calum przerwał ciszę.
- Musi z nami zostać - odparłem krótko. - Jeśli ją wypuścimy to na nas nakapuje, to jasne.
Skinęli głowami. Nie mieli nawet nic do gadania.
Został jeden problem: nie możemy jej trzymać wiecznie. Musiałem wymyślić plan, który nie ma prawa zawieść.
Lauren
Nie mogłam powstrzymać tych przeklętych łez. W głowie wciąż słyszałam pogardliwy głos Daniela. Dłonie mi drżały, a głowa pulsowała z bólu, ale nic nie mogłam z tym zrobić. Siedziałam w jakiejś brudnej celi i byłam kompletnie bezbronna. Mogłam jedynie czekać na cud, ale to mogłoby trwać latami. Straciłam jakiekolwiek siły na życie. Marzyłam o śnie, ale w tym miejscu niemożliwe było, żebym zasnęła.
Z drugiej strony, nawet jeśli jakoś bym się stąd wydostała, nie miałam gdzie wracać. Zostałam porzucona jak niechciany pies, którego już nikt nie chce przygarnąć.
Oparłam czoło o chłodną ścianę, żeby chociaż odrobinę złagodzić miażdżący ból głowy. Przerażające burczenie w brzuchu, przypomniało mi, że nic nie jadłam przez ostatnie trzydzieści pięć godzin. Niespodziewanie, usłyszałam zgrzyt klucza w zamku drzwi. Po chwili, ktoś wszedł do piwnicy, przy okazji zapalając światło. Kilka sekund musiałam przeznaczyć na przyzwyczajenie się do jasności. Kiedy zobaczyłam twarz Michaela, zrozumiałam, że wcale nie muszę się bać. Już raz i tak darował mi życie, więc nie czułam zagrożenia. Nagle, poczułam silny przypływ energii, ale postanowiłam za bardzo tego nie okazywać. W mojej głowie, momentalnie narodził się plan.
Chłopak, kucnął tuż przed drzwiami celi i złapał pręty. Popatrzył na mnie przenikliwie, jakby chciał coś wyczytać z samych oczu.
- Mam do ciebie kilka pytań - powiedział w końcu. Zabrzmiał jak bardzo przekonujących aktor, rodem z filmów detektywistycznych. - Twój kochaś zabrał nam kiedyś coś cennego i, jak zapewne się domyślasz, chcemy to odzyskać. Wiesz coś o Tym?
- Nie - odparłam szczerze.
Ten pokręcił głową, wyciągając klucz z kieszeni spodni. Kiedy wszedł do środka, serce zaczęło mi bić szybciej. Jego mina była groźniejsza, niż wcześniej. Cała odwaga ze mnie wyleciała jak powietrze z pękniętego balonika. Odległość między nami się zmniejszała, a strach we mnie rósł nieubłaganie. Wyglądało na to, że skończył zabawę w kotka i myszkę.
- Mów co wiesz - syknął.
- N-nic nie wiem.
- Nigdy nie grzebałaś w jego rzeczach? - dociekał uparcie. - Nie interesowały cię jego prywatne sprawy? Nie chciałaś wiedzieć, co ma w swoim komputerze? Nic? Nigdy?
Zadał zdecydowanie zbyt wiele pytań, a nad odpowiedzią mogłabym się zawahać tylko przy jednym.
Przywołałam obraz tajemniczego laptopa, opróżnionego z wszelkich danych.
Spojrzałam w bok, co na pewno nie umknęło jego uwadze.
- Cholera! Mów co wiesz! - wrzasnął, a żyła na jego szyi nabrzmiała niebezpiecznie.
Uniósł rękę i zamachnął się. Zamknęłam oczy, gotowa na cios prosto w twarz, ale wcale go nie dostałam. Zamiast siarczystego policzka, poczułam delikatny dotyk. Lekko uchyliłam powieki, żeby zobaczyć jaką miał minę. Niestety, nie potrafiłam z niej wyczytać żadnych emocji. Wciąż marszczył czoło, ale jednocześnie jakby nieco się uspokoił.
- Spokojnie, księżniczko - powiedział z nutą kpiny w głosie. Kompletnie nie rozumiałam, co właśnie się wydarzyło. - Radzę ci, żebyś sobie przypomniała, bo następnym razem nie będę taki miły.
Zaraz po tym, odwrócił się na pięcie i po prostu wyszedł. Odetchnęłam z ulgą i powoli osunęłam się na ziemię. Jednak nie mogłam być spokojna zbyt długo.
Jakim cudem miałam sobie przypomnieć coś, o czym nie miałam bladego pojęcia?
Ponownie usłyszałam kroki i skrzypienie schodów. Tym razem, stanął przede mną wysoki blondyn. To jego, jako pierwszego, zobaczyłam w parku. Zauważyłam, że jego wargę zdobił czarny kolczyk. Miał tak bardzo szerokie barki, że nie mogłam się na nie napatrzeć. Były przynajmniej dwa razy takie jak moje.
Na chwilę, otworzył drzwi, tylko po to, żeby podać mi talerz, na którym było coś, jakby... spaghetti? Bez zastanowienia, zaczęłam jeść; umierałam z głodu. Dostałam także szklankę z pomarańczową cieczą, przypominającą sok. Skrzywiłam się na samą myśl o znienawidzonym smaku. Przysunęłam naczynie do nosa i od razu poczułam to, czego bardzo nie chciałam poczuć.
- Nie lubię pomarańczowego soku - wycedziłam przez zęby, na co chłopak zachichotał pod nosem.
- Poważnie? - zapytał, dusząc śmiech.
Skinęłam głową.
Sama sobie nie wierzyłam. Zostałam porwana i na dodatek wybrzydzałam! Równie dobrze mogłam dostać do picia ocet albo zostać skazana na śmierć głodową.
Ugryzłam się w język, mimo że nie mogłam cofnąć swoich słów. Jednak, blondyn wcale nie wyglądał na wkurzonego. Patrzył na mnie, unosząc brew, aż w końcu wybuchnął śmiechem. Chyba na prawdę go rozbawiłam.
- Jesteś niemożliwa - pokręcił nie dowierzając głową, ale wciąż się uśmiechał.
Przez chwilę, wcale nie przypominał kolesia z gangu. Zachowywał się raczej jak zwykły koleś, spędzający czas ze znajomymi. Zaczęłam się zastanawiać jak to wszystko wygląda, czym się zajmują i jak spędzają czas wolny, ale nawet nie śmiałam go o to zapytać.
- Wiesz co? - zapytał, ale nawet nie dał mi szansy na odpowiedź. - Lubię cię, Lauren.
- Skąd znasz moje imię? - zaskoczona, zapytałam odruchowo.
- To nie takie trudne - przewrócił dramatycznie oczami, a ja miałam ochotę walnąć głową w ścianę.
Powinnam najpierw pomyśleć, zanim coś powiem.
Na pewno nie jest dla nich żadnym problemem, wyszukiwanie informacji o ludziach, na których mają oko.
Nie mówiąc nic więcej, poszedł w stronę wyjścia. Kiedy stawiał stopę na pierwszy schodek, obrócił się na chwilę.
- Jakbyś czegoś potrzebowała to wołaj - oznajmił. - Jestem Luke.
Po tych słowach, wyszedł, zostawiając mnie samą w ciemnościach.
Od razu, chciałam za nim zawołać i powiedzieć, że chcę stąd wyjść, ale wiadome było, że tylko wyśmiałby mi się w twarz. W takim razie, musiałam sama wymyślić sposób na wydostanie się z tego miejsca. Kończąc jeść całkiem niezłe spaghetti, dopieszczałam w głowie mój plan doskonały.
CZYTASZ
Mask • Michael Clifford
Fanfic... a wszystko zaczęło się od placu zabaw. ••• Okładkę wykonała Stray Heart z www.unfaithful-heaven.blogspot.com Mask dostępny także na: http://mask-fanfiction.blogspot.com/