Stojąc przed swoim dawnym domem czuła przede wszystkim strach, niepewność i wielką radość. Dwa pierwsze sprawiały, że nie mogła przemóc się do postawienia kolejnego kroku w stronę przyjaciół; to ostatnie wręcz ją do tego pchało. Po żmudnych treningach obu swoich magii w końcu czuła się na tyle silna, by zmierzyć się ze swoimi uczuciami i porozmawiać z Natsu, Erzą i Gray'em.
Wzięła głęboki oddech, a następnie otworzyła drzwi. Od razu poczuła ten charakterystyczny zapach piwa i użytkowanej co chwila magii. Była sobota, co oznaczało, że większość powinna tu być. Potwierdzał to hałas, krzyki i śmiech, który słyszała dosłownie co sekundę. Nikt nie zwrócił na nią większej uwagi, przecież te drzwi co chwila wpuszczały i wypuszczały przybyłych, i odchodzących.
Rozejrzała się po znajomej sali szukając swojej dawnej grupy. Nie zobaczyła ich od razu, bowiem najpierw najpierw nawiązała kontakt wzrokowy z mistrzem, który uśmiechnął się delikatnie na jej widok nie zdradzając innym przybycia uciekinierki. Wkroczyła w głąb Fairy Tail, to wystarczyło, by zlokalizowała miejsce, w którym zawsze siadali.
Byli tam.
Erza czyściła jeden ze swoich mieczy mówiąc coś do Natsu i Graya, młodzi mężczyźni zamiast jej słuchać toczyli głośną bitwę na spojrzenia. Obok nich siedziała Wendy próbująca ich uspokoić. Nie mogło zabraknąć także Happy'ego i Carli. Przystanęła około 10 metrów od nich nie mogąc nacieszyć się tą chwilą. Tak bardzo tęskniła, za nimi, za rodzinną atmosferą, za ciepłem, które ją opatulało.
Nie można było tego porównać do chłodu Sabertooth. Może i tygrysy dawały jej możliwości, ale to tu czuła się najlepiej.
- Lu-chan! - Zaszlochała Levi rzucając się na zaginioną przyjaciółkę. Niebieskooka wtuliła się w nią cicho płacząc. Rozgardiasz ustał jak zaklęty pozostawiając po sobie nerwową ciszę. Magowie wpatrywali się w nią teraz jakby chcieli się przekonać czy naprawdę była tamtą Lucy Heartfilią.
Już po sekundzie od krzyku McGarden z miejsca podniósł się Dragneel ciągnąc za sobą sylwetki pozostałej trójki. Na jego nastoletniej twarzy odmalowywał się szok i niedowierzanie, które szybko zostały zastąpione niewiarygodnym szczęściem. Nie przejmując się tym, że po jego policzkach płyną hektolitry łez rzucił się na nią odpychając Levi. Został za to nagrodzony warknięciem Gazzila.
- Wróciłaś Lucy!
Nagle wszyscy zaczęli zbierać się wokół niej. Krzyczeli, płakali... każdy chciał być blisko, jedynie Scarlet stała sztywno parę metrów od niej. Widząc jej aurę tłum rozszedł się na boki nie chcąc zadzierać z nieobliczalną Tytanią. Wykorzystując to przeszła między nimi i odsunęła Dragneela. Lucy nie zaskoczył późniejszy ból policzka. Szkarłatnowłosa uderzyła ją, a następnie przytuliła do siebie tak mocno, że uderzyła brodą o jej zbroję.
- Jak mogłaś odejść bez słowa. Martwiliśmy się o ciebie.
- Przepraszam. - Wyszeptała także nie mogąc powstrzymać wzruszenia.
Następny był Gray, porwał ją w swe objęcia cały czas powtarzając jedno słowo - przepraszam. Wtuliła się w niego chłonąc bijący od niego chłód. Nie przerywała im nawet Juvia, ona też czekała na swoją kolej pokazując jak bardzo nie mogła doczekać się powrotu towarzyszki.
Gwar stopniowo mijał i wkrótce została przy niej tylko garstka najwierniejszych. Cała drużyna Lucy oraz Cana, Redfox, Lockser i McGarden. Z boku stali też Laxus i Gromowładni. Czekali aż opowie im o tym co się z nią działo. Przed nimi nie miała zamiaru kłamać.
- Po tamtym dniu opuściłam Magnolię. - Zaczęła ściszając trochę głos, tak by jej słów nie usłyszał nikt niepożądany. - Wróciłam na chwilę do swojego domu i tam dowiedziałam się kilku interesujących faktów. Nie wiem czy wiecie, ale moja mama umarła w roku 777.
CZYTASZ
[Sting x Lucy] Magini z Sabertooth
FanfictionZapłakała raz jeszcze zdając sobie sprawę jak bardzo jest żałosna, słaba... i jak bardzo pragnie siły. W jednej chwili starła łzy wierzchem dłoni i ponownie spojrzała na stającą przed nią postać, której oczy patrzyły na nią z niezaprzeczalną wyższoś...