13. Zaśpiewaj mi coś...

466 28 2
                                    

*Michael*

- Przepłakałaś większość filmu - stwierdziłem.

- No nie mów, że ty nie płakałeś - Halley spojrzała się na mnie ze łzami w oczach, które szybko przetarłem kciukiem. - To było piękne.

- Ty jesteś piękna - powiedziałem bez zastanowienia, lecz dziewczyna tego najprawdopodobniej nie usłyszała, gdyż smarkała nos. - Tak, masz rację. Film był bardzo piękny.

- Obejrzymy druga część? - ucieszyła się, a ja zaśmiałem się na jej słowa. - Czemu się śmiejesz?

- Jutro możemy obejrzeć, Hal. Teraz jest już przed drugą w nocy. Rano musimy wstać.

- Mike, po co mamy wstawać, skoro i tak nic nie robimy? - dziewczyna uniosła brwi w górę.

- No dobra, to będzie ostatni dzień nic nie robienia. Mam pomysł - oznajmiłem.

- Jaki niby?

- W czwartek, całym zespołem pojedziemy do aquaparku, a w piątek na biwak do lasu. Niech będzie trochę przygody - wzruszyłem ramionami.

- Ale ja nie jestem w zespole - mruknęła.

- Jesteś, od teraz możesz być... Jakby to powiedzieć... Moją prawą ręką. Jeśli chcesz oczywiście.

- Czyli że od teraz jestem twoim pomocnikiem? Coś w stylu asystentki?

- Dokładnie tak - skinąłem głową. - Teraz będziesz ze mną na zajęciach, w biurze, na spotkaniach. Będziesz pomagała mi podejmować niektóre decyzje i nadzorować pracę. Będziesz...

- Spokojnie - zaśmiała się. - Zrozumiałam. Po prostu mam być wszędzie tam, gdzie ty i ci pomagać w niektórych sprawach.

- Doskonale - uśmiechnąłem się. - A teraz chodźmy spać.

- Jeszcze nie! Proszę cię, śpiąca nie jestem.

- Halley, wiesz która jest godzina?

- Tak, mówiłeś to już. Opowiedz mi coś o sobie.

Westchnąłem ja jej słowa, ale jeśli to jest jedyny sposób na sen, to się zgodziłem.

- Tak jak pewnie wiesz, mam ósemkę rodzeństwa. Kiedyś urodził się też Brendon, ale zmarł na drugi dzień... Najstarsza z całego rodzeństwa jest Rebbie, a najmłodsza to Janet i jest w twoim wieku. Myślę, że byście się dogadały. Jackie był pierwszym synem i przy okazji drugim dzieckiem rodziców, a Randy ostatnim synem. Dobrze wiesz i znasz historię The Jackson's 5, więc nie będę ci o niej mówił kolejny raz.

- Zaśpiewaj mi coś - dziewczyna przerwała mi.

Halley ułożyła głowę na moich kolanach i zamknęła oczy, podczas gdy ja jej śpiewałem Human Nature. Nawet nie zauważyłem kiedy blondynka zasnęła na moich nogach. Nie zostało mi nic innego, jak oprzeć się o kanapę i również udać się spać...

***

- Halo? Halooo!

Z samego rana usłyszałem cichutki głosik, który mnie budził. Ku moim oczom ukazała się mała Layken patrząca na mnie ze zdziwieniem. No tak... Ona mnie nie zna, a poza tym jej opiekunka śpi na moich kolanach.

Czemu ja się na to w ogóle zgodziłem?

- Cześć - uśmiechnęła się. - Jestem Layken.

- Michael - również się rozpromieniłem.

Delikatnie podniosłem Halley i położyłem ją na kanapę. Dziewczyna tylko coś mruknęła pod nosem, ale dalej spała.

Jaka ona jest lekka...

- Wyspałaś się? - spytałem Lake.

- Tak. A pan?

- Też - zaśmiałem się, bo mała dosłownie jak jej ciocia uniosła obie brwi w górę. - Możesz mówić do mnie wujku.

Lay nic już nie odpowiedziała, po prostu pociągnęła mnie za rękę i pokazała na swoje ubranka. Założyłem jej więc różową sukienkę i białe rajstopy, a z długich włosów jakimś cudem zrobiłem dwa warkocze.

Jak na trzylatkę, była bardzo, bardzo mądra. Ma brązowe włosy i duże brązowe oczy. Mogę bez wachania powiedzieć, że jest bardzo wygadana.

- Dziękuję - przytuliła się do moich nóg, kiedy była wyszykowana.

Podniosłem ją, a ona ponownie mnie objęła i dała mi buziaka w policzek. W moich oczach automatycznie pojawiły się łzy.  Ona była wspaniała.

- Wujek, idziemy? - pokazała palcem na Halley, która zaczęła się przebudzać.

- Jasne.

Kiedy blondynka otworzyła oczy, była w totalnym szoku. Nie wiem czemu, ale była.

- Czemu mnie nie obudziliście od razu? - spytała, a ja się zaśmiałem.

- My sobie idealnie poradziliśmy, prawda Lake?

- Pewnie wujku! - mała uśmiechnęła się i mocno mnie przytuliła.

- Jest wspaniała - powiedziałem głaskając dziecko po włosach.

- Nie inaczej - Halley wstała z kanapy i spojrzała na telefon który jej dzwonił.

- Co się stało? - zaniepokoiłem się.

- Gwendolyn do mnie dzwoni, mama Layken - zrobiła oczy jak pięć złoty.

- Odbierz, będzie dobrze - położyłem rękę na jej ramieniu.

- A mogę wziąć głośnomówiący?

- Oczywiście, jeśli chcesz - wzruszyłem ramionami, ale tak naprawdę byłem bardzo ciekawy rozmowy.

To nie tak, że ja jestem ciekawski...

- Halo?

- Halley? Jak dobrze cię słyszeć - dziewczyna odezwała się po drugiej stronie telefonu.

- Po co dzwonisz? Nawet nikt nie ma urodzin, więc nie ma sensu się odzywać do siebie.

- Cokolwiek... Jesteś w Nowym Jorku?

- Nawet jeśli, to co? - warknęła, a ja nie widziałem jak mam ją uspokoić. - Po tak długim czasie nagle cię interesuje gdzie jestem i co robię?

- Spotkajmy się...





Od poniedziałku rozdziały będą dłuższe, bo wracam z "wakacji" i teraz będę miała czas, aby je wydłużać.

Pozdrowienia z Włoch!

Give In To Me✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz