ROZDZIAŁ XLII

712 70 68
                                    

Louis siedział przy małym stoliku, który swoje miejsce miał w rogu pomieszczenia. Właśnie został obudzony przez swoje siostry, które bez litości wyciągnęły go z łóżka i zmusiły, by ten zszedł na dół i zjadł z nimi śniadanie. Zdążył już zapomnieć jak to jest, kiedy mieszka się z tyloma osobami w domu i codziennie wstaje się o siódmej, by resztę dnia spędzić w ciągłym hałasie i ruchu, kiedy dziewczynki nie mogły zostać same na dłużej niż dwie minuty. Były naprawdę szalone i nigdy nie wiadomo, co siedzi w ich głowach. Raz nawet udało im się porysować ściany, gdy Louis poszedł do toalety na dosłownie trzydzieści sekund. Nadal był w szoku jak w tak krótkim czasie jego siostry zdążyły narysować wielką żyrafę i podpisać ją jego imieniem. Stres jaki wtedy przeżywał był wielki, bo miał zaledwie godzinę do przyjścia ich mamy, lecz radość młodszego rodzeństwa sprawiła, że nie mógł być na nie zły. Musiał jedynie zapłacić ze swojego kieszonkowego za farbę i samodzielnie zamalować dzieło, jakie te stworzyły.

- Co chciałbyś na obiad? - Jay zapytała, kładąc przed nim talerz z dużą ilością naleśników. Uśmiechnął się wdzięcznie i zaciągnął się tym cudownym zapachem. Tak bardzo za tym tęsknił.

- Nie jestem pewny czy zostanę do wieczora. Chciałem jeszcze pogadać z Zaynem, a później spotkać się z Harry'm. Ale obiecuję, że wpadnę na weekend i być może wezmę ze sobą Hazzę. - wepchnął sobie do ust spory kawałek smakołyku, nie odrywając wzroku od swojej rodzicielki.

Nie widział jej od kilku tygodni i zdążył się za nią naprawdę stęsknić. Jej brzuszek był większy niż ostatnim razem, co sprawiało, że wyglądała naprawdę dobrze. Sam Daniel nie wydawał się już taki zły, lecz dla Louisa i tak zostanie człowiekiem, który nie zasługuje na jego zaufanie. Do ślubu tej dwójki zostało naprawdę mało czasu, jednak na myśl o tym szatyn nie wpadał w taką złość jak kiedyś. Starał się zaakceptować życie swojej matki i cieszyć się z tego tak jak ona. Była przecież najważniejszą kobietą w jego życiu i nawet jeśli na początku był wściekły, teraz chciał ją wspierać w trudnych chwilach. Pamiętał jak znosiła wszystkie ciąże i w momencie, w którym tego nie pokazywała, on wiedział, że każdego ranka siedzi w łazience i nie może z niej wyjść przez kilkanaście minut. 

- Nie szkodzi, skarbie. Cieszę się, że już jesteś samodzielny. Mam nadzieję, że kiedyś doczekam się wnuków. - zaśmiała się, do szatyn odwzajemnił. Chciałby jej to obiecać już teraz, jednak nie chciał się spieszyć. Wiedział, że kobieta bierze dosłownie wszystkie składane przez niego obietnice, nawet te w żartach. Nigdy nie wiadomo co może wydarzyć się za kilka lat.

- Mamo, mam pytanie... - zaczął, kompletnie zmieniając swoje nastawienie. Był teraz zamyślony i widać było, że coś go trapi. Jego matka była osobą, której mógł powiedzieć wszystko, dlatego zdecydował się, by to właśnie z nią pierwszą porozmawiać na temat Malika.

Jay posłała mu mały uśmiech, a w jej oczach była widoczna troska. - Tak?

- Jeśli... Jeśli ktoś zapewnia, że kocha pewną osobę, a i tak ją zdradza... Jak mam to rozumieć? Znaczy, nie zdradza, nie wiem jak to wyjaśnić. To skomplikowane. - jęknął żałośnie, chowając twarz w dłoniach. Naprawdę znajdował się teraz w rozsypce i nie miał pojęcia od czego zacząć.

- Czy coś stało się pomiędzy Tobą a Harry'm? - zapytała, przestając przygotowywać składniki na obiad.

- Nie, w życiu. - zapewnił, trzymając rękę na piersi. - Mój znajomy tak robi. I nie wiem, czy powinienem być zły, że zachowuje się w taki, a nie inny sposób. Mówił, że go kocha, a później słyszałem, jak siedzi w sypialni z jakimś gościem...

- Louis, kochanie. - śmiech Jay po raz kolejny wypełnił pomieszczenie. - Za bardzo przejmujesz się tym wszystkim. Nie powinieneś tak robić. To jest jego życie, BooBear. Może źle coś zrozumiałeś? Albo ten Twój kolega nie może sobie z czymś poradzić i w ten sposób próbuje odreagować? Moim zdaniem powinieneś z nim pogadać, zanim cokolwiek powiesz. Natura ludzka taka już jest. Zakładamy wszystko co najgorsze zanim zdążymy dowiedzieć się jaka jest prawda. I także wtrącamy się w coś, co nie powinno nas interesować. - zachichotała, pochodząc do niego. Włożyła dłoń w jego roztrzepane włosy i pozwoliła, by ten przytulił się do jej brzucha.

Depend on it [LARRY/ZIAM] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz