27

577 44 6
                                    

Maraton 4/4

Wyszłam z łazienki od razu kierując się do kuchni by pomóc w śniadaniu. O dziwo kszątało się w niej sporo osób. 

— Czyli rozumiem, że nie jest potrzebna moja pomoc. — powiedziałam gdy nikt nie zwrócił na mnie uwagi. 

— Możesz pójść do sklepu. — SooJin podała mi kartkę, na której wypisane były produky. Przejechałam ją wzrokiem i uśmiechnęłam się lekko pokazująz kciuka w górę po czym poszłam do korytarza i założyłam bluzę po czym wyszłam z domu. Zaczynając iść na chybił trafił włączyłam telefon i nim weszłam w mape odczytałam wiadomość od mamy.

Mama 10.58
Wszystkiego najleszpego kochanie! 

Uśmiechnęłam się pod nosem. Dzisiaj dopiero jako jedyna złożyła mi życzenia, i szczerze nie spodziewam kogoś innego. Nikt z towarzyszących mi teraz osób nie wie kiedy mam urodziny, no chyba że JungKook, ale nie pamiętam bym wspominała mu o nich. Odpisałam kobiecie podziękowania i za pomocą mapy w telefonie poszłam do pobliskiego sklepu, który jak się okazuje wcale tak blisko nie jest. Po piętnastu minutach znalazłam się w sklepie, wzięłam koszyk i z listą w ręce zaczęłam chodzić między regałami. Gdy SooJin dawała mi ją miałam wrażenie, że chciała mnie wykurzyć z domu. I chyba nie miała zamiaru się z tym ukrywać, albo po prostu nie umiała. Albo zupełnie nie miała takiego zamiaru i faktycznie potrzebowała tych rzeczy, a ja jak zwykle wymyślam. Nie zdziwiłabym się gdyby tak faktycznie było. Po błądzeniu między regałami przez dobre dwadzieścia minut w końcu znalazłam się przy kasie, spakowałam rzeczy do siatki i wyszłam ze sklepu. Co jakiś czas zerkałam na mapę w telefonie by nie zabłądzić. Było to troche ciężkie z dwoma pełnymi siatkami. Po paru minutach stanęłam w miejscu by odebrać dzwoniący telefon. Idealna pora.

— Już ide SooJin. — powiedziałąm od razu kontunuując marsz. Dziewczyna nie odzywała się przez długi czas. — Halo? 

A dasz radę jeszcze pójść po... chipsy?

— Kupiłam trzy paczki. I tak jutro wracamy, nie będę kupować więcej. — przystanęłam by wziąć parę wdechów. Rozmowa przez telefon i dźwiganie zakupów to zdecydowanie nie moja bajka. Przy moim braku kondycji jest to istna katorga.

— ... Chłopaki zjedli. — nie powiem, że nie podniosło mi to ciśnienia. Nie mogła napisać mi tego na kartce, a nie dzwonić gdy jestem w połowie drogi? Ręce mi opadają... 

— Kurw... — odwróciłam się na pięcie rozłączając się i szybkim tempem cofnęłam się do sklepu, do którego doszłam w prawie dziesięć minut. Wzięłam cztery paczki, żeby nie musiec znowu latać w kółko i po ich kupieniu poszłam do domu, do którego mam nadzieje, w końcu dojdę bez żadnych przeszkód. Po jakimś czasie w końcu weszłam do środka. Zdjęłam buty i zaniosłam zakupy do kuchni. Po umyciu rąk zaczęłam wyjmować rzeczy z siatek. W kuchni nie było nikogo prócz mnie, dopiero po chwili Yuqi z SooJin do niej weszły. 

— Dziękujemy ci bardzo. — powiedziały prawie w tym samym czasie przytulając mnie. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem.

— Na następny raz mówcie mi takie rzeczy wcześniej. Byłabym wcześniej gdyby ktoś nie postanowił zadzwonić po mnie po dodatkowe żarcie. — wymownie spojrzałam na SooJin, która przewróciła oczami.

— Oj tam, ruch to zdrowie. Nie zaszkodzi ci. — wspomniana dziewczyna machnęła w moją stronę ręką uśmiechając się. — Dzięki tobie możemy dokończyć śniadanie! 

Po dziesięciu minutach dodatkowego kszątania się po kuchni, wreszcie usiedliśmy przy stole i zaczeliśmy na spokojnie jeść. Miałam wrażenie, że wzrok niektórych był niepewny i starali się unikać mojego wzroku. Albo znowu jest to moja wyobraźnia, albo serio tak jest. Rozejrzałam się po wszystkich. Między nami panowała dziwna cisza, która zaczynała stawać się niezręczna. Nie podoba mi się to.

Razem Jesteśmy Uśmiechnięci || m.yg Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz