Rozdział 8

1.9K 159 22
                                    

Michael

 

W czwórkę siedzieliśmy przy stole w kuchni, gdyż zwołałem obowiązkowe zebranie, a wymagały tego powstałe okoliczności. Musieliśmy sobie wyjaśnić kilka niedociągniętych spraw, dość ważnych spraw. Nie zwlekając, od razu przeszedłem do sedna.

- Ashton, co ci wtedy odbiło? - warknąłem, przywołując obraz przyjaciela, pozwalającego aby wróg zadał mi cios.

- Co mi odbiło? - odpowiedział pytaniem na pytanie. - Stary, serio wybacz. To ten palant sprzedał mi kopniaka.

Tylko tyle miał do powiedzenia na swoją obronę?

Rozmyślając, zacząłem pocierać skronie. 

Znowu było tak blisko, już prawie go mięliśmy, ale znowu zwiał. Taka sytuacja powtarzała się już enty raz. Było to bardziej męczące, niż można sobie wyobrazić.

- To wszystko? - Luke niespodziewanie przerwał milczenie, tym samym wyrywając mnie z zadumy. - Spieszy mi się.

Jego słowa mocno mnie trafiły, ale nawet nie zdążyłem otworzyć ust, a ten już zdążył wstać od stołu. Ruszył w stronę frontowych drzwi, a ja zaraz za nim; nie miałem czasu na zastanowienie. Narzucił na siebie dżinsową kurtkę i chwycił klamkę. Najwyraźniej nie miał zamiaru mi się tłumaczyć.

- Nie będzie mnie cały dzień - oznajmił krótko, marszcząc czoło. - Musisz znaleźć inną niańkę dla Lauren - warknął, co nie było dla niego typowe.

Po tych słowach, po prostu wyszedł, nie zapominając o trzaśnięciu drzwiami. Nie mogło zabraknąć dramatycznego wyjścia.

Tak czy siak, machnąłem na to ręką. Niech idzie. Nie miałem nastroju, żeby się zadręczać takimi bzdurami jak jego nieobecność w domu, kiedy nie był jakoś specjalnie potrzebny.

Jakby nigdy nic, wróciłem do kuchni, ale Ashton i Calum także wstali ze swoich miejsc. Ten drugi, wziął ze sobą puszkę schodzonego piwa, po czym poszedł do salonu; wyraźnie chciał okupować telewizor. Chwilę później, Ashton przemknął obok mnie i wbiegł po schodach, żeby zamknąć się w swoim pokoju. Innymi słowy wszyscy mnie zostawili. Chociaż... została jeszcze jedna osoba.

Nie zwlekając, poszedłem odwiedzić Lauren. Pewnie zapukałem do drzwi, lecz nie dostałem żadnej odpowiedzi. Spróbowałem ponownie. Znowu cisza. W końcu, zajrzałem do środka, ale nikogo tam nie zobaczyłem. Moje serce momentalnie przyspieszyło; nie wyglądało to zbyt dobrze. Wyczuwałem kolejną próbę ucieczki oraz narastającą we mnie złość. Przekroczyłem próg i omiotłem wzrokiem każdy zakamarek pomieszczenia. Kiedy już miałem wybuchnąć, kątem oka ujrzałem wybrzuszenie na łóżku.

Jakim cudem mogłem to przeoczyć?

Złapałem się za głowę, nie dowierzając. Może faktycznie byłem przewrażliwiony...

Podszedłem bliżej łóżka i położyłem dłoń na czymś, co uznałem za plecy Lauren.

- Hej, jesteś tam? - zapytałem, choć było to pytanie retoryczne.

Zamiast normalnej odpowiedzi, usłyszałem jedynie krótki jęk. Pozwoliłem sobie na odchylenie rąbka kołdry, chcąc obejrzeć twarz dziewczyny, ale zobaczyłem tylko burzę brązowych włosów. Jednak nie poprzestałem na tym moich "poszukiwań". Zacząłem odgarniać grzywkę, aż wreszcie dostrzegłem nos, a później zamknięte oczy i usta. Na ten widok, zaśmiałem się pod nosem.

- Już południe - oznajmiłem. - Długo masz zamiar spać?

Skinęła głową, mocniej zaciskając powieki.

Mask • Michael CliffordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz