Rozdział 2

1.1K 105 16
                                    

Spokojne kąty zimnego dworu ani trochę nie pomagały jej w ostudzeniu emocji, przeżywała smutki na własny sposób siedząc w gabinecie ojca, przy jego biurku, w jego fotelu zastanawiając się czy gdyby wtedy zdecydowała się wrócić do tego miejsca wszystko potoczyłoby się inaczej, oczywiście, że by się potoczyło! Teraz miałaby męża i dzieci, nie byłaby sama i nie zachowywała jakby cały świat zwalił jej się na głowę. Przecież zdarzały się gorsze rzeczy!!

Doskonale zdawała sobie sprawę, że jej odejście z gildii było pochopną i nierozważną decyzją, a pierwsza miała rację mówiąc jej by wyjaśniła sprawę. Potrzebowała czasu by uświadomić sobie swój błąd, ten czas był zaledwie nocą spędzoną w wielkim wygodnym łóżku, bezsenną nocą. Czy zdawała sobie sprawę z prawdziwych powodów swojej ucieczki?

Oczywiście! Odczuwała je aż za dobrze wyrzucając sobie swoją głupotę i to, że naprawdę była córką Juda Heartfilii, bardzo, ale to bardzo dumnego człowieka. I w przypadku jego jak i jej życia wszystko sprowadzało się do dumy. Była zbyt dumna by pogodzić się z tym, że woleli zabrać Lisannę niż ją, była zbyt dumna by pogodzić się z tym, że była z nich najsłabsza, była zbyt słaba by spojrzeć im w oczy i powiedzieć, że są podłymi kłamcami!

Kłamali, nie zależnie od powodów kłamali, ta misja musiała być z rodzaju takich jakie lubili najbardziej - oddalona, cholernie niebezpieczna, taka, w której można by coś zniszczyć. Po co była im ona? Przecież zawsze marudziła im nad uchem próbując utemperować ich chociaż odrobinkę. Dlaczego mieliby zabrać kogoś takiego jak ona? Bo byli przyjaciółmi, bo zawsze trzymali się razem, bo ona była w drużynie razem z Natsu nim Erza i Gray w ogóle o niej wiedzieli.

Strauss nie zajęłaby jej miejsca gdyby tam została, gdyby choć spróbowała utrzymać się na powierzchni, gdyby zaakceptowała to jaka jest i to jak widzą ją inni mogłaby zostać. Ale dlaczego miała godzić się z faktem, że nigdy nie będzie na równi z gildią jej marzeń? Gdyby tylko miała więcej siły, bez cienia lęku mogłaby na niego spojrzeć.

Każde z nich było dobre, Erza zawsze zgrywała tą silną, jednak za każdym razem bała się o nią, o nich, o wszystkich, w pewnych aspektach ona również była słaba. Gray zawsze był z nią szczery, potrafił powiedzieć prosto z mostu najgorszą prawdę, właśnie dlatego tak bardzo się zawiodła gdy dowiedziała się dlaczego w gildii odwrócił się do niej plecami.

Na końcu był Natsu - początek i koniec jej życia jako wróżki. Smoczy zabójca o umiejętnościach bojowych przekraczających wyobrażenia. Mimo, że w tej chwili było mnóstwo ludzi silniejszych od niego ona zawsze wiedziała, że chłopak będzie kimś wielkim, że jego ryk będzie rozdzielał oceany, pazury niszczyć góry, a spojrzenie...

Wiedziała też, że jego oczy nigdy się nie zmienią. Zawsze będzie łatwowierny, dziecinny i przyjazny, że jego oczy zawsze będą świecić tym samym jasnym blaskiem, który sprawił, że zaufała mu bardziej niż powinna.

Czy ona powiedziała, że ich pokona? Wolne żarty! Jak ktoś taki jak ona mógł pokonać zabójcę szkolonego przez prawdziwego smoka? Na dobrą sprawę Dragneel pokonywał wszystkich na swej drodze, - oprócz Erzy - przeciwnik nie grał roli. Jej chyba jedyną przewagą była jego choroba lokomocyjna.

Był wczesny ranek, czwarta może piąta godzina, idealnie, wiedziała, że o tej porze nikt nie przeszkodzi jej w rozmowie z jej gwiezdnymi duchami. A one i tak nie odczuwały tej samej godziny, w końcu w ich świecie czas płynął zupełnie inaczej.

Pamiętała to uczucie. Wydawało jej się wtedy, że magia wypływa z jej ciała rozrywając go na strzępy. Próbowała pomóc Lokiemu, na sekundę czy kilka przyzwała wszystkie gwiezdne duchy. Kiedyś jej się to udało, teraz miała pewność, że umarłaby nim pojawiłby się pierwszy duch.

[Sting x Lucy] Magini z SabertoothOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz