Jiah wstała wczesnym rankiem i tak jak codziennie rano, umyła się, ubrała się w czarną koszulę i pudrowo-różowe spodnie z wysokim stanem i wiązaniem w pasie, po czym zeszła do kuchni, starając się zachowywać jak najciszej, by w razie czego, nie obudzić współlokatorki.
Po szybkim, aczkolwiek niezbyt zdrowym posiłku ( bo raczej mocnej, czarnej kawy i ryżowego wafla nie można było nazwać śniadaniem), po cichu wyszła z mieszkania, ale zanim zdążyła zamknąć drzwi, zauważyła drobny bukiecik pozostawiony na wycieraczce.
Zaskoczona, rozejrzała się po wąskim, jasnym korytarzu, ale nikogo nie zauważyła. Podniosła kwiaty i z lekkim uśmiechem na jej malinowych ustach, musnęła opuszkami delikatne płatki białych konwalii i wonnych niezapominajek. W końcu zauważyła małą karteczkę, przyczepioną do białej wstążki, którą przewiązany był bukiecik. Widniał na niej wykaligrafowany, staranny napis ,,Miłego dnia" i nic innego. Żadnego podpisu, inicjału czy symbolu - niczego, co mogłoby naprowadzić ją na trop osoby, która ją tym obdarzyła. Nie miała czasu jednak zbyt długo się nad tym zastanawiać - w końcu nie chciała się przecież spóźnić na zajęcia, więc na chwilę wróciła do mieszkania i odłożyła kwiaty do wazonu, by w końcu wyjść na uczelnię, w pośpiechu zamykając za sobą drzwi.
Na dzisiejszych zajęciach miała być sama - Minah wczoraj wspominała jej, że źle się czuje i zostaje w domu. Przez całe godziny wykładów starała się unikać Jiwon'a, co wcale nie było takie trudne. Uporczywie ignorowała wszystkie liściki i ciekawskie spojrzenia, które były wysyłane w jej stronę, a zaraz po zakończeniu zajęć szybko spakowała swoje rzeczy i niemal wybiegła z Seulskiej uczelni, kierując się w stronę domu. Wzrok cały czas wbijała w swoje stopy i chodnik, będąc pogrążona w swoich myślach.
Przez swoją nieuwagę wpadła na jakiegoś mężczyznę. Podniosła wzrok na twarz nieznajomego, a jej serce momentalnie ścisnął ból.Pierwszy raz od prawie dwóch lat znowu wydawało jej się, że widzi Go w jakimś obcokrajowcu. Szybko przeprosiła, ukłoniła się i ze łzami w oczach, które utrudniały jej widzenie, pobiegła do mieszkania, w tamtej chwili chcąc tylko ukryć się w sypialni, przed tymi wszystkimi ciekawskimi spojrzeniami.
Jiah wbiegła do ciemnego mieszkania i kompletnie ignorując śpiącą na sofie, współlokatorkę, rzuciła się na łóżko, poduszką tłumiąc łzy, które teraz beztrosko spływały po jej twarzy, coraz większym i większym potokiem. Dziewczyna starała się uspokoić chociaż na chwilę, by niemal na ślepo wystukać sms'a do pani Choi, że nie da rady pojawić się dzisiaj w pracy i nawet nie czekając na odpowiedź, ponownie wtuliła twarz w poduszkę. Długowłosa nawet nie czuła upływu czasu, zbyt pogrążona we własnych myślach, ale w końcu przysnęła, zmęczona płaczem.
***
Jiah obudziła się ze zduszonym krzykiem i rozdzierającym serce bólem. Znowu to On się jej śnił. Był taki szczęśliwy, uśmiechnięty, zupełnie tak, jak wtedy, kiedy widziała Go po raz ostatni.
Nienawidziła tego.
Nienawidziła tego, że w tych snach był tak szczęśliwy.
Nienawidziła tego, co wtedy do niej mówił.
Nienawidziła jego, zielonych jak szmaragd ,oczu i wiecznie roztrzepanych blond włosów.
Nienawidziła tego, że zostawił ją samą.
Nienawidziła tego, że wciąż tak mocno go kocha.
Aż w końcu, nienawidziła tego, że go nienawidzi.
Drżącymi dłońmi wytarła łzy i po omacku wyciągnęła pastelowe pudełko, pokryte cienką warstwą kurzu. Cicho pociągając nosem i raz po raz wycierając łzy, wyciągnęła ze środka czystą, białą kartkę i zaczęła pisać.
Znowu widziałam Cię na ulicy... Kolejny raz mi się śniłeś... Byłeś uśmiechnięty, zupełnie tak, jak w tamten dzień, kiedy widziałam Cię po raz ostatni. Pierwszy raz od prawie roku do Ciebie napisałam... Wiem, że psycholog mówił, że to może być forma terapii, ale nie wiem czy to mi pomaga... Powoli odstawiłam leki, bo sprawiały, że chodziłam niezbyt świadoma i otumaniona... Minah i moi rodzice ciągle się łudzą, że już jest w porządku, że powoli zapominam, ale to nie prawda. Nigdy nie będę w stanie zapomnieć. Nie chcę zapominać, ale chyba pomału przyzwyczajam się do bólu, bo coraz częściej udaje mi się szczerze uśmiechnąć.
Dalej uczę się polskiego. Ten język, to jedna z niewielu rzeczy, które mi po Tobie zostały. Chciałabym w końcu przeczytać ten notatnik, który od Ciebie dostałam, ale wciąż nie umiem się przemóc... Minah ciągle powtarza mi, że powinnam w końcu wyjść do ludzi, spróbować znowu się zakochać, ale ja wciąż nie wyobrażam sobie być z kimś, kto nie jest Tobą...
Kocham Cię...
Na zawsze Twoja, Jiah.
Kilka łez spadło na papier w czasie pisania, ale dziewczyna nie zwróciła na to uwagi i schowała papier do pastelowej koperty, którą umieściła w pudełku, razem z resztą.
Nikt nigdy nie dostanie tych listów, nie odczyta ich...
Raz zaklejone, nigdy nie zostaną otwarte.
Jiah poczuła lekką ulgę, kiedy zamknęła wieczko i schowała karton z powrotem pod łóżko. Po cichu wyszła na korytarz i przemknęła do kuchni tak, żeby nie zwrócić na siebie uwagi Minah, która siedziała na kanapie, oglądając serial - na jej szczęście puszczony na tyle głośno, by zagłuszyć kroki długowłosej. Dziewczyna zaparzyła sobie melisę, przy okazji robiąc poziomkową herbatę dla Minah i, wymuszając lekki uśmiech, w którym tliła się nutka smutku, usiadła obok niej podając współlokatorce kubek z gorącym napojem.
_________________________________________________________________________
Do nastepnego!
CZYTASZ
One step
RomanceJeden krok, dwójka nieznanych sobie ludzi, trudna przeszłość i przewrotny los, który postanowił połączyć ich ścieżki... Co może z tego wyniknąć?