1. Albo sława albo miłość...

1.3K 58 15
                                    

*Michael*

- Żartujesz sobie ze mnie, prawda?

- Mówię prawdę szefie - odpowiedział.

- Jak to się stało, że tak nagle złamał sobie rękę? Co my teraz zrobimy? Przecież niedługo mieliśmy kręcić teledysk! - załamałem się.

- Musimy sobie dać radę Mike - do gabinetu wszedł Nick. - Znajdziemy kogoś jak najszybciej. Jest wiele zdolnych chłopaków w internecie.

- A skąd będziesz miał pewność, że sobie z nas nie będą żartować? - spytałem.

- Dramatyzujesz, aż tak źle nie będzie. Za chwilę usiądziemy do komputera i będzie gotowe - przyjaciel położył mi rękę na ramieniu. - Nie martw się.

Jak powiedział, tak też zrobił. Od razu założył okulary na nos i wpisał adres odpowiedniej strony. Musiał się zajmować takimi rzeczami już wcześniej, skoro wiedział co i jak. Wybrał odpowiednią płeć, dopasował kategorie i wymagania, po czym szybko wyskoczyły mu dziesiątki chłopaków od dwudziestu do trzydziestu lat.

Nie minęło nawet pół godziny, a trafiliśmy na kogoś, kto miał to coś. Był to wysoki dwudziestopięcio latek o czekoladowych włosach i błękitnych oczach. Na filmiku tańczył do Girl You Know Is True. Muszę przyznać, że faktycznie był bardzo płynny i energiczny. I nazywał się... Właśnie, nie wiem jak się nazywa.

- Jak mu na imię?

- A co? Coś czujesz, że to jest ten? - Nick odpowiedział pytaniem na pytanie, ale czując mój palący wzrok, szybko się wycofał. - A więc... Ten młodzieniec się zwie Smith Dylan.

- Zadzwoń do niego, niech się stawi w Nowym Jorku za maksymalnie cztery dni, jeśli chce wystąpić. Jeśli mu nie będzie pasować ten termin to szukamy kogoś innego. Nie mamy czasu, fani niecierpliwie czekają na nowy klip - oznajmiłem i wyszedłem na balkon.

- Jasne - usłyszałem za sobą.

Stanąłem przy barierce i ze świstem wypuściłem powietrze. Chciałem wziąć lek na uspokojenie, ale trzecia tabletka w ciągu dnia zdenerwuje mojego osobistego lekarza. Przyglądałem się osobom chodzącym po ulicy. Widziałem bardzo dużo par, które się całowały albo trzymały się za ręce. Zawsze strasznie chciałem być na ich miejscu. Chciałem kochać i być kochanym. No ale cóż... Albo sława albo miłość. Tak to sobie zawsze tłumaczyłem, bo lepiej się żyje z taką myślą.

Słyszałem, że mój przyjaciel i jednocześnie mój manager z kimś rozmawia. Domyślam się, iż tą osobą jest niejaki Dylan. Z jednej strony cieszę się, że tak szybko kogoś znaleźliśmy, ale z drugiej to nie mamy pewności, czy da sobie radę. Fakt faktem, że Beat it nie ma być skomplikowanym teledyskiem. Tańczyć będą mieli tylko na końcu, sam początek to po prostu odegranie sceny, gdzie dwa powiedzmy gangi ze sobą rywalizują.

- Udało się! - podszedł do mnie Nick. - Smith stawi się u mnie w biurze już za trzy dni. Omówimy wszystko i następnego dnia spotkacie się na planie. Tylko jest jedna sprawa...

- Jaka? - zmarszczyłem brwi.

- Będzie z osobą towarzyszącą, ale nie będzie ona w niczym przeszkadzała, także się nie martw.

- Już myślałem, że będzie to coś gorszego, taki problem to nie problem - machnąłem na niego ręką. - Mogę teraz wracać do Neverlandu? Nie chce mi się tutaj dłużej siedzieć, serio.

- Jasne, jedź już i odpocznij - odparł, a ja z uśmiechem na ustach zadzwoniłem do szofera, że jedziemy już teraz.

Jadąc chyba po raz tysięczny tą samą trasą, dalej obserwowałem znikające za nami bloki. Typ marzyciela tak ma. Zawsze oglądasz i marzysz o rzeczach, które się nie spełnią. Od dawna marzy mi się założyć rodzinę. Być wiernym mężem i kochającym ojcem. Szkoda, że o takich rzeczach to ja mogę tylko śnić. Nie chcę osoby, która pokocha mnie jako Króla Popu - Michaela Jacksona. Pragnę mieć w życiu kogoś, kto pokocha po prostu zwykłego Michaela Josepha Jacksona. Osobę, która kocha dzieci, kocha marzyć, tańczyć i śpiewać.

Kiedy ujrzałem bramę mojego królestwa od razu zrobiłem się spokojniejszy. Uwielbiam to miejsce i nigdy go nie sprzedam. Dodaje energii mi oraz wszystkim przebywającym tutaj dzieciom, a nawet dorosłym, którzy mogą się poczuć znowu jakby mieli tylko po kilka lat. Postanowiłem się jeszcze trochę przejść, więc nie wysiadłem od razu przy drzwiach do domu. Udałem się oczywiście pod moją ukochaną gruszę. Mogę tam spędzać każdą wolną chwilę, to miejsce pozwala mi się odprężyć. Czasami nawet wchodzę na gałęzie i obserwuje Neverland z góry, to naprawdę piękny widok. Stało się tak i tym razem. Wdrapałem się na samą koronę drzewa, aby obejrzeć zachodzące słońce. Obiecałem sobie, że kiedyś będę pokazywał ten krajobraz swoim dzieciom.

Bardzo często pisałem tutaj piosenki oraz rysowałem w swoim zeszycie. To miejsce dodawało mi weny, natchnienia. Czasami mając zły dzień przychodziłem tutaj, aby odpocząć i pozbyć się negatywnej energii, która zgromadziła się w moim umyśle.

Po długim czasie siedzenia na tych niewygodnych gałęziach i rozmyślania nad wszelakimi rzeczami i sprawami, wróciłem do domu. Od razu przywitała mnie tam moja gosposia - Mary. Zawsze była pełna pozytywnej energii, więc nie dało się jej nie lubić. Uwielbiała sprzątać, ale też pysznie gotowała. To były najbardziej preferowane przez nią zajęcia.

- Pan Mike w końcu raczył nas zaszczycić swoją obecnością - zaśmiała się delikatnie.

- Oj tam, byłem to tu, to tam...

- Tak, tak - pokręciła głową z rozbawienia. - Zrobię panu kolację, a potem niech się pan porządnie wyśpi, bo domyślam się, że jutro kolejny ciężki dzień.

- Mary, gdybyś wiedziała jak bardzo ciężki - westchnąłem. - Szanuję twoje dobre chęci, ale nie jestem już dzisiaj głodny. Dobranoc moja droga, do zobaczenia jutro.

- Dobranoc panie Jackson - pomachała mi na pożegnanie.

Spokojnym krokiem poszedłem schodami na górę, do sypialni. Rozebrałem się i skoczyłem do łazienki wziąć szybki prysznic. Czysty i pachnący ubrałem się w piżamę, a następnie położyłem się do łóżka. Było duże i wygodne, więc nie powinienem narzekać, lecz brakowało mi kogoś, kto by miejsce w nim ograniczył...

Give In To Me✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz