ROZDZIAŁ XII

1.5K 137 74
                                    

-A to?

Louis wszedł do pokoju, pokazując kolejną parę spodni, którą tego wieczoru przymierzał. Za godzinę mieli wraz z Eleanor zjawić się w domu Nicka, a tylko dziewczyna była przygotowana. Przeważnie było na odwrót, jednak od kiedy chłopak dowiedział się o obecności Stylesa na imprezie chciał wyglądać jak najlepiej.

Przeszła mu cała złość związana z pobiciem przez Jacoba, przecież brunet nic nie zawinił i doskonale rozumiał, że jego druga połówka była zazdrosna. Mimo, że bolała go cała ta sytuacja i bezradność, która biła na kilometr, sam by tak postąpił. Na pewno, kiedy jego chłopakiem byłby Harry.

-Rany boskie, trzymajcie mnie... Twoja dupa wygląda idealnie dobrze w tych spodniach, po prostu weź idź ułóż te włosy i jedziemy. Nie mamy całego dnia na Twoje strojenie się. - dziewczyna mruknęła, odkładając telefon na biurko.

-Złość piękności szkodzi. - mruknął, pokazując jej język i tak jak zaproponowała mu przyjaciółka, poszedł ogarnąć chociaż trochę swoje włosy. Nienawidził tego, że każdego dnia musi poświęcać im przynajmniej 20 minut. Jedynie lakier pomagał, aby w idealnym stanie pozostały więcej niż dwie godziny.

Kończąc myć zęby, spryskał się ulubionymi perfumami i wszedł do pokoju, gdzie dziewczyna zdążyła już założyć buty i kurtkę. Jak zwykle była ubrana tak, by wszystko do siebie pasowało. Nie mogła pozwolić sobie na chociaż jeden element, który mógłby zepsuć jej cały dzień roboty. Parsknął, nie rozumiejąc ani trochę kobiet. Nie zwracał nawet uwagi na to, że przed chwilą zachowywał się podobnie, jeden raz mógł sobie na to pozwolić.

-Chodź. Nie chcę potem dopijać resztek po wszystkich. - złapała go za rękę, ciągnąc na schodach do drzwi wyjściowych. Ledwo zdążył wziąć telefon i portfel, brunetka nawet na chwilę nie pomyślała o zwolnieniu.

-Co Cię ugryzło, El? - uniósł brew, kiedy opuszczali podjazd jego domu.

Odpowiedziała mu cisza, którą postanowił zignorować. W końcu jedzie dobrze się bawić, nie chciał myśleć o tym, za co Eleanor mogła być zła.

*

Muzyka grała głośno, dało się usłyszeć każde słowa piosenki nawet przed bramą, która stała otwarta czekając na wszystkich gości. Po ilości samochodów można było się domyśleć, że przyszła przynajmniej połowa szkoły i na pewno nie są to wszyscy. Grimshaw nigdy nie robił małych domówek, za każdym razem przychodziło przynajmniej sto osób. Louis wysiadł z samochodu, otwierając drzwi dziewczynie. Kiedy szli w stronę drzwi, ta chwyciła go za rękę, przypominając mu tym, że mieli grać parę. Z każdym dniem zapomniał o ich umówie, a przynajmniej raz w ciągu godziny myślał o swojej głupocie i o tym, że mógł rozegrać to inaczej. Nikt jednak nie mówił, że nie wszystkie jego pomysły nadają się do użytku. Weszli do środka, od razu witając się z kilkoma osobami. Nie wszystkich znał, ale czy to było ważne w momencie, kiedy mógł się napić i dobrze się bawić?

-Idę do dziewczyn, gdybyś czegoś potrzebował, po prostu zapytaj kogoś o to gdzie jestem. - pocałowała go w usta, delikatnie przeciągając tę chwilę. Chłopak nie protestował, myśląc o innych i o tym, żeby tylko w to uwierzyli. Ale pewne było to, że tego wieczora ona nie będzie mu potrzebna do niczego.

Odetchnął z ulgą, kiedy odeszła i mógł wytrzeć dyskretnie usta. Ruszył w stronę kuchni, gdzie musiał znajdować się alkohol. Rozpoznał kilku znajomych z klasy i kilku z młodszych klas, którzy czasem z nim rozmawiali. Z nikim jednak nie witał się inaczej, niż skinięciem głową.

Wszedł do mniej tłoczenego pomieszczenia, gdzie tak jak przypuszczał, znajdowały się piwa. Ruszył do lodówki, licząc na coś zimniejszego, nigdy nie mógł rozumieć ludzi, którzy mówili, że ciepłe piwo jest dobre. To tak, jakbyś zjadł lukrecję i powiedział, że smakuje jak truskawka.

Depend on it [LARRY/ZIAM] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz