4

945 49 3
                                    

Ociężale westchnęłam stawiając powolne kroki tuż za mamą, która z ( moim zdaniem ) firmowym uśmiechem weszła do prze ozdobionej restauracji. Jak dla mnie było tu za jasno, białe ściany i marmurowa podłoga raziły w oczy, a mocne światło odbijało się od podłogi powiększając ból. Sala była dość spora, a w niej siedziało sporo osób. Wszyscy byli ubrani elegancko i zapewne rozmawiali o sprawach finansowych. Nie moje klimaty. Przy stoliku, do którego zmierzaliśmy siedziało dwoje mężczyzn. Jeden był starszy i chyba ojcem chłopaka wyglądającego bardzo przystojnie. Straszy miał bardzo zadbaną skórę, czego nie można było przeoczyć, włosy miał lekko pofalowane i przydługawe, gdzieniegdzie znajdowały się siwe wlosy, które starannie były chowane pod innymi, brązowymi, zgrabny nos i pół pełne usta, mężczyzna był wyjątkowo przystojny. Ubrany był w elegancki garnitur. Drugi zaś tak samo jak bodajże ojciec, miał brązowe ułożone w nieład włosy, brązowe oczy, które patrzyły na nas wesoło, tak samo jak starszy zgrabny nos, a wąskie usta rozchylone były w szerokim uśmiechu. Na jednym z jego uszu znajdowały się dwa kolczyki, jednym był srebrny łańcuszek, a drugi również srebrne, ale kółko. Panowie widząc nas wstali zaprzestając rozmowy by posłać naszą stronę szczerze uśmiechu, co ja cenię sobie bardzo. Szczerzy uśmiech jest ważny. Uśmiech mojej matki z firmowego zamienił się na piękny, perłowy, którego rzadko widywałam.

— Witam miłe panie. Jestem Jeon HyeSong, a to mój syn Jeong-Guk. —  młody chłopak skinął głową poważniejąc trochę. Nasi rodzice podali sobie ręce uśmiechając się jeszcze szerzej o ile jest to możliwe.

— Rhee YeonRin, miło mi. To jest moja córka NaRim. — uśmiechnęłam się miło i zrobiłam gest głową tak samo jak wcześniej chłopak. Zasiedliśmy przy okrągłym stole pokrytym białym dużym obrusem. Czułam się strasznie... niekomfortwo. Nie wiedziałam co robić, jak zacząć konwersacje albo czy w ogóle ją zaczynać. Cały Jeong-Guk chyba też. Zaczęłam bawić się palcami. Co innego można robić? Nic. Jak byłam młodsza zawsze ciekawiło mnie jak całe to spotkanie wygląda kiedy mama wracała po dwóch godzinach. Teraz jednak już wiem i mam ochotę zdjąć buty i po prostu wyjść. Wrócić do domu, zamknąć się w pokoju i wziąć tabletki nasenne by móc usnąć. Ze snem wesoło nie mam, a one mi bardzo pomagają. Nawet już nie wiem, który jest dzień tygodnia. Niedziela? Nie, może wtorek? Gubię się. W swoim życiu i we wszystkim.

— NaRim, idźcie się przejść bo się tu zanudzicie. Poznajcie się. — szturchnęła mnie w bok mama co przywróciło mnie na ziemię. Kiwnęłam głową wstając z krzesła i kierując się w stronę wyjścia. Słyszałam kroki obok światczące o gościu idącym krok w krok ze mną. Moją twarz zderzyła się z letnim powietrzem po wyjściu z dusznej restauracji. Jak ci ludzie się tam nie duszą? Przecież oni oddychają sobą.

— To... Gdzie idziemy? — zadał pytanie spoglądając na mnie.

— Knajpka? — zaczęłam się rozglądać by jakąś odszukać. — Od tych światełek wszystko w oczach mi się świeci. — chłopak się zaśmiał i złapał mnie za rękę prowadząc w nieznaną mi stronę. Wzdrygnęłam się na ten gest, ale nie chciałam wyrażać na nim złych myśli więc nie wyrwałam się. Z niechęcią oddałam uścisk by mógł mnie prowadzić. Nie powiem, że się nie spięłam. Prosta jestem jak struna.
Drogę przeszliśmy w ciszy jednak nie trwała ona długo. Po dosłownie jakiś siedmiu minutach zjawiliśmy się w cudownej knajpce. Kafejka, w której akutalnie się znajdujemy była mega przytulna i ciepła, a na dodatek pachniało w niej cudownie kawą i ciastem czekoladowym. Pomieszczenie było zachowane w odcieniach ciepłych co dawała jeszcze lepszego uroku. Stoły były ciemne i drewniane. Różne dodatki i cudowne lampki na dużych oknach wychodzących na ulicę. Jednym słowem wyglądało to super i z klimatem. Idealnie pode mnie.

— Tu jest naprawdę ładnie. — rozejrzałam się wokół zajmując drewniane krzesło z cudowną czarno-białą poduszką.

— Widzę, że jednak potrafisz mówić. — zaśmiał się.

— Ile ty masz lat, że się tak wymądrzasz? Czy my się przypadkiem gdzieś się widzieliśmy? —przekręciłam lekko głowę w bok starając się nie patrzeć mu w oczy. Dla mnie jest to strasznie niekomfortowe. Gdy rozmawiam nie potrafię spojrzeć ludziom w oczy. Zawsze patrzę gdzie w bok albo przyglądam się jego twarzy. Inaczej się pesze i zamykam.

— Piętnaście. I być może się widzieliśmy.

— Ty nasz piętnaście lat? — zapytałam niedowierzając. Skinął głową śmiejąc się. Przyjrzałam się lepiej jego twarzy by coś wymyślić. Skoro on ma piętnaście lat to ja już w grobie leżę. Chociaż, już niedługo.

— Czemu mi się tak przyglądasz? — odłożył kartę dań przeplatając ręce i się na nich opierając. Spojrzenie jego z moim się spotkało co wywołało u mnie spięcie mięśni. Szybko oderwałam wzrok spoglądając na kartę. I nagle mnie olśniło.

— To ty oberwałeś ode mnie piłką? — odłożyłam szybko rzecz, którą trzymałam w rękach ponownie na niego spoglądając.

— Brawo. — uśmiechnął się do mnie. Nadal nie mogę uwierzyć, że on ma te głupie piętnaście lat. On wygląda na minimum dwadzieścia. Chociaż zobaczymy jeszcze jego zachowaniem. To może go usprawiedliwić, że ma te piętnaście.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Razem Jesteśmy Uśmiechnięci || m.yg Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz