XLI

403 15 4
                                    

Od akcji z Denisem minął dzień, jest mi cholernie przykro, że nikt mi nie wierzy. Gerald się do mnie nie odzywa.

- Dalej jesteś na mnie zły? - wchodzę do gabinetu bruneta, który robi coś w laptopie.
- Jak myslisz? - pyta mnie nawet nie zerkając w moją stronę.
- Nie wierzysz mi, nie wiesz co ja czuję. - zaczynam płakać.
- Sophie uspokój się, chłopak nie wiedział o czym Ty mówisz, jaki pocałunek? Wiesz co by się stało gdybym go pobił? Po co to mówiłaś? Chciałaś się odegrać na mojej słynnej zdradzie? Na tym, że zrzuciłem Cię z tych schodów? - wstaje z krzesła i znowu zaczyna krzyczeć budząc przy tym Olivię śpiącą w pokoju obok.
- Nie kłamałam, wierzysz jakiemuś bogatemu gnojkowi niż właśnie żonie. - gdy kończę mówić Gerald wychodzi z pokoju. - Gdzie idziesz?
- Jadę do Brada, przeprosić go. - mówi biorąc Olivię na ręce. - Szczerze mówiąc, to Ty powinnaś to zrobić.
- Nie przeproszę, bo nie kłamię. - zaczynam się trząść w środku ze złości. - Chodź skarbie. - wyciągam ręce w stronę córeczki.
- Olivia pojedzie ze mną. - mówi schodząc na dół.
- Po co ona tam? - schodzę za nimi.
- Co ma siedzieć w domu? Po za tym u Brada teraz jest jego wnuk, pobawi się z nim. - wychodzi z domu.
- Wal się. - mówię sama do siebie.

Geralda nie ma pół dnia w domu, w ten czas zdążyłam wysprzątać pół domu. W międzyczasie przychodzi do mnie Maddie z małą Sophie. Opowiadam Maddie całą historię związaną z wczorajszą sytuacją. Dzwonię do Geralda, który łaskawie odbiera za 4 razem.

- Halo? - pyta bez entuzjazmu.
- Za ile wrócicie, Olivia jest pewnie głodna. - w tle słyszę głos śmiejącej się córeczki, a także głos Denisa.
- Będziemy za kilka godzin.
- Ale Gerald, proszę się wrócicie do domu i przestań się na mnie złościć. - chcę mi się płakać po raz setny.
- Muszę kończyć. - rozłącza się, a ja rzucam telefon ja kanapę.

Maddie już dawno temu poszła, jest godzina 18, a ich dalej nie ma. Moje dzwonienie, nie ma sensu, bo G i tak nie odbierze. Kładę się wygodnie na kanapie i zasypiam.

- Mama. - słyszę jak Olivia mnie woła.
- Skarbie. - zrywam się i biorę ją ręce.
- Przebierz ją. - G rzuca do mnie zimnym tekstem, idę z małą do jej pokoju i ją przebieram. Puszczam jej bajkę na telefonie i wchodzę do gabinetu.

- Gerald, Ty naprawdę chcesz teraz żyć w takiej atmosferze? - podchodzę do niego.
- Mścisz się na mnie? - podnosi głowę. - Ile razy mówiłem, że żałuję.
- Ja się nie mszcze, kurwa zrozum. Ty sobie wbijasz do łba, że to było specjalnie. Słuchasz jakiegoś idioty, a nie mnie. Jak możesz? Firma jest ważniejsza? Lepiej lizać tyłek? - zaczynam płakać i krzyczeć.
- Zmień ton Sophnie. - zrywa się z krzesła i staje na nogach. - Zważaj na słowa i przestań się nad sobą użalać.
- Co? - wycieram łzy.
- A co Ty robisz? - patrzy na mnie.
- Ty pieprzony gnoju. Jak możesz? Sytuacja się chyba zaraz znowu powtórzy.
- Co masz na myśli? - krzyżuje ręce na piersiach. Zrobił się nagle taki cwany.
- Nic, wierz sobie w co chcesz, jeszcze się zdziwisz, słyszałam go w słuchawce. - wychodzę trzaskając z całej siły drzwiami.
- Posłuchaj Sophie. - wychodzi za mną. - Nie zachowuj się tak.
- Jak? - pytam zdenerwowana.
- Jak rozpuszczona gówniara.
- Wal się, żałuję że się wprowadziłam. - kręcę głową z bezsilności.
- Powtórz to. - brunet nie dowierza.
- Żałuję. Ile go znasz? A ile mnie? - schodzę na dół.

Pół wieczoru spędzam sama, Olivia śpi, a ja leżę w salonie i oglądam wiadomości. Chce mi się strasznie spać, ale nie mam ochoty patrzeć na G. Nie umiem opisać słowami tego, jak jest mi przykro.

- Nie idziesz spać? - pyta schodząc na dół w mokrych włosach.
- Nie jestem śpiąca. - kłamię.
- Jest 23. - podchodzi bliżej i wyłącza telewizor.
- Prosiłam Cię o to? - pytam nieco zirytowana.
- Chodź spać. - wyciąga do mnie dłoń.
- Nie.
- To rodzaj jakiegoś buntu? - zaczyna się śmiać.
- Dlaczego jesteś taki chamski dla mnie? Nie dość, że mówię Ci prawdę to wierzysz komuś innemu, wolisz człowieka od interesów niż własną żonę, wybaczyłam Ci zdradę i to, że zrzuciłeś mnie ze schodów, byłam cała poturbowana, myślisz że chce dla Ciebie źle? - staram się nie płakać.
- Może się mścisz.
- Boże Gerald, to ja jestem od Ciebie młodsza 6 lat, ale chyba bardziej rozumna. Zostaję tutaj, jeszcze zobaczysz że mam rację. - siadam znowu na kanapie i nakrywam się kocem. Brunet stoi jeszcze chwilę nade mną i idzie na górę.

you are my babygirl  I g-eazy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz