Rozdział II

2.1K 164 166
                                    

-Impreza?

Szatyn spojrzał na swojego towarzysza lekko zdezorientowany, ale nie mógł powiedzieć, że nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy. Nigdy nie spodziewał się po tym nieśmiałym chłopaku takich rzeczy, a on tymczasem zaprosił go na ich pierwszą wspólną randkę na największą imprezę w okolicy.

Troye zaśmiał się i stanął na palcach, aby złożyć krótki pocałunek na policzku Tomlinsona. Domyślił się już wcześniej, że chłopak tak zareaguje na to dość nietypowe spotkanie. Nie mógł jednak odmówić sobie tych dwóch rzeczy i jakoś musiał je ze sobą pogodzić. Podszedł do drzwi i zadzwonił w dzwonek, co nawet po 5 minutach nie dało rezultatu. Muzyka wydobywająca się z głośników była zbyt głośna, żeby ktokolwiek mógł usłyszeć, że chcą wejść do środka. Louis widząc lekkie zdenerwowanie na twarzy chłopaka, po prostu wszedł do środka, nauczony już przez lata imprezowania, że tak właśnie powinno się robić, jeśli kiedykolwiek chce się wejść na imprezę. Wyciągnął dłoń w stronę blondyna i gdy ten ją złapał, zaczął kierować się w nieznanym sobie kierunku. Liczyło się teraz tylko to, żeby obczaić gdzie mógł znajdować się alkohol.

-Louis!

Chłopak słysząc swoje imię, odwrócił się w tym kierunku i od razu śmiech opuścił jego usta, widząc swoich przyjaciół kompletnie pijanych. Wiedział, że tu będą, jednak nie przyszło mu nawet do głowy to, że tak szybko będą wstawieni.

-Widać, że nie próżnujecie.

-Ty chyba nas nie znasz, skoro jesteś w stanie wypowiedzieć takie słowa. Poza tym, właściciel jest świetny, od razu witał nas alkoholem. Tylko głupi by nie skorzystał! - Irlandczyk opadł na kanapę, która była pusta i wziął do ręki puszkę piwa. Nikt tak naprawdę nie wiedział do kogo ona należała, jednak jemu samemu nie za bardzo to przeszkadzało. -Kto tak właściwie jest organizatorem?

Louis zastanowił się na chwilę nad pytaniem, które przed chwilą padło. Dowiedział się o domówce dopiero chwilę przed, kiedy podjechał swoim samochodem pod duży dom, który z pewnością należał do jakiegoś bogatego dzieciaka z ich szkoły. Jednak dziwił go jeszcze bardziej fakt, że nie znał właściciela, a gdyby był to ktoś z jego szkoły, na pewno wiedziałby od razu o nawet najmniejszym szczególe związanym z tym wydarzeniem.

Spojrzał szybko w stronę Troye'a, który powinien wiedzieć, u kogo w salonie właśnie się znajdują. Ten jedynie wzruszył ramionami uświadamiając chłopakowi, że wie tyle samo.

-Przyszedłem tu z Tobą, bo zapraszali każdego. Słyszałem coś, że to impreza zapoznawcza, ponoć jest ktoś nowy i...

-Mówicie o Jacobie? - Zayn dopiero teraz zrozumiał temat rozmowy, zbyt mocno pijany, żeby cokolwiek dotarło do niego wcześniej. Jego oczy rozjaśniały na samą myśl o chłopaku, który był znany tylko jemu.

-O kim Ty mówisz, Zee?

-Jacob Bix... Bicn... B....

-Bixenman, kochanie. - Liam od razu poprawił mulata, uśmiechając się lekko, widząc stan swojego przyjaciela. Uważał, że nie ma nic słodzszego, niż Zayn z czerwonymi policzkami i rozwalonymi włosami. Pewnie to wydaje się dziwne, osoba trzecia łatwo mogłaby go oskarżyć o zauroczenie tym chłopakiem, jednak on tylko uważał, że ten chłopak ma wyjątkową urodę i tego właśnie się trzymał.

-O właśnie! Dzięki, bracie.

Malik poklepał przyjaźnie po plecach bruneta, na którego twarzy pojawił się cień smutku. Louis widząc reakcje chłopaka, zanotował sobie w głowie, że musi koniecznie z nim o tym porozmawiać. Teraz jednak nie było to odpowiednie miejsce, a on sam musiał zająć się chłopcem, który już dorwał się do kolorowego drinka. Uśmiech wkradł mu się na usta, a w jego brzuchu coś wywinęło fiołka. Wiedział, że dobrze trafił i, że to w końcu jest ktoś odpowiedni. Ktoś, kto chociaż trochę wypełni pustkę po pewnym zielonookim chłopaku, z przeklętymi dołeczkami w policzkach, które doprowadzały go do szaleństwa.

Depend on it [LARRY/ZIAM] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz