Część 63 "Niełatwe"

197 20 3
                                    

Zdjęcie:

Strona: deviantart.com

Autor: cola-san



Stanęłam na ganku pełna obaw. Nogi miałam jak z waty. Dobrze, że trzymałam się barierki, bo bym jeszcze upadła.

Spięłam się, gdy usłyszałam jak drzwi się otwierają. Ze strachem spojrzałam tam. Odetchnęłam z ulgą widząc rudowłosego.

-Hej. Jesteś.  

-Miałam nie być?

-Wiesz... -zaczął podchodząc do mnie -...ostatnio ciągle gdzieś... -uciął nagle szukając odpowiedniego słowa, które szybko znalazł i dodał -...biegniesz.

-Jak chcesz mogę przyjść kiedy indziej.

Odwróciłam się na pięcie i już zamierzałam pójść z powrotem do S.T.A.R. Labs. ale Wally stanął za mną i złapał mnie za ramię.

-Emma... -zaczął odwracając mnie tak abym znów stała do niego przodem -Rozumiem, że się boisz. Uwierz mi na słowo, ja się boję bardziej.

-Tak? A niby czego? Że ci kolacji nie dadzą? -prychnęłam niemal z kpiną

-Tego, że nie będę chcieli słuchać, będą unikać tematu, ignorować, tak jakby go w ogóle nigdy nie było. Ty się boisz tylko odrzucenia. Ja, że będę to musiał znosić dalej. -pochylił się trochę, tak, aby nasze oczy były na równi. Nie znoszę być od niego niższa -Mamy bliżej do końca niż do początku. Chcesz się teraz wycofać?

Zacisnęłam usta w wąską linię. Musiałam przyznać, w końcu mówił mądrze. Chociaż raz.

Przymknęłam na moment powieki. Wzięłam głęboki wdech i z westchnięciem odpowiedziałam zgodnie z prawdą:

-Nie. Nie chcę.

Spojrzałam na jego twarz. Uśmiechnął się jak przez mgłę, a potem wraz ze mną ruszył ku drzwiom.

To było tylko kilka sekund jak weszliśmy do przedpokoju, potem do salonu, Wally zawołał swoich rodziców, oni przyszli, a na koniec wszyscy usiedliśmy, państwo West na kanapie, ja na fotelu, a Wally siedział na jego boku. To były sekundy, a dla mnie trwały jak minuty, dłużyły  jak godziny i mnożyły jak dni.

-Mamo, tato... -zaczął rudzielec -... to... nie będzie łatwe... ani dla was, ani dla nas. -tu spojrzał na mnie, a ja najpierw na niego, później na naszych rodziców, którzy siedzieli zdziwieni, najpewniej tym, że skoro to poważna rozmowa, to dlaczego tam z nimi byłam. Za moment się dowiedzą -Chodzi o... o Thelmę.

Na twarzach małżeństwa nie było już widać pytania, tylko szok. Ich twarze pobladły jakby zobaczyli ducha. Zrozumiałam wtedy Wally'ego. Ciężko to znosili. Skamieniali od razu po usłyszeniu mojego imienia. 

-Wally... -zaczął twardo pan West -Już ci mówiliśmy. Nie będziemy o tym rozmawiać. A już szczególnie przy kimś spoza rodziny. -miał na myśli mnie

Poczułam ukucie w sercu. To zabolało. Wiedziałam, że on nie wiedział kim jestem dla niego. Wcześniej on był dla mnie ojcem mojego przyjaciela, a ja dla niego przyjaciółką jego syna, teraz on był dla mnie biologicznym ojcem, ale ja dla niego wciąż byłam przyjaciółką syna. Rozumiałam, więc dlaczego to powiedział. Domyśliłam się, że takie zdanie dzisiaj padnie, ale... miałam szczerą nadzieję, że się jednak mylę.

Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu, a potem usłyszałam głos właściciela.

-Emma musi przy tym być, tato. Minęło jakieś dziesięć lat odkąd ostatni raz rozmawialiśmy o Thelmie.

-Wally... -szepnęła bardzo cicho kobieta. Widziałam jak łzy zbierały się w jej oczach. Pan West przytulił ją

Serce mi się krajało widząc ich w takim niecodziennym stanie. Zawsze gdy u nich byłam, państwo West byli szczęśliwi, otwarci, a teraz byli jakby kimś innym. Jakby ich UFO porwało, sklonowało i podmieniło. Zapragnęłam się poddać, wstać i wyjść. Nie mogłam znieść dłużej widząc ich takich. Ale zostałam, bo choć teraz czuli ból to... jakaś część mnie wierzyła, że jak dowiedzą się prawdy, oni odetchną z ulgą.

-To wrażliwy temat, synu.

-Wiem, wiem, ale... musimy o tym porozmawiać. O Thelmie. Musicie opowiedzieć nam co się wtedy wydarzyło, jak zniknęła. To nam pomoże... -Wally miał rację, to by nam serio pomogło. Wiedzieliśmy o mnie w Cadmus i co było po nim, ale nie wiedzieliśmy co było przed nim. West nie pamiętał dokładnie, był przecież wtedy tylko dzieckiem. Ale jego rodzice, oni musieli to pamiętać -Proszę. Nie ruszymy się stąd dopóki tego nam nie powiecie.

Cisza.

Wiele osób mówi, że godzina czekania dla sprintera to wieczność. W tej sytuacji, u mnie było jeszcze gorzej. Nie dość, że byłam sprinterką to jeszcze dochodziły nerwy, stres i strach. To spowodowało poczwórne uczucie tej wieczności.

Poczułam, że cisza której tak bardzo nie lubiłam, nigdy się nie skończy. Jakbym utknęła w miejscu w samym środku bardzo ruchliwej drogi, gdzie nie spojrzę, auto. Pułapka, z której chcesz się wydostać, ale nie możesz. Atmosfera była niekomfortowa i tak gęsta że można było pokroić ją nożem i zjeść.

Już powoli zaczynałam myśleć, że spędzimy w tym salonie całą noc. W zupełnej ciszy. Jednak nagle ku mojemu zdziwieniu ktoś się odezwał. I to nie był Wally cz jego ojciec, tylko pani West.

-To był 2 lipca.

Mój Początek I Koniec.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz