Kolejny raz swój wolny czas poświęciłam na naukę. Dopiero niedawno dowiedzialam się, że o studiach mogę jedynie pomarzyć. Nie mamy tyle funduszy by spłacać studia, ale to nic. Chyba. Dużo ludzi nie poszło na studia i nadal żyją, tylko pracują w innych pracach.
— Panna NaRim. — usłyszałam swoje imię wywołane przez nauczyciela.
— Ym... Tak? — spojrzałam zdezorientowana z końca sali na mężczyznę średniego wieku. Nie lubiłam go, jest strasznie wymagającym nauczycielem, ale nie mogę powiedzieć, że nie uczy dobrze.
— Widzę, że nam się odleciało. Zapraszam do tablicy. Zadanie ósme strona setna. — posłusznie wstałam i z podręcznikiem zaczęłam podchodzić do ciemno zielonej tablicy. Nie lubiłam tego. I nie dlatego, że byłam słaba z danego przedmiotu, bo to nie prawda radziłam sobie całkiem dobrze, ale dlatego, że potem dostaje pod pretekstem wymądrzania się. Wykonałam zadanie i nie patrząc na nauczyciela rzuciłam krede na biurko zaczynając się kierować w stronę swojej ławki. Widząc noge jednego chlopaka, który odpowiedzialny jest za dręczenie mnie uniosłam noge by potem opuścić ją w prost na jego wyciągniętą powodując syknięcie bólu. Zabrał noge, a ja usiadłam przy ławce udając, że nic się nie stało. Albo będę miała przerąbane, albo zignoruje to. Wątpię w to mocno, ale cóż, w coś wierzyć trzeba. Chciałabym teraz ja ich trochę pomęczyć. Nie będzie to jakieś super ultra, ale jednak coś. To będzie raptem pare dni, po egzaminach będę mogła odpocząć od nich i naprawić swój stan psychiczny. Chłopak do końca lekcji posyłał w moją stronę krótkie spojrzenia. Nie wiem jak powinnam je odbierać. Ostrzeżenie czy groźba?
~
Lekcje minęły mi w spokoju, co było aż dziwne. Dzisiaj wyjątkowo chce zrobić sobie wolne od nauki, odpocząć. W końcu uczyłam się cały rok prawie dzień w dzień i myślę, że nie będę miała problemu z napisaniem egzaminów. Powolnym krokiem kierowałam się w stronę domu. Dzisiaj też zrezygnowałam z jazdy autobusem. Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk dzwoniacego telefonu. Wyciągnęłam rzecz z kieszeni i odebrałam widząc numer Jungkook'a. Po ostatnim spotkaniu wymieniliśmy się numerami.— Co tam chcesz dzieciaku? — powiedziałam nie zaprzestając powolnego kroku.
— To raptem trzy kata różnicy, nie jestem dzieckiem!
— Dobrze. Młody dorosły dzieciak. Co chciałeś?
— Chcesz się spotkać? Dobra, niepotrzebnie pytam. Przyjdź do tego parku gdzie oberwałem od ciebie piłką.
— Okej, tylko wezmę Cukra. Za... Piętnaście minut będę. — rozłączyłam się i zaczęłam biec w stronę mojego domu.
~
Weszłam do mieszkania zrzucając z siebie plecak, bez przebierania się w co innego złapałam czarną smycz psa i wzięłam piłkę.— Cukier! Chodź na spacer! — długo czekać nie musiałam bo po jakiejś chwili przybiegł do mnie zaspany zwierzak. — Tu jesteś! — zapięłam mu smycz i wyszłam zamykając drzwi. Po wyjściu z wieżowca zaczęliśmy kierować się w stronę parku.
Pies cały czas ciągnął i merdał ogonem zapewne wiedząc, że zmierza do swojego ulubionego miejsca zabaw. W końcu tylko tam może się wyszaleć. Cukier uwielbia bawić się z rówieśnikami. Uwielbia także ludzi, a dzieci to już w ogóle. Tak czy siak pies bojowy z niego żaden. On się boi własnego cienia. Po dojściu na miejsce odpięłam zwierzęciu smycz i zaczęłam rozglądać się za młodym chłopakiem.— Bu! — szepnął mi ktoś do ucha przez co dostał ode mnie odruchowo z łokcia w brzuch. Automatycznie odwróciłam się w stronę mojej ofiary, która raczyła się mnie wystraszyć.
— Jezu Jungkookie nic ci nie jest? — położyłam rękę na jego ramieniu potrząsając nim lekko. Pies zaczął ochoczo lizać młodego chłopaka po twarzy przez co zagościł na jego twarzy uśmiech.
CZYTASZ
Razem Jesteśmy Uśmiechnięci || m.yg
Short Story__________ - Chciałabyś żeby też tu był, prawda? - powiedział spokojnie razem ze mną patrząc na zachodzące słońce. Uśmiechnęłam się wdychając morskie powietrze. - Gdyby był ogólnie przy mnie stałabym się najszczęśliwszą osobą na świecie. Teraz też j...