Misja z Minervą była lepsza niż się spodziewała, były raczej dobranymi partnerkami, dzięki czemu z łatwością ukończyły powierzone im zadanie. Lucy starała się jak mogła by wywrzeć dobre wrażenie na córce mistrza i przy okazji nie zbłaźnić się, oczywiście ciągle myślenie o Stingu utrudniało jej dosięgnięcie zamierzonego celu. Ale co mogła zrobić? Po ostatnich tygodniach chłopak stał się bardzo bliską osobą dla Heartfilii i martwiła ją perspektywa rozpadu ich więzi.
Nie owijając w bawełnę, Eucliffe był bardzo dumnym człowiekiem, dlaczego nie liczyła na jakikolwiek krok z jego strony. Jej myśli zostały potwierdzone już pierwszego dnia, kiedy blondyn minął ją bez słowa na korytarzu, a potem zignorował w barze w gildii.
Prawdę mówiąc chłopak sam nie wiedział czemu to robił, kiedy następnego dnia po ich sprzeczce pokój blondynki był zamknięty, a jej samej nigdzie nie było szalał z niepokoju. Martwił się, że wróciła do starej gildii, bądź co bądź sam doradzał, by to zrobiła. A teraz sam ją odrzucał, nie chciał tego, ale widząc jej twarz przypominał mu się zawód, który widział w brązowych tęczówkach, smutek i niedowierzanie. Po tym wszystkim tak trudno było mu na nią spojrzeć, o odezwaniu się mógł zapomnieć.
Nie mógł też uwierzyć, że poszła na wspólną misję z ich panienką. W końcu Lucy nie lubiła jej za samą postawę. Nie mógł wiedzieć, że w chwilach załamania obecność Orlando uspokajała dziewczynę z jednego prostego powodu, po prostu przypominała jej Erze, za którą tęskniła i która zawsze pomagała jej w podobnych sytuacjach.
Minerva i Erza różniły się niemal wszystkim, wyglądem, zachowaniem, charakterem, stylem ubiory czy walki, a jednak Heartfilia dostrzegała w nich coś bardzo podobnego, tą samą przytłaczającą aurę i to, że choć na pozór otwarte, obie były mocno zamknięte w sobie, skrywały cały swój ból nie pokazując go innym.
Po kilku dniach takiego wymijanie Lucy pękła, nie mogąc dłużej wytrzymać tej ciszy stanęła przed jego drzwiami mając nadzieję, że w środku nie będzie Rogue, który prawdopodobnie i tak już o wszystkim wiedział, może był na nią tak samo zły jak Sting?
Na szczęście był sam, wpuścił ją do środka cały czas odwracając wzrok, aby tylko nie spojrzeć w jej kierunku. Zdenerwowana jego dziecinnym zachowaniem po krótkiej chwili sama złapała w dłonie twarz chłopaka i zmusiła go, by na nią patrzył.
- I co? To było takie trudne? - Wyszeptała cicho.
Smoczy zabójca porażony jej bliskością zdobył się jedynie na cofnięcie o krok do tyłu, tym samym uwalniając się od dotyku Heartfilii. Odzyskując racjonalne myślenie czekał na ciąg dalszy ich spotkania.
- Przepraszam. - Powiedziała cicho. - Powinnam powiedzieć wam prawdę już na początku. Jeśli tego chcesz opuszczę gildię zaraz po igrzyskach, obiecałam, że jeśli Fairy Tail z nami wygra wrócę do nich, a nawet jeśli wygramy i tak mogę odejść.
- Nie chce tego. - Spojrzała na niego zdziwiona. - Tamtej nocy każde z nas powiedziało o kilka słów za dużo, nie musisz przez to odchodzić. Nie widzisz tego, ale nasza gildia naprawdę bardzo cię polubiła, może nie potrafią okazać tego tak jak oni, ale to prawda. Póki jesteś tygrysem powinnaś chociaż spróbować ich poznać, spróbuj być prawdziwą maginią z Sabertooth. Tylko o to cię teraz proszę.
Łagodnie mówiąc jego słowa uświadomiły Lucy, że faktycznie do tej pory ciągle brała się za członka Fairy Tail, tak jakby na jej sercu wyryto pewność powrotu do gildii wróżek cokolwiek by się nie stało, kogokolwiek by nie polubiła lub pokochała. Swoją nową gildię traktowała z rezerwą myśląc o niej jak o przymusowym przystanku, a przecież wcale nie musiało tak być. Gdyby tylko chciała mogłaby włączyć się w tą nową społeczność zupełnie pomijając swoje uprzedzenia i poprzednie spojrzenie na członków tygrysów. Nie musiała szukać w nich dawnych towarzyszy, bo to tylko rozdrapywało rany, po których dawno nie powinno być śladu.
- Obiecuję, że się postaram. - Powiedziała cicho wzdychając, nie mogła mu obiecać nic poza tym, w końcu to nie było takie łatwe, zwłaszcza gdy słuchała rozmów prowadzonych w gildii. Niejeden członek potrafił chwalić się przy barze ostatnimi gnębieniami mniej licznych stowarzyszeń, którym brakowało silnych członków.
Fairy Tail z takiego opisu zastali po powrocie z egzaminu, upadłe, zepchnięte zepchnięte z tronu, z Magnolii na same jej obrzeża, w obskurnym budynku starego młyna. Z dawnymi magami szybko zdołali się podnieść, odzyskać dawną siedzibę i nieco poprawić renomę, choć nie ukrywając tylko tegoroczne igrzyska mogły na nowo dać im tytuł najsilniejszych.
- A tak poza tym, co powiesz na jeszcze jedną randkę? - Zapytał Sting szczerząc się niemiłosiernie.
- A co powiesz na randkę w formie treningu? - Zachichotała, a on zaraz do niej dołączył. - W końcu nie możemy pozwolić im wygrać.
- Szkoda, że do nich poszłaś, plusem był element zaskoczenia, tym, że stałaś się smoczym zabójcą.
- Ten element dalej jest w grze, użyłam karty, która maskuję magię. Jedna z nowszych zabawek dla magów.
- W takim razie...
- Fairy Tail będzie miało niespodziankę. - Dokończyła zadowolona z tego, że pomyślała wtedy o czymś takim i nie zdradziła swojej tajemnicy.
- Co do tego, nie chciałabyś dołączyć do trzeciej generacji smoczych zabójców? To otwiera bardzo dużo dróg. Między innymi drogę do dragon force.
To oczywiste, wiedziała o smoczej lacrimie i sama nie raz zastanawiała się nad tą opcją, ale gdzieś tam wiedziała, że nie chce pokonać Natsu w ten sposób. Chciała walczyć bez żadnych wspomagaczy, bo wtedy czułaby się jak zwyczajna oszustka. Wciąż nie wiedziała czy uda jej się osiągnąć cel, ale nie zamierzała się poddawać tak łatwo.
- Nie, Sting, może kiedyś, ale na razie zawalczę tylko swoją magią. - Odpowiedziała uśmiechając się łagodnie. Po jego twarzy było widać, że rozumie, że to jej decyzja, nawet jeśli do końca się z nią nie zgadzał.
C.D.N.
Ich okres kłótni nie trwał zbyt długo, to w sumie dobrze, bo opowiadanie wcale nie będzie takie długie.
LHB
CZYTASZ
[Sting x Lucy] Magini z Sabertooth
ФанфикZapłakała raz jeszcze zdając sobie sprawę jak bardzo jest żałosna, słaba... i jak bardzo pragnie siły. W jednej chwili starła łzy wierzchem dłoni i ponownie spojrzała na stającą przed nią postać, której oczy patrzyły na nią z niezaprzeczalną wyższoś...