Ta rozmowa, jej całokształt, przebieg, to wszystko było jednym wielkim ciosem. Zrozpaczony mag Sabertooth rozsiadł się wygodnie w fotelu na loży i beznamiętnie przyglądał kolejnym walką. Nie widział tego co było przed nim, bo w głowie cały czas miał tylko okrutne słowa Lucy. Wiedział, że kochała tego idiotę, który tak ją zranił, a jednak usłyszenie tego od niej było bolesne. Jakby nie patrzeć powiedziała, że wystarczyłaby jedna decyzja popełniona inaczej, a ich związek nawet by nie istniał, zamiast tego byłaby uśmiechniętą blondynką będącą kołem u wozu dla swojej drużyny. A przynajmniej tak myśleliby inni. W końcu Lucy posiadała coś więcej niż wspaniałą magię, jej intelekt, pomysłowość, empatia, to wszystko sprawiało, że kochał ją jak nikogo innego.
Różowowłosy nie doceniał skarbu, który przypadkowo zyskał, stracił go i marudził, gdy skarb przeszedł w ręce kogoś innego, kto bardziej doceniał jego blask. Dla niego magini błyszczała niczym gwiazdy, które kontrolowała i nie zamierzał jej stracić.
Wiedział, że słowa blondynki były niezamierzone i nie odnosiły się do tego, że chętnie widziałaby się u boku Dragneela, rozumiał nawet ogólne zamierzenie tego co powiedziała, ale nie sprawiało to, że jego własne rozgoryczenie malało, bo czuł, że nadal łączy ją coś z dawnym niedoszłym ukochanym.
Lucy pokazała im już swoją siłę, więc czy w końcu zobaczyli co za chwilę nieodwracalnie stracą? Czy stąd ta niezapowiedziana wizyta smoczego maga?
Nie obchodziło go nawet to, że dowiedział się o mocy brązowookiej i tak niewiele mu to da, bo nie wiedział przeciwko jakiemu atrybutowi będzie walczył, przez co stworzenie jakiegokolwiek planu byłoby niemożliwe. Były różne sposoby wygranej ze smoczymi zabójcami, ale na każdego trzeba było znaleźć indywidualny sposób.
- Wiem, że tam byłeś, czułam to. - Usłyszał za sobą, rozpoznając głos odwrócił się do niej, nawet jeśli był na nią trochę zły nie potrafił nie zerknąć w stronę jej bioder falujących przy każdym kroku. Sama myśl, że Natsu mógł próbować chcieć położyć na niej swoje łapska, była tak denerwująca, że miał ochotę wysadzić całą arenę.
- On też to czuł, Lucy?
- Nie, a przynajmniej tak myślę. Spędzamy ze sobą tyle czasu, że wyczuwanie twojego zapachu przychodzi mi bardzo łatwo, on pewnie skupił się na moim zapachu, więc prawdopodobnie nie.
- A więc proszę, przestać to robić. Przestać mówić o Fairy Tail z taką melancholią jakby to było najcudowniejsze co cię spotkało. Przestać zachowywać się tak jakbyś tylko czekała, aż ten kretyn przeprosi cię za swoje zachowanie, żebyś mogła do niego wrócić i uwijać sobie z nim gniazdko.
- To nie tak! - Zaprzeczyła żarliwie. - Doskonale wiesz, że to nie tak. Może kiedyś, ale nie teraz!
- Ale mówiłaś...
- Powiedziałam, że na tą przyszłość już za późno. - Wtrąciła, a potem zduszonym głosem dodała resztę wypowiedzi. - Bo ja już jej nie chce.
Postąpiła parę kroków i usiadła mu na kolanach opierając głowę na jego piersi. Uniosła delikatnie głowę i spojrzała mu w oczy.
- Jestem twoja, czemu nie możesz w to uwierzysz?
- Wierzę, wiem, że wierzę, ale gdy widzę cię z nim... - Urwał zaciskając zęby. Nie umknęło to Heartfilii, która zaśmiała się cicho.
- Jesteś zazdrosny.
- Nie jestem. - Zaprzeczył.
- Jesteś.
- Nie jestem.
- W takim razie chciałam Ci tylko powiedzieć, że wychodzę dziś z Fairy Tail do baru, który zajęli. - Widząc jego "kwaśną" minę zaśmiała się raz jeszcze. - Chciałam, żebyś poszedł tam ze mną.
Spojrzał na nią z rozbrajającym niedowierzaniem. Za nic w świecie nie spodziewał się, że mu to zaproponuje. Choć blondynka niezaprzeczalnie połączyła wróżki i tygrysy niepisaną umową do tej pory jego jedyny kontakt z nimi polegał na igrzyskach i tamtym spotkaniu noc przed nimi. Perspektywa spotkania nie zachęcała go, ale pomysł wysłania brązowookiej do ich pieczary był jeszcze gorszy.
- Z przyjemnością, ale to chyba trochę niesprawiedliwe iść tam tylko we dwoje. Powinniśmy zaprosić Orgę, Rufusa, Rugue i panienkę.
- Ale ty zdajesz sobie sprawę z tego, że nie idziemy tam by wywołać wojnę?
- Ty już ją wywołałaś. Rozumiem twoje zastrzeżenia, ale Rogue powinien iść z nami jako członek naszej drużyny.
- Tak, on powinien.
Łagodnie mówiąc było niezręcznie. Gdy tylko całą trójką przekroczyli próg baru cały gwar nienaturalnie ucichł. Każdy członek wpatrywał się w nich, zwłaszcza jej dawna drużyna, w tym Natsu, który wyglądał jakby go uderzyła. Nie wiedziała czy chodziło o odsłonięty znak Sabertooth czy o to, że przyszła z obstawą. Może o jedno i drugie, aczkolwiek nie zmieniało to faktu, że miała dosyć już po pierwszej minucie. Radość poprzednich spotkań gdzieś uleciała i w tej chwili była ich wrogiem. Po tym co zrobiła Wendy i Juvii nie dziwiła się im.
- Lucy-san! - Zawołała ją druga z poszkodowanych radośnie machając ręką przy niemal niezapełnionym stoliku. Obok niej siedział mag lodu nerwowo wybijając palcami jakiś rytm. O filar przy ich miejscu opierała się Erza z talerzem ciasta w dłoni.
Blondynka wyczuwając, że to jej jedyna szansa odnalezienia się tutaj powoli przeszła przez tłum i usiadła na przeciwko niebieskowłosej. Po obu stronach dziewczyny usiedli bliźniaczy zabójcy.
- Ohayo, Juvia. - Odpowiedziała. - Mam nadzieję, że nic nie stało Ci się po tamtym pojedynku.
- Nic, Juvia jest cała i zdrowa. Twój ładunek był zbyt niski, by zrobić coś poza pozbawieniem przytomności. Ale zaskoczyłaś mnie, Lucy-san, byłaś tam niesamowita.
- Wszyscy cieszą się z twoich zwycięstw nawet jeśli nie walczysz po naszej stronie. - Wyjaśnił ciemnowłosy mag lodu, przytaknęła mu Cana stawiając przed maginią duży kufel piwa.
- Dlaczego?!
C.D.N.
LHB
CZYTASZ
[Sting x Lucy] Magini z Sabertooth
FanfictionZapłakała raz jeszcze zdając sobie sprawę jak bardzo jest żałosna, słaba... i jak bardzo pragnie siły. W jednej chwili starła łzy wierzchem dłoni i ponownie spojrzała na stającą przed nią postać, której oczy patrzyły na nią z niezaprzeczalną wyższoś...