Rozdział 12

1.9K 157 19
                                    

Lauren

Nie wiem gdzie nas wrzucili, wyglądało to jak jakiś schron jeszcze z czasów wojny. Zostałam ciśnięta wgłąb podziemnego pomieszczenia. Było w nim ciemno, zimno i wilgotno. Uderzyłam plecami o twardą ścianę, a Michael został potraktowany tak samo. Nawet jeśli chciał stawiać opór łysemu dryblasowi, nie miał szans, bo różnica między ich siłą i wzrostem była zbyt duża.

W tym tajemniczym pokoju nie było żadnego okna, ani innego źródła światła. Jedyne co widziałam to niewielki otwór w suficie, przez który się tu dostaliśmy. Od "drzwi" do podłogi prowadziła drabina, po której schodziła kolejna osoba. Była raczej drobna, przypominała kobietę.

Kiedy podeszła blizej, Michael gwałtownie wciągnął powietrze do płuc.

- To ty... - powiedział z nutą obrzydzenia w głosie.

Patrzyłam to na niego, to na jej chytry uśmieszek. Szła ku nam, seksownie kręcąc biodrami. Jej wysokie obcasy stukały rytmicznie, odbijając się echem od ścian. Zastanawiałam się tylko w jaki sposób zeszła po drabinie, nie łamiąc sobie kostek.

- Tęskniłeś za mną? - Mruczała niczym kotka, prężąca się do skoku.

Oglądałam z boku jak przybliżała się do chłopaka; odległość między nimi nie była większa niż metr. Położyła mu ręce na barkach, na co on wzdrygnął się lekko.

Kiedy przyłożyła usta do jego ucha, poczułam dziwne ukłucie w sercu. Zacisnęłam zęby, żeby powstrzymać krzyk.

Nieskazitelna uroda brunetki była doskonale widoczna nawet w półmroku. Pełne usta, pokryte intensywnie różowym błyszczykiem, połyskiwały w bladym świetle, niczym gwiazdy na niebie. Błękitne oczy świetnie kontrastowały z ciemnymi włosami, a otoczone były wachlarzem gęstych rzęs. Wydatne kości policzkowe nadawały kształt nieskazitelnej twarzy, przez co nie potrzebowała ani grama bronzeru. Zazdrościłam jej długich, zgrabnych nóg, które idealnie prezentowały się w obcasach i krótkiej, obcisłej spódniczce.

Długimi, ozdobionymi czerwonym lakierem, paznokciami muskała policzki i linię szczęki Michaela.

- Alison, chodź tu! - Niespodziewanie, krzyk Daniela dobiegł z góry.

Dziewczyna wywróciła oczami, ale posłusznie obróciła się na pięcie i ruszyła w stronę wyjścia.

- Jeszcze do ciebie wrócę - rzuciła na odchodnym.

Gdy weszła po drabinie, faceci poszli w jej ślady, po czym zamknęli klapę w suficie, zostawiając nas w kompletnej ciemności. Po całym ciele przeszły mnie niekontrolowane dreszcze.

Nie lubiłam być zamykana pod kluczem, a przecież już miałam ku temu okazję. Dręczyły mnie obawy, że już nigdy nie ujrzę światła dziennego, ale znikały od razu, gdy przypominałam sobie kto mi towarzyszył. We dwójkę mieliśmy o wiele większe szanse na ucieczkę. 

- Gdzie jesteś? - szepnął Michael.

Automatycznie wyciągnęłam ręce przed siebie i zaraz poczułam jego ramię pod swoimi palcami. Umocniłam uścisk i przysunęłam się bliżej, żeby choć trochę zmniejszyć ogarniający mnie lęk.

- Przepraszam... - wydusiłam z siebie. - Zachowałam się podle. - Nie mogłam opędzić się od poczucia winy; przeprosiny same cisnęły się na usta.

- Przestań. - Tym jednym słowem skutecznie mnie uciszył. - Nikt nie jest winny.

Skąd w nim tyle zrozumienia? Zadziwiał mnie, zwłaszcza że przyjaciel spiskował za jego plecami, a wróg po raz kolejny próbuje go wyeliminować. Nie wiem czy ja byłabym w stanie wytrzymać pod tak wielką presją.

Mask • Michael CliffordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz