Szła jedną z głównych ulic Crocus chłonąc każdy szczegół rozwiniętej cywilizacji. Czyściutka i nareszcie normalnie ubrana zajadała się gofrem z bitą śmietaną. Od jej powrotu minęły dwa tygodnie, od wyjazdu teoretycznie rok co w praktyce oznaczało również dwa tygodnie. Gdy wracała po dwunastu miesiącach w przeszłości brama przeniosła ją do tego samego dnia, w którym wyruszyła.
Już niedługo, za kilka dni, miała zamiar spróbować dołączyć do gildii Sabertooth, ale przedtem chciała trochę odpocząć i oswoić się z myślą, że teraz wszystko było inne. Ciało Lucy dostosowało się do jej magii dzięki czemu jej zmysły wyostrzyły się. Czuła teraz całą gamę ładnych lub nie, zapachów, widziała więcej szczegółów, a ogólny hałas był cięższy do zniesienia niż kiedyś.
W dodatku nabawiła się nowego lęku, środków transportu, pomimo, że od powrotu nie ruszyły się z miasta cały czas siedziało w niej przeświadczenie, że byle jaki samochód będzie mógł zmusić ją do upadku.
Świat 400 lat temu był jednocześnie mniej i bardziej niezwykły od teraźniejszości, jednak skupiając się na magii był naprawdę niesamowity. Stężenie eternano w powietrzu niemal zwaliło ją z nóg już w pierwszej sekundzie.
Tamte czasy były bogatsze w magię, zwłaszcza taką, która dzisiaj była nazywana "zaginioną", nie brakowało fanatyków magii smoków, które chętnie ofiarowały ją chętnym ludziom, to miał być krok przeciwko ich smoczym braciom uważających ludzi za co najwyżej przekąski. Ona również znalazła smoczyce, która zgodziła się jej pomóc.
Myślała, że trening tej magii wystarczy, a ona pożegna się i wróci, dopiero później pewna czarnowłosa osoba ostrzegła ją, że jeśli czegoś nie zrobi podzieli los Acnologii. Zamienienie w smoka było najgorszym możliwym scenariuszem, jednak tajemniczy chłopak i na to znalazł rozwiązanie. Smoczyca zamieszkała w jej wnętrzu chroniąc ją przez zgubnym skutkiem magii smoczego zabójcy.
Smoki nie były jedynymi mitycznymi stworzeniami, które spotkała. Góry bogów, syreny zamieszkujące rzeki, wróżki unoszące się nad kwiatami i magiczne zwierzęta.
Jedno z nich zostało jej towarzyszem i teraz zamieszkiwało tatuaż na nadgarstku
Wciąż nie była idealna, jej magia była daleko poza poziomem Natsu, który do swojej przyzwyczajał się prawie 15 lat. Rok nie czynił cudów, mimo to sporo pomógł.
A ten fakt tylko popychał ją do tego by spotkać się z przyjaciółmi.
Budynek Sabertooth był ogromny, większy od Fairy Tail, zwłaszcza od ich tymczasowego obozowiska na tyłach miasta z tą różnicą, że jak słyszała szablozębni mieszkają w swojej gildii, do której przyłączone część mieszkalną.
Słońce paliło ją w plecy nieznośnie, a to kim teraz była dodatkowo potęgował to wrażenie, wreszcie wiedziała jak czuł się Gray i nie było to nic przyjemnego. Większą część ostatniego roku spędziła w lodowych górach i właśnie to był jej smoczy typ.
Nie wiedziała czy ma wchodzić, a może poczekać na kogoś kto mógłby ją wprowadzić, z czystej przezorności wybrała drugą opcję skrywając się w cieniu sąsiedniego domu. Postanowienie nie zawiodło jej i po chwili Lucy maszerowała za odzianym w niecodzienny kapelusz jegomościem, który poprowadził ją przez chłodne korytarze, aż w końcu oboje znaleźli się w wielkiej przestronnej sali.
Mężczyzna siedzący na tronie, do którego poprowadzony był fioletowy dywan nie wyglądał na zbyt empatycznego. Był za to wysoki i krzepki, miał zapadnięte oczy przysłonione krzaczastymi brwiami.
- Kim ona jest? - Rzucił szorstko do maga, który pomógł jej się tu dostać, mimo niebyt przyjemnego tonu jej chwilowy towarzysz nie wyglądał na urażonego lub choćby przerażonego.
- Pamiętam, że nazywa się Lucy Heartfilia. - Przedstawił ją, blondynka dałaby urwać sobie głowę, że na dźwięk jej nazwiska drgnął za pewne uświadamiając sobie, że nastolatka miała wyjątkową sytuację, przynajmniej pod względem finansowym.
Brązowooka skłoniła się przed Jiemmą postanawiając przejąć inicjatywę. Nie chodziło o to, że Rufus mógłby coś spartaczyć, po prostu wiedziała, że gdy sama wystosuje swoją prośbę będzie wyglądać na pewniejszą siebie niż w rzeczywistości.
- Szanowny mistrzu Sabertooth, mówiąc bez ogródek chce dołączyć do twojej gildii. - Patrzył na nią przez krótką chwilę, a potem na jego twarzy pojawił się osobliwy rodzaj wyższości.
- Czy uważasz się za godną Sabertooth?! - Zagrzmiał, Lucy nie zamierzała się jednak ugiąć, ani pod krzykiem, ani pod spojrzeniem.
- Proszę samemu to ocenić.
- W takim razie ją magią władasz?
- Jestem maginią gwiezdnych duchów... - Odpowiedziała ku rozczarowaniu Jiemmy. - ...oraz lodową smoczą zabójczynią.
Chociaż mistrz tego nie zdradzał gdzieś tam zaczęła rodzić się nadzieja, że będzie mógł zwerbować kolejnego potężnego użytkownika zaginionej magii, jednak nie mógł się jej poddać wiedząc, że jeśli to druga generacja, to dziewczyna może okazać się defektem.
Już nie raz wiedział ludzi, którzy przychodzili do niego przekonani o własnej potędze spowodowanej tym, że dzierżyli magię smoczych zabójców. Niestety u większości ludzi lacrimy z tą magią nie sprawiały żadnych większych wrażeń, były na wręcz pospolitym poziomie.
- Która generacja? - Spojrzała na niego najwyraźniej nie rozumiejąc, dopiero sekundę później przypomniała sobie o Laxusie i Cobrze z Oracion Seis.
- Pierwsza.
Z tego raczej mógł być zadowolony, nie oznaczało to jednak, że dziewczyna przejdzie bez jakiegokolwiek testu zdolności. W tym celu skinął do Rufusa, który dokładnie zapamiętywał każde słowo byłej wróżki.
- Przyprowadź Minervę i Stinga.
Blondyn wydawał się lekko zaskoczony, mimo to posłusznie spełnił polecenie i wybiegł z sali, wyraźnie po to by wezwać trójkę. Jej pozostało czekać, sam na sam z nieprzyjemnym wzrokiem Jiemmy.
C.D.N.
Nie opisuje póki co wydarzeń z przeskoku, na to przyjdzie pora, więc spokojnie.
LHB
CZYTASZ
[Sting x Lucy] Magini z Sabertooth
FanfictionZapłakała raz jeszcze zdając sobie sprawę jak bardzo jest żałosna, słaba... i jak bardzo pragnie siły. W jednej chwili starła łzy wierzchem dłoni i ponownie spojrzała na stającą przed nią postać, której oczy patrzyły na nią z niezaprzeczalną wyższoś...