- Louis, martwię się o Ciebie. - Harry przyciągnął chłopaka do mocnego uścisku, przez co ten pomyślał, że zaraz może mieć połamane żebra.
Miał właśnie wychodzić z domu Stylesów, w którym spędził całą poprzednią noc. Jego matka dobijała się do niego, jednak on nawet nie śnił o tym, aby odebrać telefon. Nie chciał rozmawiać z kimś, kto nawet nie próbował stanąć w jego obronie. Zawiódł się na niej tak bardzo, że nawet nie miał siły płakać.
Kiedy tylko udało mu się wydostać z domu i prawie złamać przy tym kark, pobiegł prosto do bruneta, który widząc jego poobijane ciało prawie padł na zawał. Od razu kazał mu mówić i zrobił mu jego ulubioną herbatę z mlekiem, która pomogła załagodzić chociaż trochę jego nerwy. Nie dbał o to, że jego wypowiedzi są pełne niedociągnięć i ukazywały jego wewnętrzny chaos, Harry nie śmiał go poprawiać. Był i słuchał, za co Louis był mu bardzo wdzięczny.
- Nie musisz, maluchu. Poradzę sobie. - mruknął, zaciągając się jego zapachem.
Jeżeli Daniel myślał, że uda mu się zepsuć ich związek, był naprawdę wielkim głupcem. Szatyn był w stanie zaryzykować nawet połamanymi kośćmi, jeśli nadal drzwi do jego domu będą zamykane a jedynym wyjściem będzie okno. Kto powiedział, że miłość nie potrafi doprowadzić do szaleństwa?
- A co, jak Dan zrobi coś o wiele gorszego, niż zwykłe zabranie Ci kluczy? Loueh, nie chcę znowu Cię stracić. - młodszy załkał, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. Tomlinson uśmiechnął się smutno, delikatnie pocierając jego zgarbione plecy. Nie mógł uwierzyć, że ten dzieciak z dnia na dzień jest coraz wyższy.
- Nie stracisz mnie, rozumiesz? Żaden głupi chuj nie sprawi, że nie będę mógł widywać mojego skarba.
- Obiecujesz? - spojrzał mu w oczy, ocierając łzę, która zdążyła spłynąć po jego pulchnym policzku.
- Obiecuję.
Złączył ich usta, chcąc ostatni raz tego dnia posmakować ich słodkiego smaku. Miał jeszcze parę spraw do załatwienia, przez które nie będzie mógł zobaczyć się już z tym maluchem. Przynajmniej nie dzisiaj.
- Koch... - Harry zaciął się, momentalnie robiąc się czerwonym na twarzy. - Kocham tę śliczną pogodę.
Louis zaśmiał się, jeszcze raz go przytulając. - Ja też, Harry. Ja też.
Widząc słaby uśmiech swojego chłopaka, dał mu całusa w czoło i wyszedł z jego domu, samemu uśmiechając się od ucha do ucha.
Wiedział co brunet chciał mu powiedzieć, nie był tak głupi. Jednak był świadomy tego, że te dwa piękne słowa przychodzą mu dosyć ciężko. Nie chciał na niego naciskać, da mu tyle czasu ile trzeba, aby ten w końcu powiedział mu to bez problemu. Mówił już kiedyś, że coraz bardziej jest w nim zakochany? Jeśli nie, to tak, ten nastolatek sprawiał, że jego serce szalało.
Wyciągnął telefon, kiedy przeszedł na drugą stronę ulicy i wybrał dobrze znany mu numer.
- Będę u Ciebie zadziesięć minut.
***
- Liam? Wybierasz się gdzieś?
Szatyn zatrzymał się w miejscu, kiedy usłyszał głos swojej dziewczyny. Przeklął w myślach i odwrócił się do niej, przybierając na twarz fałszywy uśmiech.
- Wiesz, idę właśnie do rodziców. Mama chciała, abym pomógł jej w ogródku.
- O tej godzinie? - spojrzała na niego podejrzanie, patrząc na zegarek. Była dopiero siódma rano, więc nie zdziwiło go to, że Cheryl mu nie wierzy. Podrapał się nerwowo po głowie, szukając szybko jakiegoś wytłumaczenia.
CZYTASZ
Depend on it [LARRY/ZIAM]
Fanfikce"- I wy, największe przylepy w naszej szkole, nie jesteście ze sobą, hmm? Dwóch przytulonych do siebie chłopców spojrzało na siebie z lekkim uśmiechem i tylko dla nich znajomym błyskiem w oku. Nawet oni nie wiedzieli, co tak naprawdę ich łączy." Lub...