Rozdział 16

2.1K 180 16
                                    

Lauren

Nie miałam pojęcia gdzie Michael planował mnie zabrać na randkę, toteż nie miałam pojęcia co na siebie włożyć. Stałam przy szafie i po prostu na nią patrzyłam, jakby zaraz miała przemówić i mi pomóc w wyborze. Oczywiście, nie miałam co liczyć na cud i pozostawało mi podjęcie samodzielnej decyzji. Trochę postękałam i pojęczałam, aż w końcu wybrałam zwykle dżinsy i czarną koszulkę - nie szłam przecież na pokaz mody. Poza tym, kto by zwracał uwagę na taki głupi szczegół jak ubiór?

Wyszłam z domu już po kilku minutach, a Mikey już czekał. Stał na podjeździe, oparty o swój srebrny samochód. Idealnie pasował do takiej scenerii. Niekontrolowanie przygryzłam wargę, za co skarciłam się w myślach już po fakcie.

– Zapraszam – powiedział, otwierając przede mną drzwi od strony pasażera.

Wsiadłam posłusznie, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Moja ekscytacja rosła z każdą kolejną minutą, przyprawiając mnie o ból brzucha.

Gdy tylko Michael usiadł za kierownicą, nie zwlekając, odpalił silnik.

– Powiesz mi gdzie jedziemy? – Ciekawość była ode mnie silniejsza.

– W jedno specjalne miejsce.

Po chwili, jechaliśmy w kierunku przeciwnym do centrum miasta. Zastanawiałam się co może być ciekawego w australijskim buszu, oczywiście nie licząc pająków-zabójców. Jednak nie chciałam narzekać, toteż zostałam przy podziwianiu widoków za oknem. Im jechaliśmy dalej w głąb kraju, tym było coraz mniej zieleni. Lasy były rzadsze, a niebo czystsze. Wreszcie miałam okazję zobaczyć prawdziwą Australię, nie tylko budynki w mieście. I szczerze mówiąc, robiła wrażenie. Mimo że wolałam miasto, ten naturalny obraz niebywale mnie zachwycił.

Otworzyłam okno, żeby ochłodzić się powiewem wiatru, co okazało się być trafionym pomysłem. Zamknęłam oczy, aby osiągnąć pełnię spokoju. Wtem, poczułam dotyk na kolanie, lecz wcale się nie wystraszyłam. Wręcz przeciwnie, zrobiło się jeszcze przyjemniej.

– Lauren?

– Tak? – odparłam, kładąc dłoń na dłoni Michaela, która wciąż spoczywała na mojej nodze.

– Tylko sprawdzałem czy śpisz – zaśmiał się, na co miałam ochotę sprzedać mu kuksańca w ramię, ale odpuściłam sobie.

Gdy otworzyłam oczy, żeby na niego spojrzeć, uśmiechał się szeroko, przez co moje serce niekontrolowanie zadrżało. Uwielbiałam patrzeć na niego, kiedy był taki uradowany. W takich momentach, kompletnie nie przypominał tego Michaela, którego po raz pierwszy spotkałam w parku. Ten Michael, mój Michael, był absolutnie wspaniałym człowiekiem, nawet jeśli sam tego nie zauważał. Na początku nie wyglądał nawet na miłego, a gdy tylko go poznałam nieco bliżej, dowiedziałam się, że nie skrzywdziłby nawet muchy. Szczerze wątpiłam czy byłby w stanie kogoś zabić.

– Co się tak na mnie patrzysz? – Z zamyślenia wyrwało mnie jego pytanie; nawet nie oderwał wzroku od drogi.

Na końcu języka miałam jakąś ciętą ripostę, ale powstrzymałam się zawczasu. Posłałam mu po prostu najbardziej uroczy uśmiech na jaki było mnie stać.

Niestety, moje starania nie zakończyły się sukcesem, a w tym przekonaniu upewnił mnie.głośny śmiech chłopaka. W odpowiedzi, wydęłam usta, nieco urażona.

– Oh, przestań. – Popatrzył na mnie na chwilę. – Droczę się tylko. Jesteś cudna.

Nawet nie próbowałam powstrzymać rumieńców, nachalnie wpełzających na moją twarz.

– Zaraz będziemy na miejscu – oznajmił.

Ponownie spojrzałam za szybę, lecz tym razem przednią. Przed nami ciągnęła się tylko prosta droga, prowadząca prosto na szczyt wzgórza. Moja ekscytacja diametralnie wzrosła i szczerze nie mogłam się doczekać.

Mask • Michael CliffordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz