Od spotkania z Natsu i resztą przyjaciół minęło już kilka dni, mimo tego czas Heartfilii zatrzymał się na tamtym momencie. Niemal bez przerwy analizowała do czego wtedy doszło, a wyciągnięte wnioski sprawiały, że miała ochotę rozpłakać się na dobre jednocześnie krzycząc z wściekłości. Słowa Dragneela rozbudziły w niej dawną złość, ale sprawiły też, że zaczęła dostrzegać w swojej sytuacji więcej swoich własnych błędów.
Pomimo wszystkiego każdy członek Fairy Tail należał do rodziny, ona też należała i nie powinna tak łatwo z niej rezygnować. W końcu nawet teraz odczuwała gorycz i tęsknotę, których przecież mogła uniknąć. Mogła wrócić z treningu tam, pokazać im swoją siłę, a następnie zepchnąć Lisanne z jej miejsca u boku przyjaciół. W pewnym sensie żałowała swojej decyzji, ale wiedziała też, że gdyby miałaby zrobić to ponownie zrobiłaby.
Sting spędzał z Lucy naprawdę dużo czasu i właśnie dzięki temu on pierwszy zauważył zamyślenie i przygnębienie dziewczyny. Nie zadawał pytań, po prostu wspierał swoją obecnością. Zresztą po co były mu pytania? Doskonale wiedział, że była taka od odwiedzin.
Blondynka była popularna w gildii, ale nie utrzymywała większych kontaktów z kimkolwiek oprócz bliźniaczych smoków. Czasem odzywała się do Orgi i Rufusa, a nade wszystko unikała Minervy. To wszystko brało się ze światopoglądu, który wyrobiła jeszcze jako wróżka. Nie było sensu ukrywać, że to Fairy Tail do końca ukształtowało jej charakter.
Brzydziła się zachowaniem niektórych członków i w duchu śmiała się z ich przekonania o tym, że posiadają siłę większą niż wszyscy. W jej oczach towarzysze, których miała wspierać traktowali swoją gildię jak zwykłe źródło pracy, przychodzili i odchodzili nie zaprzątając sobie głowy czymś takim jak dziecinna przyjaźń.
- To co wychodzimy? - Powtórzył po raz kolejny Eucliffe nieznośnie przeciągając swoje słowa. Już któryś raz z rzędu próbował przekonać ją, żeby wyszła z nim do nowego baru na mieście.
Zmęczona jego prośbami zastanowiła się jeszcze raz czy była wystarczająco zdesperowana, by utopić swe smutki w hektolitrach alkoholu. Wychodziło na to, że tak.
- Jasne. - Odparła niemrawo.
Od czasów tamtej randki zaraz po misji od czasu do czasu wychodzi w różne miejsca, ale nie doszło między nimi do żadnego przełamania. Mimo tego czuła się podle, czuła, że szuka w nim oparcia i wykorzystuje, by poczuć się lepiej. I chyba właśnie tak było. Powoli zamykała rozdział Natsu, myślała o nim coraz rzadziej, ale wciąż coś ją do niego ciągnęło.
W każdym razie musiała iść się przebrać. Ostatnią rzeczą jaką chciała, było upijanie się przy Stingu, do którego klei się wianuszek roznegliżowanych panien. Nie miała zamiaru być aż tak żałosna. Picie to jedno, a wyglądanie przy tym jak ostatnia miernota to druga.
Problemem nie był dobór ubrań, od razu wybrała krótką czarną sukienkę i buty na niskim obcasie, bez większych fajerwerków. Mimo to jak zwykle posłał jej zachwycony uśmiech. Odwzajemniła go nawet nie wiedząc, że to robi. To dało mu namiastkę pewności, że dziewczyna wraca do normy.
Droga minęła im w spokoju, co prawda na ulicach stolicy było pełno ludzi, ale lawirując między nimi z łatwością dotarli do celu, który był ładną karczmą z szyldem dzika. W środku niemal wszystkie miejsca pozajmowane zostały już przez głodnych nowości klientów. Całe szczęście przy barze zostało kilka wolnych.
Sting dobrze nawet nie usiadł, kiedy usłyszał "najmocniejszy jaki macie". Z szokiem spojrzał na Lucy, nigdy nie pili razem, jednak zawsze stawiał, że ma słabą głowę.
- Jesteś pewna? - Odezwał się cicho na co barman pokiwał głową zgadzając się z pytaniem.
- Jestem.
Poszło w ruch wiele kolorowych płynów, wszystkie stworzyły jedną wybuchową mieszankę, która wlana została do szklanki blondynki, która opróżniła to na jednym wdechu. Pieczenie zapaliło się w jej gardle, ale zdławiła to. To nadal było za mało. Nawet picie na umór przynosiło niechciane wspomnienia, zamiast jakieś szumu w uszach wciąż słyszała śmiech przyjaciół.
- Więcej!
- Co za dużo to nie zdrowo, Lucy! - Zaprotestował zaraz Sting widząc pierwsze skutki w postaci właśnie pojawiających się wypieków. Magini nie zamierzając posłuchać rady spojrzała na niego wzrokiem upartego dziecka.
- Ale. Ja. Chcę. Więcej. - Fuknęła łypiąc tym razem na mężczyznę za ladą. Nie mogąc nie wypełnić polecenia klientki powtórzył całą sekwencję ruchów po raz drugi tego wieczoru - nie nocy. Podał jej drinka, a ona przyjrzała mu się w chwilowych olśnieniu. - Jak on się nazywa?
- Fairy Tail, to na cześć... - Nie zdążył nawet dokończyć, blondynka bez zbędnych ceregieli wlała w siebie alkohol.
- Na cześć gildii, która siedem temu upadła, a w tym roku zrobi to znowu. - Powiedziała zaciekle.
- Lucy... - Jęknął siedzący obok blondy, na blacie postawione było jego wciąż nietknięte piwo, ale nie tym się teraz przejmował.
- Zostaw swoją koleżaneczkę, jak chce to niech pije. - Odezwała się kobieta siedząca obok niego, całkiem ładna, ale zupełnie nie w jego typie. Była szatynką, a on od pewnego czasu preferował blondynki. - Lepiej pójdź... - Jej słowa zostały brutalnie przerwane. Lucy kichnęła przy okazji zamrażając ją od stóp do głowy.
- Przepraszam. - Mruknęła winowajczyni po chwili rozpraszając przypadkowe zaklęcie. Chciała powiedzieć coś więcej, może nawet się wytłumaczyć, ale szatynka wzięła nogi za pas biorąc magię za efekt chorobliwej zazdrości. - A ona co tak nagle...?
- Może jej śpieszy. - Podsunął biorąc swój kufel to rąk. Gdy tylko zanurzył usta odsunął od siebie alkohol. To nie był czas na picie. Poza tym skoro piła ona to ktoś musiał się nią później zająć.
- Proszę o kolejnego! - Zawołała już bardziej wesoło, najwyraźniej trochę procentów rozwiało jej zły i pochmurny nastrój.
Przesiedzieli tam jeszcze pół godziny, siedzieliby nawet dłużej gdyby nie to, że magia Heartfilii stopniowo zamrażała całą gospodę. W końcu za nich zapłacił, wziął ją na ręce i poszedł w kierunku gildii. Był zmęczony mimo, że przyszedł się tu odprężyć, ale czuł, że było warto i kac w jakiś sposób pomoże dziewczynie.
Lucy poruszyła się w jego ramionach niespokojnie i zaczęła nieświadomie paplać nieznane mu imiona i miejsca.
- Nie mów, że podoba Ci się Gazzile, Levi-chan. Cana! Nie pij tyle! A ty Laxusie... a ty rób co chcesz! Tylko uważaj na piorunochrony!
Do tej pory Eucliffe nie wiedział, że można płakać będąc nieprzytomnym. Jak się okazało można było i Lucy była tego dowodem. Po jej policzkach poprzez rumieńce toczyły się łzy.
- Dlaczego, Natsu? - Wyszlochała cicho, drżąc.
C.D.N.
Cześć misiaczki! Rozdziałek leci, myślę, że jesteśmy jakoś w połowie. Nie pamiętam czy ostrzegałam, ale to będzie lekka, niedługa książka. Nie widzę jej w roli jakiegoś tasiemca, poza tym ostatnio jestem strasznie nie zadowolona z rozdziałów, zupełnie jakbym nie była sobą.
LHB
CZYTASZ
[Sting x Lucy] Magini z Sabertooth
FanfictionZapłakała raz jeszcze zdając sobie sprawę jak bardzo jest żałosna, słaba... i jak bardzo pragnie siły. W jednej chwili starła łzy wierzchem dłoni i ponownie spojrzała na stającą przed nią postać, której oczy patrzyły na nią z niezaprzeczalną wyższoś...