3.

200 19 26
                                    

Roger's pov.

Gdy tak sobie paliłem papierosa, usłyszałem trzaskanie drzwiami. Ktoś musiał wejść do łazienki. Prawdopodobnie będę mieć kłopoty, bo osoba ta, najprawdopodobniej wyczuje dym. Trzeba było nie zapalać... szybko zgasiłem to, czym się przed chwilą zaciągałem i wrzuciłem do toalety. Spłukałem wodę i wyszedłem z kabiny, by nie wzbudzać podejrzeń.

Okazało się, że tym, kto wszedł do toalety, był Freddie. Nie wiem dla czego, ale wpatrywałem się w jego piękne, ciemne oczy. Ogarnij się Roger. Sam przed chwilą sobie mówiłeś, że nie jesteś gejem. Potrząsnąłem głową kończąc wpatrywanie się w oczy nowego wokalisty, który wszedł do kabiny. Kurwa. Trzeba było się odezwać.

Poszedłem do baru, gdzie siedziała niska szatynka o ciemnych oczach, i włosach do ramion. Można powiedzieć, że przypominała Freddiego... ROGER, WYRZUĆ GO Z GŁOWY! Zacząłem filtrować z dziewczyną. Okazało się, że na imię ma Elizabeth. Po jakimś czasie, byliśmy już umówieni.

Freddie's pov.

Od dawna wiedziałem, że jestem biseksualny. Ale nie powinna mi się podobać osoba, którą znam dopiero jeden dzień. Oparłem się o ścianę i zacząłem układać sobie wszystkie myśli.

Po około piętnastu minutach, wyszedłem z toalety. Zobaczyłem przy barze, Rogera który całował jakąś dziewczynę. Wiedziałem, że nie mam u niego szans. Jestem zwykłym imigrantem z Zanzibaru. Idę znaleźć kogoś, z kim spędzę dzisiejszą noc. Nie chcę siedzieć w domu. Poza tym, mam już 24 lata i mieszkam z rodzicami. To niedorzeczne.

Jakiś czas później, zobaczyłem całkiem atrakcyjnego bruneta. Był mniej więcej mojego wzrostu. Jego oczy były błękitne. Zacząłem z nim filtrować. Po jakimś czasie, podał mi karteczkę na której był nabazgrany jakiś adres pod który miałem przyjść. Gdy ją odwróciłem zobaczyłem liścik.

Carl, jeśli jeszcze raz będziesz wyrzucać przez okno telewizor, chyba cię zabiję.
Vincent

Zaśmiałem się cicho gdy to zobaczyłem.

~~Time skip, następny dzień. Jest rano, wczoraj Freddie się pieprzył z Carlem. Roger jest już u siebie, wczoraj się nie pieprzył z Elizabeth, chciał tylko odwrócić swoją uwagę od Freddiego.~~

Obudziłem się nago w łóżku z jakimś facetem którego wcale nie znałem. Miałem tak bardzo często. Zbyt często. Mam tylko nadzieję, że nie jestem uzależniony od seksu, co jest bardzo prawdopodobne. Szybko się zerwałem z przedmiotu do spania i się ubrałem. Jak wrócę do domu, będę musiał się umyć i ogarnąć. Spojrzałem na zegar który wisiał na białej ścianie. Była 11:49, znów się spóźnię na próbę. Takie życie. Dla mnie czas nie istnieje. Ważne, że przynajmniej przyjdę.

Gdy się ogarnąłem u siebie zbiegłem szybko na parter, gdzie byli moi rodzice.
- Farrokh! Gdzie ty się znów wybierasz!? - spytała moja matka. - Nie nazywaj mnie Farrokh! Nie nawidzę tego imienia! A odpowiedź na pytanie brzmi, że nalerzę do zespołu, idę na próbę. - wytłumaczyłem pospiesznie. - Pa, kocham was! - krzyknąłem na pożegnanie, po czym szybko wybiegłem z domu.

- No w końcu! - tymi słowami powitał mnie Brian. - Królowa się w końcu raczyła pojawić! - dodał po chwili Roger. - Raczyła, i uważa, że trzeba zmienić nazwę tego zespołu. - odparłem i usiadłem na kanapie. - A masz jakieś pomysły? - głos Rogera był po prostu piękny. Ogarnij się Fred. Nie możesz się zakochiwać w osobie która jest hetero do szpiku kości.

- A mam. Logo też mam.
- Jaki masz w takim razie pomysł? - blondyn opadł na kanapę obok mnie.
- Queen!
- Chcesz nazwać zespół jakąś kobietą żądzącą jakimś krajem? Brawo.
- Jest to lepsze od jakiejś śmiejącej się japy. - odgryzłem się.
- Według mnie, może być. - powiedział John, o którego istnieniu zapomniałem. - Mi też się podoba. - Brian pokiwał głową.

Podczas próby ciągle myliłem słowa Keep yourself alive. To dla tego, że wpatrywałem się w piękno Rogera. Reszta zespołu się na mnie wkurzała, że nie możemy w spokoju tego zagrać.

- Dobra, skoro Freddie nie współpracuje, kończymy próbę. - powiedział po dłuższym czasie Brian. - Dobra. - zgodził się na to Roger, a Deacy tylko pokiwał głową.
- Kochani, mam propozycję.
- Jaką? - jako pierwszy zainteresował się blondyn.
- Aby nie marnować czasu na dotarcie na próby, poza tym ja bym już nie mieszkał u rodziców, możemy zamieszkać razem. Widziałem ofertę na mieszkanie w dobrym stanie, nawet dość tanią.
- Freddie, jesteś geniuszem! - krzyknął Deacy.
- A dziękuję.
- Mi się podoba. - zgodził się Bri. Zacząłem patrzeć wyczekująco w stronę ostatniego członka Queen.
- Nie mam nic do powiedzenia, skoro wy się zgodziliście. Westchnął Rog. - Czyli się zgadzasz?
- Ta.

Roger's pov.

W sumie spodobał mi się pomysł... mówił, że skąd pochodzi...? Ah, tak! Zanzibarczyka. Wolałem jednak nie pokazywać tego po sobie. Gdy wszyscy już wrócili do domów - a przynajmniej mi się tak wydawało, skierowałem się na górę, by pakować walizki.

- Czyli mnie tu zostawisz? - zaskoczyło mnie to, że Freddie jeszcze nie poszedł. Odchrząchnąłem. - Myślałem, że już ciebie nie ma. - odparłem starając się brzmieć poważnie. Raczej nie wyszło, bo kilka centymetrów niższy się zaśmiał. - Nie udawaj, że chcesz zachowywać powagę. - objął mnie lekko, na co się zarumieniłem. - Możesz... mnie nie obejmować? - spytałem. Mimo, iż nie chciałem to wyrwałem się z jego ręki. - Jeśli tak bardzo chcesz... - westchnął. - Będziesz potrzebował pomocy w pakowaniu, skarbie? - dodał. Było to miłe z jego strony. Cholera. Przystojny, a w dodatku pomocny. Chyba dostałem cukrzycy. - Jeśli chcesz. I dzięki. - odparłem. Nie umiałem odmówić jemu. W podziękowaniu pocałowałem go w policzek, na co jego twarz została oblana rumiemcem. Mógłbym być poetą.

Więc poszliśmy do mojego pokoju. Był tam bałagan. Może bałagan to zbyt delikatne słowo. Wyglądało jak cholera.
~~~
Pozdro od żółwia

A tu brzydki art który przedstawia sytuację z tego rozdziału. NIE UMIEM RYSOWAĆ!

Czy chcesz zobaczyć kotki w aucie?||FrogerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz