Rozdział 14

709 26 8
                                    

Nastolatka przekroczyła próg Szkoły Salvatore. Mogła nazwać ją swoim drugiem domem. Od pięciu lat spędzała tu przecież równie dużo czasu co w Nowym Orleanie z rodziną. Nie od początku było łatwo, ale zaaklimatyzowała się i naprawdę polubiła to miejsce. 

Pojawiła się  w szkole jako mistyczna hybryda, córka wielkiego Klausa Mikealsona. Cześć osób chciała się przez to z nią przyjaźnić, inni jej zazdrościli albo obawiali się.

Hope nie była też na początku zbyt towarzyska. Straciła rodzinę, była wyjątkowa, inna niż wszyscy. Wychowywała się z tatą, który też zawsze miał problemy z okazywaniem uczuć. Dlatego początki nie były łatwe, ale potem wszystko się zmieniło. Wzięła sobie do serca radę by czerpać z życia jak najwięcej. Musiała mieć przecież o czym opowiadać mamie i reszcie rodziny.

- Hope  !

Dwie dziewczyny podeszły do niej i kolejno przytuliły. Z czasem nastolatka znalazła tu prawdziwych przyjaciół i nie tylko.

- Cześć Lizzie, Cześć Josie - uśmiechnęła się Brunetka - Jak tam Wasza przerwa, co u mamy ?

Trzy dziewczyny przeszły przez hol i weszły do salonu gdzie usiadły na jednej z kanap by móc w spokoju porozmawiać. Z każdą chwilą pojawiało się coraz więcej uczniów. 

- Byłyśmy z mamą w Paryżu - powiedziała podekscytowana Josie - Było świetnie.

- Kupiłam sobie mnóstwo nowych ciuchów i kosmetyków, koniecznie musisz je zobaczyć - dodała Lizzie.

Bliźniaczki Saltzman, bardzo się od siebie różniły. Ciemnowłosa Josie, była bardziej spokojna. Uchodziła za tą dobrą i grzeczną. Słodką, uroczą. Do tego wolała dziewczyny. Za to Lizzie wciąż oglądała się za chłopakami, była wyższą Blondynką i nie przejmowała się byciem miły. Gdy się ją poznało mogło się odnieść wrażenie, że jest wredną, egoistyczną suką. Hope też tak myślała na początku, ale potem zbliżyły się i zaprzyjaźniły.

- To świetnie... - powiedziała Brunetka.

- A jak w Nowym Orleanie ? - spytała Josie.

- Wspaniale było zobaczyć tatę - uśmiechnęła się Hope - Bardzo tęsknię za mamą i resztą rodziny, ale przynajmniej mam jego.

- Masz też nas - powiedziała Lizzie i uśmiechnęła się.

Blondynka potrafiła być naprawdę wredna, ale były dwie osoby o które bardzo dbała, Josie i Hope. Traktowała Mikealson jakby była jej siostrą i zawsze się o nią troszczyła, wspierała. Zresztą dobrze się bawiły, także we dwie gdy Josie nie miała ochoty na szaleństwa i imprezy.

- Cześć Dziewczyny - powiedział Rafael podchodząc do nich.

Wilkołak, który pojawił się w szkole rok temu. Spodobał się Lizzie, ale on wolał Hope, na szczęście nie zagroziło to przyjaźni. Zresztą Hope nie podjęła jeszcze decyzji...

- Cześć Rafael - uśmiechnęła się Josie.

- Dobrze znowu Cię widzieć - dodała Hope.

- Opowiadaj co u Ciebie - powiedziała Lizzie.

Chłopak dosiadł się do nich i wszyscy zaczęli mówić jak minęło im te kilka dni wolnych od szkoły. Wtedy Brunetka zobaczyła pewną osobę wchodzącą do szkoły...

- Zaraz wracam - rzuciła do przyjaciół i ruszyła przez hol.

Zatrzymała się dopiero gdy przed nią stał wampir, i to kilkuset letni. Roman Sienna. Jej pierwsza miłość, chłopak z którym pierwszy raz się całowała. Jednak tak naprawdę nigdy nie byli parą, nie byli gotowi, albo okoliczności temu nie sprzyjały. Potem pojawił się Rafael i Hope trochę się pogubiła w uczuciach.

- Cześć - powiedziała.

- Cześć Hope - uśmiechnął się do niej Roman - Zapytałbym co u Ciebie, ale przecież wiem, bo niedawno widzieliśmy się w Nowym Orleanie.

- I teraz znowu się widzimy, tu w szkole... - powiedziała Nastolatka.

- Nie mogę się już doczekać kolejnej imprezy, świetnie tańczysz - stwierdził Wampir.

Poszedł przywitać się ze znajomymi, a Hope stała jeszcze przez chwilę sama z uśmiechem na ustach. Może i była magiczną trybrydą, ale wciąż była nastolatką. A takie słowa od chłopaka, który być może nadal jej się podoba robiły wrażenie.

Always and Forever - The Originals x Legacies ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz