We krwi

138 9 9
                                    

Spadają wartko krople

Ze splamionej ręki.

Rozpryskują się u stóp,

Wsiąkają w falbany sukienki.

Biel weselną, czystą,

Przykrywa żałobny karmin.

Patrzą żałobnie na to wszystko,

Ci, którzy wcześniej już zmarli.

Rana pluje czerwienią,

Gdy ostrze z niej wyjęto.

Jej upływ ukazują palce

Zaciśnięte w walce, więdną.

Kałuża rośnie i kwitnie.

Deski podłogi nie chcą jej przyjąć.

Piszczą głośno z obrzydzenia.

Jak one to z siebie zmyją?

Rozdziawiają się sine usta.

Kapie z nich spieniona ślina.

Oczy uciekają w głąb czaszki,

A ciało w konwulsjach się spina.

Świszczy przerwana tchawica,

Bo już płuc nie pompuje.

Dusza uchodzi z dziewczynki cicho.

Śmierć niechętnie triumfuje.

Metaliczny brzdęk przecina ciszę

Jaką zbrodnia zasiała.

Morderca niechwiejnie się cofa.

Z pasją patrzy na ciała.

Pewny jest każdego kroku,

Tak jak pewny był każdego cięcia.

Ile komu dzisiaj odebrał?

Nie liczy, i nie ma pojęcia.

Ma za to satysfakcję, jaką ma zawsze,

Gdy oddechy cudze z gardeł upuszcza

Jego nóż, stal jego, narzędzie pracy,

Symbol władzy, magia i różdżka.

Wyciera dłonie w spodnie,

Choć wie, że krew zmyć ciężko.

Łowy na dziś łowy były udane.

Cała rodzina, w tym dziecko.

Zaciera ręce z uciechom.

Co zrobi potem? Jak się zabawi?

Lecz kiedy myśli, drzwi trzaskają,

Patrzy, a w progu coś się jawi.

Postać niska i drobna.

Loki jak pajęczyna oplatają jej szyję.

Morderca przeciera oczy.

To dziewczyna, ta sama co nie żyje.

Jej kontur się zaciera.

Biała sukienka rozmywa się w podmuchu.

Nie rusza się, a jednak pędzi.

Tylko w jej włosach nie widać ruchu.

Jest już obok niego.

Zimne jest jej oblicze.

Oczy za to, przeciwnie.

Jarzą się jak znicze.

Nie uśmiecha się, nie drga,

Gdy patrzy na swoje szczątki.

Zbrodniarz się wycofuje z nadzieją,

Lecz to tylko gorszego złe początki.

Biała dłoń dziecięca wystrzela.

Zatapia się głęboko w jego jelita.

Krew znowu tryska na tapetę.

Przez krople na szybie słońce świta.

Rozlane flaki psychopaty

Dom za próg wyrzucił.

Stara się je zbierać po drodze,

Lecz i tak część po ziemi włóczy.

Zjawa patrzy za nim, czy nie wraca.

Została sama, w klucze szczękają w zamku.

Stoi w swojej piżamie,

Nieżywa na zimnym ganku.



Mocno widać tutaj wpływ tego co czytam na moją twórczość. Świeżo po lekturze "Anny we krwi" poszłam w makabrę. Ale nie wyszło fatalnie.

Wiersze spod grzybkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz