- Proszę spokojnie agencie, bo dostaniesz oskarżenie o natarczywości, w tych czasach to wszystko jest możliwe. Poza tym przesłuchujesz nieletnią, może trochę spokojniej. Już nam wystarczy, że nie wiemy, gdzie są jej rodzice.
- Nie może pan nam przeszkadzać. - Odpowiedział wkurzony agent.
- Oczywiście, że mogę, w końcu to moja wieża. - Uśmiechnął się perfidnie.
Widziałam, jak agentowi zaciska się szczęka.
- Siedzicie tu ponad bite trzy godziny, zarządzam przerwę. - Klasnął w dłonie i wyszedł.
Popatrzyłam się na agenta, który trzymał się za nasadę nosa.
Kiwnął tylko głową na drzwi.
Na chwiejnych nogach, wyszłam z pomieszczenia, od razu oślepiło mnie światło zewnętrzne, które wpadało przez gigantyczne okna.
Dopiero teraz poczułam, jaka jestem zmęczona i jak bardzo mi zaschło w gardle.
Nagle zrobiło mi się bardzo słabo, nie wiem, kiedy nawet znalazł się przy mnie Peter, który wziął mnie pod ramię i zaprowadził do najbliższej kanapy.
Podał mi małą buteleczkę wody, którą momentalnie duszkiem wypiłam, oddałam mu pustą butelkę.
Popatrzyłam się tylko na niego z wdzięcznością, uśmiechnął się do mnie słabo.
Oparłam się łokciami o uda, twarz oparłam na dłoniach i na chwilę przymknęłam oczy.
- Przepraszam, że tak wyszło, pan Stark potrzebował mojej pomocy i nawet nie zauważyłam, jak szybko zleciały trzy godziny.
Podniosłam głowę i na niego spojrzałam.
- Najgorsze, że to nie koniec, a mam już dość, ja nie znam odpowiedzi na ich pytania. Nagle nie będę znać odpowiedzi. - Głośno westchnęłam.
Nagle Peter spojrzał się na kogoś za mną, odwróciłam głowę, był to pan Stark.
Szczerze tak jakby patrzyli na siebie porozumiewawczo.
- Za chwilę przyjdę, odpocznij.
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, ponieważ już go nie było.
Znów przymknęłam oczy, po chwili poczułam lekkie szarpnięcie za dłoń, zszokowana zobaczyłam Petera, który lekko zdenerwowany prowadził mnie do wyjścia.
Ochrona dziwnie na nas patrzyła, lecz oddała mi moje rzeczy.
Nawet kiedy byliśmy już na zewnątrz, Peter znów złapał mnie za dłoń i zaczął szybko mnie gdzieś prowadzić.
Ledwo umiałam za nim nadążyć, bo do prawdy bardzo szybko szedł.
Nagle puściłam jego dłoń i stanęłam.
Odwrócił się do mnie zdezorientowany.
Spojrzałam się na niego lekko wściekła.
- Peter, do cholery gdzie tak lecimy ? Co się stało ?
Patrzył mi w oczy, widziałam, że chciał coś mi powiedzieć, ale chyba brakowało mu słów.
- Nie mogę ci tego powiedzieć na środku ulicy, zabieram cię do mnie, żeby ci wszystko wyjaśnić.
Patrzył się na mnie wzrokiem zbitego psa.
Westchnęłam.
- Dobra chodźmy, po prostu strasznie szybko leciałeś, a cóż ja nie lubię tak szybkiego tempa.
- Przepraszam. - Uśmiechnął się do mnie delikatnie.
Odwzajemniłam jego uśmiech i skierowaliśmy się w stronę jego mieszkania.
Dopiero teraz to do mnie dotarło, dwa razy trzymał mnie za rękę.
Poczułam, jak moje policzki robią się czerwone.
***
Szczerze wejście do jego mieszkania wyglądało podobnie jak u mnie, kiedy weszliśmy do środka, dotarł do mnie zapach spalenizny.
Zauważyłam jakąś kobietę przy oknie, która próbowała jak najszybciej pozbyć się dymu, kuchnia była połączona z salonem i mini jadalnią.
Peter szybko zaczął pomagać jej w tym.
Stałam tak z boku i patrzyłam się na to wszystko.
Kiedy już wszystko było w miarę okej, Peter podszedł do mnie z ową kobietą.
- Ciociu, to Emma, koleżanka ze szkoły.
- Miło cię poznać, Jestem May. - Uśmiechnęła się do mnie życzliwie, co odwzajemniłam.
- Mnie również miło panią poznać.
- Proszę cię mów mi May, przez tą "panią" czuję się staro.