Nie byłem zły na Kai.
Nie okazał mi czułości i przyjemności bo nie potrafił. Nieraz też nie potrafiłem przecież różnych rzeczy. Nie mogłem go winić..Jednak...Smutek jak koc otulił moje serce.
Chyba jednak byłem zraniony.
Wiał lekki ciepły wiatr,woda w jeziorze miło falowała a słońce się w niej rozlewało.
Cały ten piękny obrazek widziałem siedząc 7 metrów nad tym grzejąc jakiś gigantyczny kamień.Uśmiechnąłem się. Świat był piękny,za piękny,nie dla mnie.
Wiele z was zapewnie stwierdzi „Ten Kim Taehyung tylko i wyłącznie użalał się nad sobą" ale..Świat przecież takiego mnie stworzył,stworzył do narzekania ponieważ mnie nie chciał. Gdyby mnie chciał byłbym zdrowy. Moje serce biłoby z chęcią.
Biłoby dla ukochanej osoby..podczas ślubu ale i też spokojnych,leniwych wieczorów. Biłoby w starości podczas niedzielnego spaceru z wnukami. Biłoby żeby żyć.
Westchnąłem,niestety nie chciało. Postanowiło być inne.Mój stary lekarz czasami porównywał je do niedokładnego sportowca. Czasem pracował za szybko i ciężko a czasami po prostu robił sobie przerwy i był leniwy.
Zaśmiałem się.A gdyby tak odejść?
Po prostu odejść. Nie bać się,że następnego dnia nie otworzę oczu,samemu sobie powiedzieć
„Taehyung,daj spokój,już dość,możesz iść"
To był dobry pomysł..Wstałem.
Cóż.. Od czasu do czasu tracimy grunt pod nogami, a wtedy ogarniają nas myśli, w które lepiej się nie zagłębiać. Miewamy je wszyscy. Każdy skrywa w głębi duszy swoje prywatne jezioro, w którym czasem tonie.
Moje myśli poszły za daleko...a mentalne jezioro czekało na mnie 10 mentorów pod nosem.Podszedłem bliżej,mniej bezpiecznie.
-Taehyung-wyszeptałem próbując brzmieć zdecydowanie ale głos mi się łamał-daj spokój-stanąłem na samej krawędzi-już dość-westchnąłem-możesz odejść.
Lot był krótki,upadek bolesny a krzyki ludzi raniły moje uszy.
Potem była tylko ciemność.
CZYTASZ
List do Tae (ukończone!)
FanfictionBo wszystko przecież mija, prócz miłości, prawda? Jeon Jungkook chcę uczynić ostatni miesiąc śmiertelnie chorego Taehyung'a pięknym