Przechodzę przez ścinę wodospadu.
Spadają mi na kark zimne krople.
Wchodzę pod strop jaskini wilgotnej.
Podziwiam rosnące tam kamienne sople.
Nieustająca kakofonia pisków.
W uszach dzwoni śpiew zbudzonych gacków.
Kierując się szumem wód podziemnych
Przeszukuję ciemność po omacku.
Zapach zimna łzy wyciska.
Piękno czuję, choć te za mrokiem.
Śliskie ściany lśnią w wyobraźni.
Mając ją, pogardzam wzrokiem.
Nie podoba mi się ten wiersz, mówiąc szczerze i nader krytycznie.
CZYTASZ
Wiersze spod grzybka
ŞiirPo prostu utwory literackie, posiadające rymy, albo nie. Głównie wyrwane z zeszytów, lub pisane jako komentarz do mojego życia. Uzbierało mi się tego trochę, więc może to czas, by podzielić się nimi z przypadkowymi czytaczami. O mój Quetzalcoatl'u...