Rozdział 5

990 89 18
                                    

- Lucy! - Usłyszała głos Natsu wołającego jej imię, odwróciła się w stronę chłopaka, jednak on nie był sam. Do jej spódnicy podbiegła różowowłosa dziewczynka, mniej więcej ośmioletnia, i złapała za nią swoimi rączkami. Oprócz niej przy Dragneelu stał chłopak, chyba szesnastoletni o włosach bardzo podobnych do niej.

Dopiero teraz przyjrzała się magowi ognia, był znacznie starszy niż zapamiętała, jego twarz straciła oznaki jeszcze dziecięcego okresu nabierając pewnej ostrości. Nie nosił również szalika Igneela, zamiast niego miał go nastolatek.

Obok nich przeszła Levy trzymając za rękę Gazzila. Uśmiechnęła się do niej gładząc się po wielkim napęczniałym jak balon brzuchu, który powinien zaraz pęknąć. Nie. Wyglądała jak ciężarna, której ciąża za chwilę miała się rozwiązać.

Zdezorientowana rozejrzała się dookoła, znów była w gildii, radośnie pełnej i głośnej Fairy Tail. Kątem oka widziała Erzę jedzącą ciasto, Graya, do którego kleiła się jak zwykle Juvia, Mirajane roznoszącą posiłki, pomagającą jej Lisanne, stojącego w kącie Laxusa, którego otaczali gromowładni. I staruszka siedzącego na barze.

Poczuła, że mała ciągnie jej spódnicę, spojrzały na siebie w tym samym czasie. Blondynkę zamroczyło gdy zobaczyła jej tęczówki, brązowe o czekoladowym odcieniu, oczy wyglądały jak te, które widziała już tysiące razy w lustrze.

- Mamo...

Krzyk zamarł na jej ustach gdy podnosiła się do pozycji siedzącej walcząc z upierdliwą pościelą

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Krzyk zamarł na jej ustach gdy podnosiła się do pozycji siedzącej walcząc z upierdliwą pościelą. Pot wręcz spływał po jej skórze, a mocno bijące serce dudniło w piersi jak zegar odmierzający kolejne minuty życia. Oddychała z trudem, wciąż przerażona i wyczerpana koszmarem, z którym przyszło jej się zmierzyć tej nocy.

Koszmarem? - Pomyślała gorzko. To co zobaczyła powinno być dla niej piękne, mimo to było straszne. Zobaczyła coś czego nigdy nie będzie mogła mieć, coś co było tylko chorym urojeniem.

- Natsu... - Wyszeptała pod nosem niczym modlitwę wstając z łóżka, nie przeszła nawet kroku gdy upadła na kolana.

Drzwi do jej pokoju gwałtownie się otworzyły, a  raczej zostały gwałtownie wyważone, stanął w nich blondyn, którego poznała w pociągu, w niebieskiej pidżamie w kratkę, z jeszcze bardziej sterczącymi na wszystkie strony włosami.

- Ty jesteś Sting, prawda? - Spytała zdezorientowana wciąż skupiając się na wyważonych drzwiach. - Mógłbyś powiedzieć mi co tutaj robisz?

- Krzyczałaś, a teraz płaczesz. - Odburnął lekko zażenowany swoją gwałtownością, mimo to nie żałował, dziewczyna była interesująca, a słowo które przed chwilą usłyszał dało mu do myślenia.

"Natsu"

Wiedziała, że byli smoczymi zabójcami, powiedziała imię dawnego sławnego smoczego zabójcy. I nazywała się Lucy Heartfilia, już wiedział dlaczego jej imię wydawało mu się znajome.

[Sting x Lucy] Magini z SabertoothOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz