Czułam jak, kropelki potu pojawiają się na moim ciele ze strachu.
Przeszedł mnie zimy dreszcz.
Usiadłam w koncie, podkuliłam nogi, rękami zatkałam uszy, zamknęłam oczy, starałam się myśleć o przyjemnych rzeczach, ignorując to, że najprawdopodobniej za chwilę czeka mnie śmierć.
Nagle usłyszałam straszny huk, otwarłam oczy i jacyś mężczyźni cali ubrani na czarno, zaczęli się do mnie zbliżać.
Po chwili znikąd pojawił się spiderman, zaczął z nimi walczyć, rzucając ich o ściany, niestety oni też nim rzucili o ścianę, o sufit i podłogę.
Na szczęście pod koniec miał nad nimi przewagę.
- Nie traćmy czasu, mamy to, co mieliśmy zdobyć. - Powiedział jeden z nich. Inni mu przytaknęli, zrobili odwrót i bardzo szybko wybiegli z mieszkania.
Na chwiejnych nogach wstałam, zrzuciłam plecak, który cały czas miałam na barkach.
Podeszłam do superbohatera.
- D-Dziękuję.
Wyszłam z mojego pokoju, było jeszcze gorzej niż przedtem.
Co rzuciło mi się w oczy to pokój, który zawsze był zamknięty, był otwarty.
Weszłam do środka, nie było tu okien, cały pokój był w kolorze czarnym, świeciło tu słabe światło.
Na podłodze było pełno dokumentów, szafki, w których powinny być były pootwierane.
Było tu również czarne biurko, na którym mógł leżeć laptop, sądząc po tym, że prawie cała powierzchnia miała kurz, prócz jedno prostokątnego miejsca.
Nad biurkiem był dziwny czerwony symbol, coś jakby czaszka z mackami w środku koła.
Nie wiedziałam, co tu się dzieje, ale przerażał mnie ten pokój.
Objęłam się rękami i wróciłam do mojego pokoju albo jego resztek.
Na materacu siedział spiderman, nie miał maski, głowę miał spuszczoną, ale cóż przeczuwałam, kto to jest.
- Dziękuję Pete.
W tym momencie spojrzał mi w oczy, widać, że na policzku formuje się siniak, a z kącika ust płynie stróżka krwi.
- Nie możesz tu zostać.
Wstał, założył maskę, pokuśtykał do schodów pożarowych.
Widziałam, jak wyszedł przez okno, po czym dodał.
- Chodź.
Wyszłam za nim.
Kurde on chyba sobie ze mnie żartuję.
- Nawet nie ma mowy. Jestem za ciężka, nie uniesiesz mnie.
- Proszę cię, zaufaj mi.
Szczerze dalej chciała się z nim kłócić, kiedy jedną ręką chwycił mnie w moim szerokim pasie.
Jakoś automatycznie owinęłam ręce wokół jego szyi a nogi wokół pasa.
- Miałem rację, jak chcesz, to zamknij oczy.
Szczerze chyba miałam dosyć wrażeń jak na jeden dzień, zamknęłam oczy.
Nagle oderwał się od ziemi, uczułam mocne podmuchy wiatru.
Po chwili poczułam, jak lądujemy.
Delikatnie postawił mnie na ziemię, otwarłam oczy i poczułam mdłości.
Otworzył okno, weszliśmy do środka.
Okazało się, że wziął mnie do siebie.