28

879 45 16
                                    

Staliśmy przed sobą chwile w ciszy dopóki nie ugięły się pode mną kolana. Zakryłam twarz rękoma pozwalając żeby łzy swobodnie spływały po moich polikach. Szlochałam cicho nie patrząc na chłopaka. Bałam się. Bałam się tego, że nagle krzyknie i uniesie na mnie ręke chociaż nie ma za co. Dlatego też gdy dotknął mnie w ramie drgnęłam. YoonGi westchnął cicho i delikatnie otulił mnie rękoma wstając, przez co ja też byłam zmuszona wstać. Min czując jak moje ciało trzęsie się pod wpływem emocji zaczął kołysać nami lekko dodatkowo uspokajając mnie jego cichym, lekko ochrypłym głosem. Gdy w końcu się uspokoiłam odkryłam dotychczas zasłoniętą rękoma twarz i objęłam jego tors wciąż niepewnie.

— Nie bój się mnie NaRim. — powiedział głaszcząc moją głowę spokojnymi i długimi ruchami. — Źle zrobiłem, ale nie chcę żebyś uważała mnie za brutala. Nie jestem nim. — brzmiał jakby błagał. Jakby bał się, że będę przed nim uciekać w każdy możliwy sposób gdy się spotkamy.

— Nie uważam cię za niego. — wymamrotałam cicho pociągając nosem. — Daleko ci do niego jeszcze. — chłopakowi jakby ulżyło, ponieważ poczułam jak jego klatka piersiowa unosi się i opada pod wpływem wydechu, którego powietrze zachaczyło o czubek mojej głowy. — Zbyt wiele zrobiłeś dobrych rzeczy, żebym teraz cię nim nazywała pomimo, że i tak odczuwam strach.

— Więc przestań proszę. — prychnęłam nie mogąc się powstrzymać poczym odepchnęłam go od siebie lekko, gdy zebrałam w sobie choć trochę odwagi. Po raz pierwszy od tylu lat spojrzałam w jego oczy. Nie miały tego samego blasku, co kiedyś. Wydawały się zmęczone, ale mimo to było w nich widać nadzieję.

— Jak YoonGi? Powiedz mi jak do cholery tak nagle przestać się bać? — wpatrywał się we mnie słuchając tego co mówię z bólem. — W jaki sposób mam przestać bać się, że zaraz nie krzykniesz na mnie, czy nie podniesiesz ręki? Czy do cholery znowu nie znikniesz mi na parę lat, by nagle pojawić się i stanąć przede mną jak gdyby nigdy nic?! — kontrolowały mną emocje. Cały gniew jaki w sobie kisiłam przez tyle czasu w końcu ujrzał światło dzienne. Pech chciał, że osobą, która jest jego ofiarą jest właśnie YoonGi. Chłopak uśmiechnął się przez łzy. — Zrób coś, żebym przestała. Zrób coś żebym przestała bać się osoby, którą do jasnej cholery kocham! — uniósł na mnie wzrok ze zmarszczonymi brwiami. Niespodziewał się tego, ja też niespodziewałam się, że będe potrafiła powiedzieć to głośno. Że odważe się zrobić to przed nim.

— Daj mi szansę. — powiedział próbując stłumić lekki uśmiech, który wkradał się na nego twarz. — Jeśli twoim zdaniem ją zawale, nie będziemy brnąć w nasze uczucia. Będzie to tylko niepotrzebna gra, którą przegramy oboje. — westchnął. Patrzyliśmy na siebie dość długą chwile. W końcu pokiwałam głową zgadzając się z tym, co powiedział.

— Dobrze. Masz jedną szanse. — przełknęłam śline i wytarłam lekko opuchnięte poliki. — Nie więcej... — gra, którą możemy przegrać oboje. Pytanie jest takie, czy my już jej nie przegraliśmy? Było tyle chwil, które można było odebrać jako sprawdzanie wzajemnie samych siebie czy jesteśmy o siebie zazdrośni czy nie. Tyle razy powodowaliśmy u siebie to nieznośnie uczucie tkwiąc w tym przez cały okres naszej przyjaźni. Czy my już nie jesteśmy na straconej pozycji? Ilebym dała, żeby tak nie było.

— ...Więc, chcesz może się przejść? — wyciągnął w moją stronę swoją dłoń czekając czy ją przyjme. — Jeśli nie zaprzepaści to mojej szansy oczywiście. — dodał żartem powodując u mnie słaby śmiech. Zaczynała mnie boleć głowa. Za dużo się dzieje jak na jeden dzień. Za dużo wielu emocji naraz. Gdy złączyłam nasze dłonie przeszedł mnie dreszcz. Jego ręka była bardzo delikatna w dotyku, a przez to, że miałam zdecydownie mniejszą od jego, praktycznie nie było widać mojej, co w jakiś sposób wyglądało śmiesznie. Pokierowaliśmy się w stronę plaży, która była zaraz obok nas. Po zdjęciu butów i wzięciu ich do rąk weszliśmy na piasek. Doszliśmy do brzegu powoli zaczynając iść wzdłuż niego. YoonGi starał się podtrzymywać rozmowę, by przypadkiem nie nastała niezręczna cisza. Starał się dobierać tak słowa, żeby nie speszyć siebie jak i mnie. Podczas spaceru nasze ręce wciąż były splecione, ale przez to, że chłopak trzymał je tak delikatnie nawet nie zwracałam na to uwagi. Słońce już powoli zaczynało chować się za linią wody powodując chłodniejszy wiatr. Przeszła mnie gęsia skórka. Jeśli po tym wieczorze się nie rozchoruje to będzie istny cud, poniważ już czuję jak mnie zawiewa. — Trzymaj, czuję jak się trzęsiesz. Twoja mama mnie zabije jeśli przywiozę cię chorą. — wzięłam od niego czarną bluze dziękując pod nosem zdziwiona. Spotkał się już z moją mamą? Jest to wogóle możliwe, że po tym spotkaniu jest cały?

Razem Jesteśmy Uśmiechnięci || m.yg Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz