Rozdział 15

764 82 12
                                    

Sting był wściekły, chociaż na dobrą sprawę nie wiedział nawet dlaczego. Może dlatego, że nie wiedział co takiego Natsu zrobił Lucy, a może chodziło o to, że tak czy siak nie potrafił jej pomóc. Obie opcje wydawały się tak samo prawdopodobne. Teraz niosąc ją w ramionach myślał tylko o jednym, by stłuc tego drania nie ważne co zrobił. Tak właściwie miał ochotę zniszczyć całe Fairy Tail, miał ochotę zrobić wszystko byleby do nich nie wróciła.

Sabertooth było jego pierwszą gildią, dlatego nie wiedział, że było z nią coś nie tak. Dowiedział się dopiero po wysłuchaniu opowieści blondynki o jej poprzedniej gildii. Słuchając o tamtejszych ludziach zrozumiał dlaczego tak kochała wróżki. Hanabi, wyścigi, festiwale i zawsze pogodna atmosfera, nawet w najgorszych chwilach.

Kiedy tylko weszli do gildii szablozębnych poszedł prosto do swojego pokoju, na dużym łóżku położył zalaną w trupa dziewczynę zakrywając ją kocem, warto było wspomnieć, że jemu do upicia wystarczyłaby połowa tego co jej. Mimo, że i on zmieściłby się obok niej oddalił się o krok i usiadł na fotelu obok. Tylko patrzył obserwując najpierw spokojny sen Heartfilli, a potem jej senne koszmary, które targały drobnym ciałem magini.

Próbując ją jakoś uspokoić chwycił ją za rękę, dopiero wtedy przestała się rzucać i zaczęła leżeć bardziej nieruchomo. Nieco zawiedziony tym, że nie powiedziała nic więcej, sam zasnął z myślą, że rano czeka ich poważna rozmowa.

Nastał ranek, a ona budziła się atakowana promieniami słońca wpadającymi przez okno. Podniosła się do siadu nie odnotowując zbytnich skutków ubocznych wczorajszej nocy. Lekkie pulsowanie głowy, nic więcej.

To było miłe zaskoczenie, jeszcze wczoraj myślała, że czeka ją wieczność rzygów i światłowstrętu.

Dzięki tej trzeźwości umysłu od razu dostrzegła gdzie się znajduje. Pokój Stinga różnił się od jej własnego tylko trochę większym rozmiarem i osobistymi przedmiotami. Zaczęła rozglądać się szukać blondyna, znalazła go dość szybko, dzięki temu, że cicho pochrapywał, zdaniem Lucy było to nawet urocze.

Smoczy mag leżał na boku na podłodze, tuż przy łóżku. Tak więc gdyby chciał mógłby spać z nią. Wiedziała, że nie zrobiłby nawet czegoś takiego bez jej zgody. Uśmiechając się delikatnie pogłaskała go po włosach, niemal natychmiast cofnęła rękę, gdy chłopak się poruszył.

Mechanizm budzenia się ruszył z kopyta, dzięki czemu Eucliffe już po chwili siedział obok. Lucy już otwierała usta, by mu podziękować, jednak patrząc na niego bez trudu zauważyła, że coś było nie tak. Był jakiś zmartwiony i na siłę nie odrywał od niej wzroku.

- Sting...

- Chce wiedzieć, dlaczego odeszłaś z gildii. - Powiedział cicho, ale wyraźnie, tak by usłyszała. - Wczoraj ty... mówiłaś...

- No tak, czasem bredzę jak jestem pijana. Co powiedziałam wczoraj?

- Wołałaś Natsu. - Wykrztusił z dziwną trudnością. - Pytałaś go, dlaczego to zrobił.

- Pamiętasz co Ci powiedziałam? O tym, że Natsu i reszta zwyczajnie mnie nie doceniali? - Spytała na co kiwnął głową. - To była całkowita prawda. Podczas naszego pierwszego spotkania faktycznie nie byłam smoczym zabójcą, posiadałam jedynie magię gwiezdnych dusz.

- Ale jak?! Czy to znaczy, że spotkałaś smoka i czemu kłamałaś?! - Wybuchł zasypując ją salwą pytań.

- Wszystko Ci wyjaśnię. - Obiecała wracając do opowieści. - W Fairy Tail należałam do drużyny Natsu i nie kryjąc przy nich byłam żałośnie słaba. Oprócz mnie była tam też Tytania Erza Scarlet, najsilniejsza kobieta w gildii siłą dorównująca Minervie, mag lodu Gray Fullbuster, którego magia tworzenia wykraczała poza wszelkie możliwości i Natsu, zabójca smoków. To właśnie oni byli najbardziej niesforną grupą w naszej rodzinie. W końcu pewnego dnia chciałam iść z nimi na misję, ale powiedzieli mi, że tym razem idą we trójkę, bo nagroda jest za mała. Zachowywali się dziwnie, więc od razu nabrałam podejrzeć, a potem wszystko się wyjaśniło. Zamiast mnie zabrali inną dziewczynę z naszej gildii, którą uważali za silniejszą ode mnie, nie chcieli żebym plątała się pod nogami. Właśnie wtedy odeszłam. Byłam wściekła, rozgoryczona i przede wszystkim chciałam stłamsić uczucie porażki. Chciałam być silniejsza, chciałam im pokazać, że ja też mogę być kimś.

Tym razem się nie odezwał czekając na jej dalsze słowa i wyjaśnienie w jaki sposób stała się smoczym zabójcą w trzy tygodnie. Doskwierała w nim ciekawość i podekscytowanie na myśl o tym, że na tym świecie wciąż mogę być smoki, a Lucy znała lokalizację jednego z nich. Co do Dragneela nagle jego gniew niesamowicie opadł, pojawił się za to wstyd. Z opowieści Lucy wiedział, że wyżej wymieniona trójka była jej przyjaciółmi i za pewne, w dużej mierze kierowała nimi troska o dobro dziewczyny. A on? Bez problemu odrzucał słabych ludzi w dupie mając ich uczucia. Nie zwracał uwagi na nikogo oprócz Rogue, Lectora i Frosha, a teraz także blondynki. To on był beznadziejnym gnojkiem.

Tym razem poszło szybciej, Lucy bez ogródek wyjaśniła w jaki sposób jej matka oddała swoje życie, a potem jak ona sama przekroczyła bramę czasu i o tym jak spędziła tam rok. Wyjaśniła mu także, że został przysłany do tego świata w roku 777 i urodził się 400 lat temu. Dodała też, że jego smok prawdopodobnie zamieszkał w nim by uchronić go przed staniem się smokiem.

Dopiero teraz naprawdę nie wiedział co myśleć. Przez lata nieustannie ciążyło na nim piętno zabicia własnego rodzica, a ona znając prawdę nie powiedziała mu tego od razu. Tłumaczyła się, że wtedy za pewne by jej nie uwierzył, ale i tak nie miała prawa zatajać tak ważnych informacji. W czuły punkt uderzył go także fakt, że Natsu pewnie powiedziała od razu.

- Wiesz jeśli tylko o to chodziło to może powinnaś tam wrócić. - Powiedział cicho Sting wciąż rozgoryczony jej kłamstwem. Nie wyglądała na zaskoczoną, bardziej na załamaną, ale zamiast roztrząsać tą sprawę po prostu wstała i skierowała się do drzwi.

- Może powinnam. - Odpowiedziała krótko i wyszła trzaskając drzwiami. Kiedy tylko przekroczyła próg swojego pokoju opadła na podłogę i cichym płaczem. Mrugała, żeby odpędzić łzy, ale to nic nie dawało. Do czasu aż w jej brązowych oczach nie zapalił się nowy ogień.

Nie miała zamiaru znowu upaść na samo dno przez słowa czy zachowanie kogoś innego. Nie miała zamiaru się załamać, jeśli miała być sama proszę bardzo. W tej chwili nie potrzebowała nikogo, potrzebowała tylko czystej siły.

Coś zakuło ją na tą myśl, ale zignorowała to, otarła łzy i wstała z podłogi pełna nowej energii. Zerwała plecak przegotowany na następną misję i pobiegła w stronę tablicy z misjami, przy której spotkała ostatnią spodziewaną osobę, której nie cierpiała.

- Może wybierzemy się razem na misję, Lucy?

- To świetny pomysł, Minervo.

C.D.N.

Okey wyszło trochę dziwnie, wszystko wydarzyło się w strasznie szybkim tempie za co was przepraszam, ale tak mnie poniosła wena. Proszę ocenić ten rozdział i to czy nie znienawidziliście Lucy po przeczytaniu go.

LHB

[Sting x Lucy] Magini z SabertoothOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz