7. On

2.1K 54 11
                                    

Wychodzę z oddziału i kieruję się ku rejestracji, gdzie miała na mnie czekać Willow z Samem. Rozglądam się, nigdzie ich nie widzę, wiec zaczynam się poważnie martwić. Muszę wyglądać na naprawdę zakłopotanego, bo delikatnie dotyka mojego łokcia recepcjonistka w szpitalu.

- Mogę może w czymś pomóc?- pyta uprzejmie i posyła spokojny uśmiech.

Mimowolnie przypatruję się jej. Jest ładna, orzechowe oczy i delikatnie wykrojone usta. Przypomina mi wszystkie księżniczki z bajek, słodka i zwiewna.

Skup się, do cholery jasnej. Miałeś wypadek, rodzina na ciebie czeka, a przyglądasz się obcej kobiecie?

- Nie, niestety. Ale dziękuję- odpowiadam z tym samym uśmiechem.

Postanawiam wyjść z poczekalni i poczekać na świeżym powietrzu, mając nadzieję, że Willow po prostu się spóźnia. Kto wie, co zmieniło się przez ten tydzień? A może właśnie nic się nie zmieniło? To był wypadek, nie operacja serca, myślę, ale po chwili przypominam sobie, że musieli mnie reanimować.

- Gabriel!

Zerkam w prawo i dostrzegam żonę. Wygląda promiennie, choć jest już wieczór i powinna być zmęczona po całym dniu w pracy. Wpada w moje ramiona, choć sprawia mi tym niewielki ból przez obite żebra, które nie doszły do siebie.

- Tak bardzo tęskniłam! Jak się czujesz? W porządku?

Wdycham zapach wiśniowego szamponu kobiety, ciesząc się, że wszystko wróci do normy. Cieszę się, że trzymam jej drobne ciało w zamkniętych objęciach. Cieszę się, że przeżyłem. Cieszę się, że przeżyła tamta dziewczyna.

- Jest okej. Bolą mnie jeszcze żebra, ale w sumie to jest całkiem nieźle. A ty? Dałaś radę sama z Samem?

- Przestań- wzdycha Will, otwierając auto.- Ledwo wytrzymałam w pojedynkę.

Nachylam się nad skrzynią i całuję kobietę prosto w policzek, nie mogąc przestać się cieszyć, że w końcu ją widzę. Spoglądam w jej jasne oczy i dostrzegam w nich pełno miłość, tylko dla mnie, tylko na wieczność.

- Jedźmy już do domu.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Po wieczorze spędzonym na opowieściach z Samem, kładę się do łóżka wyczerpany i niemiłosiernie zmęczony. Już prawie zasypiam, kiedy czuję na ramieniu delikatny ciężar. Rozchylam powieki i widzę Willow w najnaturalniejszym wydaniu. Bez makijażu, bez idealnej fryzury i bez eleganckiej sukienki. Moja Will.

- Tak bardzo się bałam, kiedy dowiedziałam się, że miałeś wypadek. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, płakać czy jechać. Nigdy więcej nie wyprawiaj mi takich niespodzianek, jasne?- szepcze żona do mojego obojczyka,

Dociskam ją do siebie, żałując, że nie widzę jej teraz.

- Przepraszam, słonko. Zrobiłem unik, żeby nie rozjechać niewinnej nastolatki. Jeszcze ten Jeep pojawił się znikąd. Wszystko działo się tak szybko, że ledwo cokolwiek zauważyłem.

- Gabriel, dlaczego w ogóle tam byłeś? Przy tej szkole?

Milknę, nie widząc, co odpowiedzieć. Nie mam pojęcia, czy Octavia to nadal grząski teren, czy mogę już na spokojnie o tym rozmawiać z żoną. Wraca do mnie obraz twarzy Willow, kiedy wyznała, że jest w jakimś stopniu zaniepokojona i zazdrosna o tę dziewczynę. Jak mam jej powiedzieć, że to właśnie od niej wracałem?

Z drugiej strony nie powinienem jej okłamywać, nie jesteś już parą nastolatków. Powinienem jej zaufać, jest moją żoną. To dlaczego szukam wymówki, by to ukryć przed nią?

- Musiałem porozmawiać z jedną uczennicą. Kandyduje do nas, a jest naprawdę wyjątkowa- odpowiadam w końcu, mając nadzieję, że nie słychać po moim głosie, że kręcę.

- Och, naprawdę? Nic nie mówiłeś wcześniej. Znam ją?

Boże, Willow, przestań. Nie chcę cię dalej zbywać i okłamywać.

- Nie, nie. Nie mogła pojawić się na dniu otwartym. Ale na pewno polubiłabyś ją. Elokwentna, inteligentna i trochę złośliwa- wzdycham i dodaję po chwili.- Jak ty, kiedy się poznaliśmy.

- Gabriel, proszę powiedz, że nie chodzi o tamtą smarkulę- głos Willow staje się natychmiast ciężki i zimny, choć nie rusza się z miejsca.

Boże, wybacz mi, ale wiesz, że robię to dla dobra wyższego.

- Willow, nie. Zamknąłem tamtą sprawę i koniec, rozumiesz?

Przewracam się na drugi bok, krzywiąc się w ciemności z bólu, byle zakończyć tę niewygodną rozmowę. Jak to możliwe, że przeżyłem taki wypadek i pierwsze co robię, to kłamię własnej żonie? I dlaczego z powodu jakieś zwykłej nastolatki, której prawdopodobnie już nigdy nie zobaczę?

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Biorę głęboki wdech i szybko przemykam do gabinetu dyrektora Smitha, który mnie uratował.

- Witam?

Mężczyzna patrzy na mnie z zaskoczeniem i zakłopotaniem, kiedy dostrzega, że dzierżę coś za moimi plecami. Wyciągam butelkę dobrej whisky i podaję mu z uśmiechem.

- Dziękuję za uratowanie życia- śmieję się na widok miny dyrektora.

Mężczyzna przyjmuje podarunek, niepewnie mi się przyglądając. Mam nadzieję, że nie wprawiłem go w nienaturalne zakłopotanie, bo jeszcze mnie wygoni. Czuję nagle za moimi plecami powiew powietrza i mimowolnie zerkam za siebie.

- O mój boże. Ja może przyjdę później.

I tutaj się budzę...

Cisza spojrzeńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz