27. Udana randka?

176 11 0
                                    

*w poprzednim rozdziale*
Emily i Austin umawiają się na randkę przez sms.

*Narrator*

GODZINA: 16:15

Austin był już gotowy na randkę. Ubrał się w luźne, ale ładne ubrania. Miał na sobie białą koszulkę z guzikami na górze, czarne podarte jeansy i Vansy w tym samym kolorze. Na szyi widniał wisiorek ze srebrną kostką do gitary. Chłopak był bardzo zestresowany, ale również szczęśliwy. Długo przygotowywał się na tą randkę. Zajęło mu to wiele trudu i pieniędzy, ale dla Emily mógł poświęcić wszystko. Dosłownie WSZYSTKO. Tym bardziej, jak już ją stracił. Nie mógł sobie pozwolić na drugą utratę. Brunet wziął najpotrzebniejsze rzeczy i udał się do domu dziewczyny.

Emily była już prawie gotowa. Nie mogła się doczekać, aż spotka swojego ukochanego. Bardzo jej na nim zależy. A po ostatnim zdarzeniu, kochała go jeszcze bardziej, jeśli w ogóle się dało. Chodzili ze sobą dopiero od pół roku, ale wiedziała, że darzy chłopaka szczerą miłością. Widziała, że on to samo okazuje jej.
Gdy skończyła się zbierać, z cierpliwością zaczęła czekać na bruneta.

Austin zadzwonił dzwonkiem do drzwi. Emily szybko mu otworzyła. Zanim zdążył coś powiedzieć, rzuciła mu się na szyję i czule pocałowała. Gdy całus się skończył, chłopak odezwał się:
- Mam dla ciebie kwiaty. Tylko jest mały problem.
Przystojniak pokazał kwiaty. Okazało się, że przez pocałunek, trochę się urwały. Dziewczyna jednak uśmiechnęła się.
- Są piękne. Dziękuję skarbie. - pocałowała go w policzek
Chłopak zarumienił się. Kochał ją. Nigdy nie sprawiła mu celowej przykrości.
- Idziemy? - powiedział szczęśliwy i złapał ją za rękę.
- Pewnie! - odpowiedziała.
Para szła powoli. Nigdzie im się nie spieszyło. Najważniejsze, że byli razem.
Rozmawiali o wszystkim. O przechodniach, o sobie, o pogodzie nawet. Między nimi nigdy nie było niezręcznej ciszy. Potrafili znaleźć sobie temat do rozmowy. Ze sobą się nie nudzili.
Po około 30 minutach, Austin stanął.
- Dlaczego stoimy? - zapytała zdziwiona Emily
- Jesteśmy już w pierwszym miejscu naszej randki! - odpowiedział jej radośnie.
Austin zabrał brunetkę do jakiegoś opuszczonego wesołego miasteczka. Jednak nie było to straszne miejsce. Można rzec, że magiczne. Para usiadła na karuzeli dla dzieci, gdy nagle konstrukcja się włączyła. Wszystko wokół zaczęło się świecić i uruchamiać. Szare obiekty zmieniły się w kolorowe. Wszystko stawało się radosne i piękne. Było magicznie! Emily była zachwycona. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Nigdy nie widziała czegoś, tak ślicznego. Czuła się, jakby cofnęła się w czasie. Przez kilka minut dziewczyna wcale się nie odzywała. Nie wiedziała co powiedzieć.
- Widzę, że się podoba, prawda? - powiedział lekko rozbawiony postawą drugiej połówki.
- Podoba?! Jest pięknie! Kochanie, zabrałeś mnie w najlepsze miejsce na świecie! - odezwała się w końcu
- Czyli wzgórze zajmuje jednak drugie miejsce?
- Oj wiesz, o co mi chodzi. - uderzyła go lekko w ramię
- Wiem. - zaśmiał się - Też uwielbiam to miejsce. Mam z nim dużo dobrych wspomnień... - zamyślił się na chwilę
- Po rodzicach? - zapytała trochę niepewnie dziewczyna
- Tak. - westchnął Austin - Często przychodziłem tu z rodzicami i rodzeństwem jak byłem mały. To było moje ulubione miejsce do spędzania czasu razem. Byliśmy tutaj zawsze, gdy tylko mogliśmy. Cóż...byliśmy, dopóki nie stał się wypadek. Jestem tutaj pierwszy raz od czasu wypadku. Minęło już 11 lat, a to nadal piękne miejsce. Przynamniej dla mnie...- jego oczy zaszkliły się.
- Nie przejmuj się. Wiesz, że to była wina ti...
- Tego tira! Wiem! Ale to też moja wina! Nikt mi nie wmówi, że jest inaczej. To ja namówiłem rodziców na ten wyjazd! To ja im przeszkadzałem! To ja rozproszyłem mamę! To przeze mnie zginęli tata, Joe i mama. Gdybym tego wszystkiego nie zrobił...I tak tego nie zrozumiecie...-znowu zamilkł. Z jego policzków spłynęło kilka łez, które szybko przetarł.
- Ja rozumiem. - westchnęła Emily
- Co? - wydawało mu się, że się przesłyszał.
- To moja wina, że taty nie ma. Wszystko było ok, dopóki się nie urodziłam. Mama zdradziła tatę Justina, więc odszedł. Ja za to nawet swojego nie poznałam. Gdybym się nie urodziła, mamie uszłoby płazem, może udałoby się zrobić mnie z ojcem Justina. Niestety, przyszłam na świat o niewłaściwej porze, niewłaściwym miejscu.
Chłopak złapał ją za rękę.
- Ja tak nie sądzę. Gdyby twoja mama go nie zdradziła, prawdopodobnie bym cię nie poznał, albo nie pokochał. Może to tylko różnica w ojcu, ale wszystko by się zmieniło. Cieszę się, że jesteś.
Ona ścisnęła mocniej jego rękę i pocałowała go lekko. Usiedli jak najbliżej tylko mogli i patrzyli na niebo. Myśleli o swojej przeszłości. Austin - co by było, gdyby nie pojechał wtedy z rodzicami do Paryża; Emily - co by było, gdyby mamie wtedy ktoś nie podał tabletki gwałtu.
Rozmyślali tak krótką chwilę, aż w końcu postanowili "pobawić się" w tym pięknym miejscu.

GODZINA: 20:32

Para przechadzała się po mieście. Piękne L.A. Można byłoby spędzić tutaj całe swoje życie.
Nastolatkowie właśnie szli przez bardzo ruchliwą ulicę. Chcieli dostać się na drugą stronę. W końcu zapaliło się zielone światło. Auta mają czerwone. Mogą iść. Zakochani byli już w połowie przejścia, gdy nagle...
- Emily uważaj! - chłopak odepchnął dziewczynę. Sam też miał biec, ale nie zdążył. Pędzący samochód. To on potrącił Austina. Prawdopodobnie nie zauważył czerwonego światła, lub po prostu jest piratem drogowym. Tego się nie dowiemy. Samochód szybko przejechał i nawet nie zatrzymał się, by pomóc brunetowi. Chłopak zemdlał. Dziewczyna zaczęła płakać.
- Halo? Tutaj Emily Cyrus! Był wypadek! Mojego chłopaka przejechał samochód! Proszę pospieszcie się! On nie może umrzeć! Jesteśmy na ulicy Danioniki. Błagam! Przyjdźcie jak najszybciej. Ja go kocham!
Emily zaczęła ryczeć jak małe dziecko. Podbiegła do chłopaka, by spróbować go jakoś opatrzyć, ale tak trzęsły się jej ręce. Nic nie mogła zrobić. Musiała teraz cierpliwe czekać. Czekać na pomoc.

W końcu przyjechała karetka. Szybko zabrała chłopaka na szynach. Dziewczyna chciała wejść z nim do pojazdu, ale jej nie pozwolili.
- Jak to?! Jestem jego dziewczyną! Mam prawo!
- Tylko rodzina. - odpowiedział lekarz
- Ale to ja zadzwoniłam!
- Tylko rodzina.
- Do którego szpitala jedziecie?
- To taj...
- DO KTÓREGO SZPITALA JEDZIECIE?! - zapytała bardzo rozwścieczona dziewczyna.
- Mikołaja Kopernika. - odpowiedział jej z rezygnacją.

Lekarze zabrali Austina karetką. Emily nie myśląc, biegła za pojazdem. Może wyglądała dziwnie, ale nie obchodziło ją to. Najważniejsze było życie chłopaka. Tylko to się liczyło.

*******************************************
Jest rozdział! Spodziewaliście się tego? Trochę gorąco chociaż? Mam nadzieję, że się spodobało.

Wasza - E.MOON

Just a Band { dawniej: Zwykła Znajomość? Zespół?Ale czy na pewno nic więcej? }Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz