Rozdział 11

905 87 35
                                    


Wioska Suzuran okazała się miłym miejscem, w którym mieszkało dość sporo równie miłych i przerażonych ludzi panicznie bojących się podtopienia. Niestety obawy mieli raczej uzasadnione, bo woda naprawdę rosła w zawrotnym tempie. Pierwszym pomysłem Lucy na zaradzenie tej sytuacji było zamrożenie całej wody, ale szybko sobie odpuściła. Jej lód nie był wieczny, więc rozwiązanie byłoby tylko chwilowe, poza tym skazałaby na śmierć Cal Mirre, która w gruncie rzeczy była zwykłym magicznym stworzeniem.

Sting i Rogue początkowo nie widzieli w tym żadnej przeszkody, na szczęście po kilku słowach od swojej towarzyszki obmyślili wspólny plan.

To prawda, nie chcieli skrzywdzić Cal Mirry, ale wioska musiała być bezpieczna, tak więc postanowili przenieść zwierzę do morza za pomocą wcześniej utworzonej wyrwy. Nie było to zbyt trudne, a poziom wody obniżył się natychmiast co niezwykle ucieszyło mieszkańców Suzuran.

Wciąż nie czuła się przy nich tak komfortowo jak przy Natsu, ale jako team radzili sobie coraz lepiej, jednak i z tego nie mogła się cieszyć. W końcu byli drużyną tymczasową i po jakimś czasie gdy Jiemma odwoła ciążący na bliźniaczych smokach obowiązek mieli wrócić do oddzielnej pracy.

Gdy tylko wysiedli z pociągu odzyskali trzeźwe myślenie, a nawet jeśliby tego nie zrobili Lector i Frosh zawsze starali się służyć pomocą

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Gdy tylko wysiedli z pociągu odzyskali trzeźwe myślenie, a nawet jeśliby tego nie zrobili Lector i Frosh zawsze starali się służyć pomocą. Blondynce, nadal trochę oszołomionej po podróży, dłuższą chwilę zajęło przyswojenie sobie faktu, że mag cienia już poszedł, nie czekając ani na nią, ani na Stinga, przez co zostali sami. 

Nie przeszkadzało jej to, przecież nie raz zostawali sami bez Cheney'a, czy to na treningach czy to w zwykłych dniach, tak więc dlaczego teraz było jakoś inaczej? Może dlatego, że razem z nim zniknęły oba koty, dziwnym było widzieć blondyna bez swojego Lectora, który towarzyszył mu niemal zawsze.

- Rogue musiał coś załatwić, Lector i Frosh poszli z nim. - Streścił to co zdążyła już sama odkryć poprzez zwyczajną obserwację. - Wróciliśmy wcześniej niż się spodziewałem, więc co powiesz na jakieś wyjście? Tylko ty i ja?

To pytanie wprawiło ją w konsternację, w końcu nie wiedziała czy to miało być spotkanie na stopie koleżeńskiej czy może chodziło mu o coś więcej. Co gorsze nie wiedziała nawet czy gdyby chodziło o to drugie przeszkadzałoby to jej. Tak więc kiwnęła głową nie próbując wyjaśnić z nim swoich rozterek.

Na plecach wciąż miała podróżny plecak, ale był on lekki, więc nie stanowiło to zbytniego problemu, nie była także zbytnio zmęczona, chociaż prawdę mówiąc przydałaby jej się chwila do odświeżenia. Niestety nie miała nawet chwili bowiem Sting szybko porwał ją organizując im całkiem fajny dzień.

Wiedział, że oboje byli głodni, dlatego pierwszym punktem ich nieplanowanego spotkania był jakiś obiad. Zaprowadził ją do całkiem niezłej restauracji.

Dziewczyna pokiwała głową zadowolona widząc na karcie paluszki rybne, nie chodziło o to, że lubiła je jakoś szczególnie, po prostu w tej chwili miała na niego ochotę. Gdy podeszła do nich kelnerka, ładna dziewczyna o figurze klepsydry i pięknych czarnych włosach chciała zamówić właśnie to danie. Niestety pracownica wydawała się jej nie zauważać poświęcając większość swojej uwagi blondynowi.

Spojrzała na chłopaka doszukując się czegoś co zwróciło uwagę kelnerki. Po chwilowych oględzinach przyznała mu, że był dość przystojny, oczywiście nawet na myśl nie przyszło jej mówić tego na głos, oczyma wyobraźni już widziała ten jego zadowolony wyraz twarzy.

- Co chciałbyś zamówić, przystojniaczku? - Spytała nieznajoma zakładając zgubione pasmo czarnych długich włosów za ucho.

- CHCEMY zamówić obiad. - Odpowiedział kładąc szczególny nacisk na pierwsze słowo. - Ty pierwsza Lucy. - Zirytowana kelnerka dopiero teraz spojrzała na nią i zmierzyła oceniającym wzrokiem. Niestety, prychnęła w myślach, nie miała się zbytnio czego czepić. Blondynka była urocza, miała figurę i całkiem niezłe cycki, których specjalnie nie ukrywała. Jednak i zmęczenie dawało o sobie znać w postaci lekkich cieni pod oczami.

- Proszę pozycję 15. - Powiedziała nie przejmując się nieuprzejmością pracownicy restauracji. Eucliffe szybko spojrzał na kartę i gdy upewnił się, że to co zamówiła jest zjadliwe zamówił to samo lekko marszcząc brwi. Zachciało jej się ryb? Po tej całej przygodzie z mistyczną podwodną Cal Mirrą chciała zjeść zwykłą rybę?

Zaczęli rozmawiać spędzając tam całkiem miłą godzinę. Mówili o różnych rzeczach, czasem o pierdołach, a czasem o czymś poważniejszym. Sting pytał ją o rodzinę i to właśnie wtedy zacięła się po raz pierwszy.

- Moja rodzina... Miałam tylko rodziców, żadnych ciotek, wujków, dziadków czy rodzeństwa. - Powiedziała niechętnie. W tamtym momencie wyszli już poza restaurację i po prostu spacerowali idąc obok siebie ulicami Crocus. - Mieszkaliśmy w wielkiej rezydencji i było mi tam całkiem dobrze dopóki nie zginęła moja mama. Wtedy mój ojciec całkowicie skupił się na pracy i przestał spędzać ze mną czas. Zapominał o moich urodzinach i takie tam. Prawdę mówiąc byłam tam naprawdę samotna, nie mogłam wychodzić poza rezydencję, a w niej samej nie było nikogo w moim wieku. Dlatego uciekłam, zaraz po tym jak skończyłam 15 lat. Przez dwa lata żyłam jako wolny mag gwiezdnych dusz bez gildii, a potem dołączyłam do Fairy Tail. A jak było z tobą?

- Trochę ciężko o tym mówić. - Mruknął niechętnie. - Wychował mnie Weisslogia, poza nim nie miałem nikogo, nie pamiętam swoich rodziców, ale najwyraźniej mnie porzucili. - Powiedział krótko.

Spuściła wzrok robiąc zbolałą minę co od razu wyłapał.

- To nie twoja wina księżniczko. - Uśmiechnął się do niej łapiąc ją za rękę i splatając ich dłonie.

- Księżniczko? - Powtórzyła zdziwiona.

- Podłapałem od masochistycznej pokojówki. - Wyjaśnił cały czas szczerząc się co z pewnością sporo go kosztowało, ale jego uśmiech, jakby to powiedzieć, wydawał się blondynce szczery. - Poza tym nie po to zabrałem Cię na randkę żebyśmy się tu teraz smucili.

Brązowooka zatrzymała się gwałtownie przez co i on przystanął. Patrzyła na niego z tak widocznym zdezorientowaniem, że po chwili sam zdał sobie sprawę o co jej chodziło.

- M-My jesteśmy na randce? - Spytała lekko się jąkając ze zdenerwowania. To w połączeniu z rumieńcami na policzkach utwierdziło chłopaka w przekonaniu, że dziewczyna jest urocza.

- Nie wiedziałaś? - Zaczepnie odpowiedział pytaniem na pytanie również odrobinę bardziej czerwony niż zwykle.

- Nie, ale dziękuje za to, że mi powiedziałeś. Do tej pory żyłam w strasznej niewiedzy. - Zaśmiała się wznawiając marsz, byleby tylko nie zobaczył jak czerwona zrobiła się w tej chwili.

W końcu nigdy nie była na prawdziwej randce. Wiele razy wyobrażała sobie jak to by było pójść na taką z Natsu, ale każda bliżej przybliżona sceneria w jej wypadku kończyła się rozczarowaniem i katastrofą w jednym.

Wzięła głęboki wdech starając się wrócić do luźnej otwartej rozmowy jaką prowadzili chwilę wcześniej, ale było to bardzo trudne, bo tym razem towarzyszył im dyskomfort większości zauroczonych par na pierwszym takim spotkaniu.

C.D.N.

Wow, poszli na randkę? Jak to się stało? Póki co to tylko restauracja i kwiatek, ale randka się jeszcze nie skończyła, prawda? Tak więc reszta w następnej części! Dobranoc moje aniołki!

LHB

[Sting x Lucy] Magini z SabertoothOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz