Rozdział 25

769 84 12
                                    

Bolało ją serce.


Narząd próbował wydostać się z jej wnętrza od nadmiaru emocji, a mimo to twarz była spokojna i bezbarwna jak nigdy. Chciała płakać, ale nie mogła, łzy zwyczajnie nie chciały lecieć. Nawet jeśli była tak cholernie wzruszona. Fantastyczna walka Erzy, Laxusa i Cany była niezapomniana do tego stopnia, że miała ochotę wznieść w górę znak Fairy Tail, na tym kończyło się jednak przywiązanie, bo zaczynało nią targać nieznane dotąd uczucie - tak bardzo pragnęła pokazać im, że w końcu jest tak samo dobra jak oni.

Nie było już miejsca na nic innego. Chyba właśnie dlatego Lucy odwróciła się na pięcie po walce smoczego zabójcy błyskawicy i przestała oglądać pojedynki następnych magów na co najmniej dwie godziny. Potrzebowała czasu i chwili wytchnienia, a przede wszystkim...

- Napaliłam się. - Wyszeptała pod nosem z enigmatycznym uśmiechem. Właśnie. Ręce trzęsły jej się z podniecenia, a ciało rwało do walki. Czuła fantomowy lód na opuszkach palców i magię pragnącą otwierać kolejne bramy.

Prawdę mówiąc cieszyła się z wodnej konkurencji. Możliwość rozładowania emocji była rozkoszną możliwością i idealnym sposobem, by ukrócić dobrą passę wróżek. Włożyła więc bikini i weszła do wodnej kulki. Woda była ciepława, jednak dla niej to był niemal wrzątek, który reagował z lodem wewnątrz niej tworząc ledwo dostrzegalne przez nią opary.

Nie było tu Kagary, której stawienie czoła po raz kolejny mogło być bardzo trudne. Wśród zawodniczek były za to Juvia i Wendy, ta ostatnia najwyraźniej zastępowała ranną Scarlet.

W jej pierwszej walce przeciwko dawnej gildii nie miała zamiaru dawać nikomu forów. W dodatku dziś po raz pierwszy od początku turnieju obserwowała ją Minerva, więc musiała załatwić to nadzwyczajnie szybko. Najlepiej jednym ruchem.

Pozostałe zawodniczki nie zdążyły kiwnąć palcem, gdy ona przecięła wodę dwoma kluczami. Złote światło zmąciło wodę i przez bramy przedostały się aż dwa gwiezdne duchy. Duch mający postać dwóch błękitnych stworzeń, bliźnięta-Gemini i nieśmiała dziewczyna w różowych lokach, baran-Aries. Jakby tego było mało drugi ruch jednego z kluczy zmienił formę samej magini.

- Mam was. - Powiedziała do przeciwników wyginając różowe usta w pewny siebie uśmiech. Pasiasta różowo-biała sukienka i dwa rogi na głowie przydawały jej uroku aniołka, ale walczyć miała iście diabelsko.

- Gemini przemiana. Aries stalowa wełna.

To była sekunda. Bliźniacze duchy przybrały ciało Orgi, który patrzył na to zjawisko z niedowierzaniem z poza sceny głównej. Kopia maga szybko użyła swojej karty atutowej, którą miała w wodzie. Prądu. Czarna błyskawica przez wodę rozeszła się w kierunku wszystkich uczestników i zaczęła boleśnie kąsać. Od bolesnych poparzeń uratowała ich czekająca na swoją kolei Aries, która szybko wypchnęła wszystkich poza swoją mistrzynią z wodnej kuli za pomocą wełniastych lanc.

Sherria, Jenny, Rocker,  Wendy, Juvia i Risley wypadli z walki.

- To niesamowite! Tą piękną kombinacją zwycięża Lucy Heartfilia i Sabertooth!! - Wykrzyczał oniemiały komentator podczas, gdy ona wyskakiwała z wodnej kuli, a następnie ruszyła ku wyjściu. Strój barana zniknął, więc w tej chwili ociekała wodą mając na sobie jedynie skrawki materiału uchodzące za bikini.

Oj tak. Było zimno, tak cudownie chłodno, aczkolwiek wzrok tych napalonych samców na trybunach nie należał do bardzo przyjemnych. Miała ochotę na Stinga i mrożoną czekoladę.

Nie dało się ukryć, że po spektakularnych zwycięstwach Fairy Tail ogrom jej własnego prezentował się co najmniej przyzwoicie. Tak więc mogła mieć pewność, że nie zawiedzie Minervy i ich mistrza, który z całą pewnością wyrzuciłby ją z gildii za przegraną. Miała tylko nadzieję, że małej smoczej zabójczyni i wodnej kobiecie nic poważnego się nie stało. W końcu dla Juvii, która była niemalże zbudowana z wody każdy elektryczny atak był groźny.

- Brawo. - Usłyszała jego głos w korytarzu. Zatrzymała się jak wryta i zaskoczona stała tak nie mogąc uwierzyć, że naprawdę stał tak blisko niej. Pierwszy raz od ich ostatniego spotkania, które w tej chwili było już tylko rozmazanym zbiorem obietnic.

- Natsu, co ty tu robisz? - Spytała w chwili gdy wiatr wdarł się do tunelu owiewając jej mokre ciało.

Już miał odpowiedzieć, gdy coś rozproszyło jego uwagę. Wciągnął powietrze nozdrzami, a w jego oczach i na twarzy pojawiło się czyste niedowierzanie. Przyjrzał się uważniej i raz jeszcze, jakby dla pewności, pociągnął nosem. Wiedziała, że zdał sobie sprawę z jej tajemnicy, w końcu teraz, gdy była praktycznie naga nie miała gdzie ukryć karty zapieczętowania zapachu. Obserwowała więc tylko jak powoli dochodził do właściwych pytań i odpowiedzi.

- Kiedy przeszłaś przez bramę nauczyłaś się magii smoczych zabójców. - Powiedział i brzmiało to jednocześni jak stwierdzenie i oskarżenie. - Nie cofnęłaś się w czasie, by zbadać sprawę swojej matki i smoków, ale by nauczyć się magii smoczych zabójców. Ale dlaczego wcześniej tego nie wyczułem?! Przecież twój zapach jest taki wyraźny! W dodatku pozostaje na tobie zapach tego mordercy-aroganta z twojej nowej, wspaniałej gildii!

- To nie twoja sprawa z kim się spotykam!

- Więc po co ten cały turniej?! Przecież widzę jak bardzo chcesz tu zostać! - Na te słowa zacisnęła pięści z gniewu i cichej rozpaczy, która pożerała jej ciało od środka od tamtego dnia na stacji, gdy widziała jak odjeżdżają ku nowej wspaniałej przygodzie. Od dnia, w którym zmuszona była patrzeć jak Lisanna powoli zajmuje jej miejsce i usłyszeć co myśli o niej "rodzina". Po dzień, w którym Levi spojrzała na nią jak na obcą osobę i w którym pokłóciła się z Erzą.

- Jak śmiesz w ogóle o to pytać? - Spytała cichym, zimnym głosem, który wstrząsnął różowowłosym. - Porzuciliście mnie w najgorszym momencie. Uznaliście mnie za gorszą i słabszą od was, a potem zastąpiliście mnie Lisanną i to głównie twoja wina. Kochałam cię, ty ślepy idioto i do dzisiaj nie wiem za co, bo byłeś zupełnie inną osobą niż myślałam. Myślałam, że jesteś jedyną osobą na świecie, która nigdy mnie nie zrani, nie zdradzi...

- To nie tak jak myślisz! - Wtrącił.

- Nie tak? Nie przerywaj kiedy ja mówię, albo zgaszę ten twój płomyczek. Kochałam cię kiedyś, ale dziś czuje do ciebie jedynie sentyment i rozczarowanie. Od początku mówiłam, że nie wrócę do gildii, ale tobie przez myśl nie przeszło, żeby uszanować moje zdanie. Chciałem jedynie udowodnić wam, że Lucy, którą zostawiliście nie będzie wiecznie słabym piątym kołem u wozu, ale ty wciągnąłeś mnie w tą wielce zabawną grę. Tak więc przygotuj się na przegraną, przemyśl to co powiedziałam, wtedy będziemy mogli wrócić do bycia przyjaciółmi.

- Ja też cię kochałem. Dalej kocham! Czy nic to dla ciebie nie znaczy?!

- Gdybyś powiedział mi to wcześniej prawdopodobnie dziś nie stalibyśmy na przeciw siebie. Bylibyśmy szczęśliwą parą i dalej cieszyli się życiem magów, wspólnie. Ale teraz nie ma do tego powrotu. Ty dokonałeś swoich wyborów, ja dokonałam swoich.

C.D.N.

Powinnam się uczyć do angielskiego, ale w ekspresowym tempie machnęłam wam rozdzialik.

LHB

Kochająca was z całego serca.

Wesołego dnia Zmarłych.

[Sting x Lucy] Magini z SabertoothOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz