-24-

4.4K 169 43
                                    

Pov. Christopher

-Rozumiem?- w ogóle tego nie rozumiałem.- Więc chyba pójdę sprawdzić, czy te "potwory" jej przypadkiem nie zabiły.

-Minęło jakieś pietnaście minut od naszej rozłąki, więc może od razu pójdziesz do Josepha, zapytać w jakiej sali leży.- powiedziała Britanny.- Jak chcesz możesz przy okazji zobaczyć, ile omeg jest na ostrym dyżurze po spotkaniu z "bombelkami".

-To tylko dzieciaki.- zdziwiłem się.- Jak one mogę pokonywać dorosłe omegi.

-Mają więcej energii od dorosłej omegi. Wiek tutaj przewagi nie daje. Biorą Cię na szybkość i ilość ataków z zaskoczenia.- tłumaczyła.- Jak nie masz refleksu modliszki i jesteś słaby w obronie, uciekaj.

-To może jednak się pośpieszę.- odparłem.

-Ale Ci zazdroszczę Chris!- krzyknął podekscytowany Alain.- Darmowy boks masz na żywo w pierwszym rzędzie.

-Nie będzie Ci tak do śmiechu jak Kate wyląduję w szpitalu, a ty będziesz miał więcej do roboty jutro.- puściłem mu oczko.- Liam chciał tobie przekazać swoję obowiązki, kiedy będzie siedział w szpitalu.

Oczywiście, że skłamałem. Pierwsza zasada życia tutaj. Nie próbuj powierzyć Alainowi chociaż podlania kaktusa od czasu do czasu, skończy to najczęściej stratą biednego kaktusa w najbliższym czasie. Liam poprosił oczywiście Freda o zajęcie się głównie ogarnięciem kilku rachunkowości, o które zazwyczaj dbał on. Nic nadzwyczajnego, ale Alain zapewne nie wiedziałby, co to są rachunki, a prąd odcieliby nam w przeciągu tygodnia.

-Jak to mi?!- rozszerzył oczy na samą myśl.- Przecież teraz cały mój wolny czas idzie dla Natalie!

I zaczął swój monolog o miłości i uwielbieniu do swojej mate. Trixi i Britanny z litości słuchały go uważnie, a ja szybko zniknąłem za kilkoma drzewami. Droga do "przedszkola" dla zmiennych była krótka, więc po siedmiu minutach byłem już w recepcji. Przy recepcji stała jakaś kobieta. Ja za to narazie nie podchodziłem i starałem przypomnieć sobie jej imię. Rose? Eris? Helen? Żeby nie zjadać jej wzrokiem i udawać zajętego patrzyłem na jakiś obraz kobiety z czerwonymi różami. F,f, f...
FRELIA, tak to było właśnie to imię. Oderwałem wzrok od niezwykle normalnego obrazu i podeszłem do blatu.

-Była tutaj białowłosa dziewczyna? - zapytałem nie do końca wiedząc, czy zna jej imię.

-Chodzi Ci o twoją mate?- zapytała z szacunkiem.- Poszła w stronę świetlicy, Alfo.

-Dziękuje, Frelio.- odparłem.

Jak se teraz tak myśle. Przypominanie jej imienia było bezużyteczne. Mogłem po prostu powiedzieć "dziękuje" lub olać ją, by moje ego urosło do wielkości arbuza. Niech zna łaskę pana. Następnym razem zagram złego alfe w jej stosunku. Tak czy inaczej. Kiedy dochodziłem już do miejsca wskazanego przez Frelie zdziwiła mnie jedna rzecz. Jaki pacan projektował te drzwi? Biały kolor? Przecież gorszego nie można było wybrać. Pokiwałem głową. Nad czym ja do cholery myślę. Miałem iść zobaczyć czy Kate jeszcze żyje. Otworzyłem drzwi, a moim oczom ukazały się dzieci. A to zdziwienie, kto mógłby spodziewać się dzieci w świetlicy. Zobaczyłem, że utworzyły oni krąg wokół jednej dobrze mi znanej osoby.

-A wtedy ona rzuciła się na olbrzyma.- gestykulowała każdego słowo.- Jednak olbrzym nie był taki głupi. Księżnicza upadła po nietrafionym ciosie, a gigant szybko ją pożarł.

Trochę nieodpowiednia ta historia jak dla kilkuletnich dzieci.

-Uff już się bałam, że olbrzym przegra- krzyknęła jedna z dziewczynek.

Biała WilczycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz