Rozdział 6

2.1K 172 25
                                    

Lauren 

Jasny promień słońca poraził mnie z samego rana. Przetarłam oczy; chyba najwyższy czas wstawać. Powoli wygrzebałam się spod ciepłej kołdry, choć niespecjalnie miałam na to ochotę. Mimo wszystko, z uśmiechem na ustach, wstałam z łóżka i poszłam prosto do łazienki. Przemyłam twarz chłodną wodą, po czym popatrzyłam w lustro i o mały włos nie dostałam zawału. W odbiciu, poza sobą, zobaczyłam Michaela, osłoniętego od pasa w dół jedynie ręcznikiem. Kiedy zobaczył moją reakcję, zachichotał pod nosem.

- Dzień dobry - powiedział na powitanie.

Niestety kompletnie mnie zamurowało, a słowa uwięzły mi w gardle. Czułam jedynie piekące rumieńce na policzkach. Najgorsze było to, że nie mogłam ruszać nogami, przez co stałam w miejscu jak kompletna idiotka. Natomiast Michaela wcale nie poruszyła ta sytuacja; w przeciwieństwie do mnie, nie czuł skrępowania. Spokojnie grzebał w szafce, a gdy tylko znalazł w niej małą buteleczkę, bez słowa wyszedł z łazienki, zamykając za sobą drzwi.

Oprzytomniałam dopiero po chwili, ale musiałam jeszcze raz oblać się wodą, żeby na dobre powrócić na ziemię.

Nigdy wcześniej nie znalazłam się w bardziej niezręcznej sytuacji i ilekroć próbowałam myśleć o czymś innym, w mojej głowie pojawiał się obraz półnagiego blondyna. Potrząsałam głową, żeby odgonić te natrętne myśli, ale wcale nie pomagało.

Zabrałam się za wybieranie ciuchów, żeby zająć myśli czymś innym. Nie byłam na pokazie mody, więc nie przywiązałam specjalnej wagi do stroju. Spięłam włosy w koński ogon i mogłam wyjść z pokoju, ale nie byłam w stanie. Stałam na środku pokoju i gapiłam się na drzwi. Serce waliło mi jak młotem. Wystarczyło zwyczajnie zejść na dół i pójść do kuchni; mój żołądek domagał się jedzenia. Problem tkwił w tym, że czułam skrępowanie, jednocześnie obawiając się reakcji chłopców.

To chore.

W końcu odważyłam się położyć dłoń na klamce, a później ją nacisnąć i pociągnąć. Nogi mi drżały, ale nawet mimo to, zejście po schodach zakończyło się sukcesem. Nieśmiało wychyliłam głowę za framugę, zaglądając do kuchni. Gdy ujrzałam Luke'a, stojącego przy blacie, odetchnęłam z ulgą i weszłam do środka.

- Hej - przywitałam się, nabierając pewności siebie.

- O, cześć - odpowiedział, nie odrywając wzroku od kubka, do którego nalewał kawy. - Chcesz?

Skinęłam głową, po czym zajęłam jedno z wolnych miejsc przy stole. Ledwo co usiadłam na krześle, gdyż nie się za bardzo rozgaszczać; wcale nie czułam się jak u siebie w domu.

Po chwili, Luke usiadł na przeciwko, stawiając na stole dwa kubki z ciepłym napojem. Jeden podsunął bliżej mnie. Kilka centymetrów dalej stała cukierniczka, ale nie miałam na tyle odwagi, żeby po nią sięgnąć. Postanowiłam więc spróbować kawy bez słodzenia i zaraz tego pożałowałam; była bardzo mocna.

- Weź cukru - chłopak wybuchnął śmiechem.

Odpowiedziałam mu bladym uśmiechem, bo na nic więcej nie było mnie stać.

- Dzień dobry! - usłyszałam niespodziewanie.

Do kuchni, żwawym krokiem wszedł Ashton i od razu skierował się do lodówki. Pogwizdując, zaczął wyciągać z niej różne produkty i zabrał się do przygotowywania śniadania. Jego obecność sprawiła, że cała odwaga uleciała ze mnie jak powietrze z dziurawego balonu.

- Hej, Ash - przywitał go Luke. - Nie musisz tak krzyczeć.

Tamten tylko machnął na to ręką.

Mask • Michael CliffordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz