20. Ona

1.1K 40 1
                                    

- Octavia, masz rację. Nic cię tu nie trzyma, możesz jechać. Albo zostać w domu przez cały tydzień.

Spoglądam na poważnego Gabriela, ale nie dostrzegam złości, choć wyraźnie słyszałam ją w jego głosie. Może to nie była złość, a coś innego zupełnie? Czuję się jednak bardzo zmieszana i nie do końca wiem, co się dzieje.

- Co?

Przez chwilę mierzymy się wzrokiem, ale nie widzę w jego oczach naturalnej stanowczość i łagodności, a ostrą determinację, która mnie trochę przeraża. Zmarszczone brwi, zaciśnięte usta, które powoli oblizuje za każdym razem, kiedy się denerwuje. Najbardziej jednak wybija się moje zaskoczenie, że mężczyzna zmienił zdanie i to tak nagle.

Otwieram usta, ale nie wiem co powiedzieć, a Gabriel po prostu wstaje i szykuje się do wyjścia, w czym żadne z nas mu nie przeszkadza. Co się ze mną dzieje? I z nim?

- Możesz jechać do Europy. Masz w pełni rację. Nikogo tu nie masz.

Rani mnie i to w najczulszy punkt. Coś mi mówi, że powiedział to w pełni świadomy, chcąc wbić mi nóż. I to rani mnie jeszcze bardziej. Zaczynam żałować, że pozwoliłam mu przekonać się, że ta relacja jest w porządku, że pozwoliłam sobie na chwile zaufania i że w ogóle wyszłam mu na spotkanie.

Czuję ucisk gdzieś pod przeponą, ale nie mogę się oprzeć i wychodzę za mężczyzną z McDonalda. Obserwuję, jak wsiada, odpala i nie żegnając się, nie tłumacząc swojego zachowania i nie patrząc na mnie, odjeżdża. 

Co tu się, kurwa, stało? Dopiero co zapewniał mnie, że powinnam zostać, a teraz nagle twierdzi, że ma mnie gdzieś? Co mu strzeliło do głowy i dlaczego nie powiedział mi tego w sposób cywilizowany, a jedynie poinformował o takiej zmianie, nie czekając na jakąś moją reakcję. Dlaczego w ogóle myślał o zmianie zdania?

- Octavia...

Strzepuję dłoń Theo z mojego ramienia i odwracam się do niego, mimowolnie emanując złością.

- Chcę zostać sama, jasne? Idź już.

Wchodzę z powrotem do restauracji, zaciskając zęby z frustracji i dziwnych spojrzeń obsługi. Nigdy nie widzieli małej sprzeczki, myślę i uświadamiam sobie, że kruczek leży w naszych wiekach. Ja, młoda, wyglądająca na nastolatkę, Theo ewidentnie starszy ode mnie, ale nadal młody, i Gabriel w średnim wieku, trochę po trzydziestce. 

Prycham, wyrzucam kawę i ubieram na siebie pośpiesznie kurtkę, wychodząc. Zanim dotrze do mnie, co robię, rozglądam się za Theo, choć wyraźnie go odtrąciłam.

- Ja pieprzę- stękam pod nosem i ruszam w kierunku domu, choć zaczyna właśnie padać.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

- Lili! Jestem!

Rozbieram się, powtarzając w głowie, że nie mogę się wyładować na niej ani na Thomasie, który najwyraźniej jest u nas. Dochodzą mnie ich śmiechy, jakby to powiedziała moja siostra, aż sama, pomimo potwornego humoru, uśmiecham się.

Zachodzę do salonu i zatyka mnie na chwilę. Spływa po mnie fakt, że Thomas jest jedynie w bokserkach i swojej koszuli, a Lili w majtkach i bluzce. Patrzę jedynie na bilet w ręku mężczyzny i jego szeroki uśmiech, który może znaczyć jedynie jedno. I do tego anielskie spojrzenie Lili, które jednak zmienia się, kiedy zerka na mnie.

Wiem, co ta scena znaczy. Lili wie, że ja wiem. Thomas natomiast nie ma pojęcia, jaka wojna się rozgrywa między nami i dobrze, nie musi wiedzieć wszystkiego o tej rodzinie. Więc zanim Tho zdąży zapytać się o napiętą atmosferę, sama reaguję.

- Dostałeś bilet, o którym wspominała Lili?- pytam z szerokim uśmiechem, podchodząc do niego.

Wydaje się być zmieszany, ale po chwili znów się rozpromienia, pokazując mi kawałek cholernego, błyszczącego i śliskiego papieru.

- Tak. Wiedziałaś o wszystkim?

- Nie... tak. Lili coś mi tam mówiła, że nie przykuwałam większej uwagi, jak to ja. Zapowiada się tydzień miodowy przed samym ślubem, ha?- śmieje się i klepie faceta po barku, idąc do kuchni.

Słyszę za sobą prychnięcie Thomasa i poirytowane westchnienie Lili. Zawsze tak robi, kiedy coś wymyka się spod jej kontroli. Rzucam jej rozbawione i jednocześnie wyzywające spojrzenie, doskonale wiedząc, że mnie zrozumie.

- Herbaty?- proponuję, wstawiając wodę i wyjmując kubki.

- Tak, chętnie, zielo...

- Thomas idź się ubrać. Zaraz do ciebie dojdę- przerywa jednak narzeczonemu Lili i słyszę jej ciężkie kroki za sobą.

Mentalnie przygotowuję się na jej atak, rzucanie oskarżeniami i wzbudzanie autorytetu, zupełnie jakby zapomniała, że nie jest moją matką, a siostrą. 

Nie myliłam się.

- Co ty gadasz? Dlaczego go okłamałaś?- syczy tuż przy mnie, rzucając we mnie podenerwowanym spojrzeniem.

Wzruszam ramionami, bo nagle zaczyna mnie to bawić. Jej frustracja z takiego błahego powodu.

- Nie okłamałam- mówię jedynie, wybierając dla siebie smak herbaty.

- Nie mówiłam ci, że chcę bilet dać Thomasowi. 

- Bo ostatnio w ogóle mało rozmawiamy- warczę z wyrzutem i zalewam saszetki.- Kiedy zjadłyśmy wspólnie posiłek? Albo po prostu porozmawiałyśmy na jakieś lekkie tematy?

Spoglądam wprost w  oczy siostry i widzę w nich zakłopotanie, niezręczność. Może powinnam poczuć się lepiej, dumna, że uprzytomniłam jej ten problem, ale jej reakcja jedynie mnie rozdrażnia. 

- Poważnie, nic nie powiesz?

Cisza. Cisza zaległa nawet na piętrze i uświadamiam sobie, że Thomas przysłuchuje się naszej rozmowie, choć staramy się mówić ciszej niż zazwyczaj. I przez to wszystko, co mi ostatnio się wali i nie układa, przez cale zmieszanie, które wkradło się do mojego względnie poukładanego życia, przez cholerne zachowanie Oliviera i stosunek Lili do mnie, decyduję się na szczere słowa.

- Lili, nie jesteś matką i nie zastąpisz mi jej, rozumiesz? Byłam naiwna, myśląc, że może będzie dobrze. Ale, do cholery, nie jest i nie będzie. Bo żadna z nas nie jest gotowa na zajmowanie się kimś innym. Jedź z Thomasem do Europy, bawcie się dobrze. Ale już nigdy nie próbujmy być normalną rodziną.

Zabieram swoją herbatę i idę do swojego pokoju, zostawiając Lili samą z moimi słowami. Nie uchodzi mojej uwadze, że drzwi do sypialni siostry szybko przymknęły się. 

Padam na łóżko i jak nigdy chciałabym mieć przy sobie mamę. Zawsze umiała sprostować sytuacje. Każdą, jak ciężka by nie była. Przy niej zawsze wszystko było łatwiejsze, jak chyba z każdą mamą.

Łzy lecą po moich policzkach, ale nie szlocham, nie pociągam nosem i nie wstrzymuję rozpaczliwie oddechu. Sięgam jedynie po notatnik mamy, jedyną jej cząstkę tak blisko mnie, i zauważam, że zostało tylko parę kartek. 

Kiedy przeczytałam połowę jej życia?

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Na górze Kaan Urgancioglu <3 - nasz Thomas!

Cisza spojrzeńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz