Część 68 "Ślub"

182 15 17
                                    

Zdjęcie:

Strona: deviantart.com

Autor: Korialos


Metropolis, 14 sierpnia, godzina 15:30.

-Wiecie? Przez całą drogę się zastanawiałam. -zagadałam patrząc w przednie lusterko, w którym błysnął przez krótki moment wzrok Barry'ego, a później padł z powrotem na drogę -Dlaczego właściwie my jedziemy autem? 

-Bo nie każdy ma moce, tak jak wy. -na pytanie odpowiedziała mi siedząca obok kierowcy, Iris West-Allen

-Dobra, chyba zadałam źle pytanie. Dlaczego ja jadę z wami autem? -podkreśliłam słowo ja, bo ono w tym pytaniu było najważniejsze

Mogłam przecież tam pobiec sama, a przygotować się mogłam wraz z Lois. Nic wielkiego. Dotarłabym do Metropolis dzięki platformie ZETA w jakieś kilka sekund, do mieszkania cioci tak samo, a to dzięki mojej mocy i dzięki niej równie szybko bym się przebrała i była gotowa. Nie musiałam z nimi jechać, więc ciekawiło mnie dlaczego rodzice tego chcieli. Bo to oni mnie do tego namówili.

-Bo twoi rodzice kazali nam ciebie pilnować. -odparł radośnie Barry, ale ja wyczułam tę nutkę niepewności w jego głosie, tak jakby odpowiednio dobierał słowa

-Ja nie mam ośmiu lat. -oburzyłam się, ale wtedy zapaliła mi się z tyłu głowy czerwona lampka, mówiąca że to powinnam powiedzieć mamie i tacie, a nie im -Ale skoro tak. No to czas na standardowe pytanie dziecka. -uśmiechnęłam się złośliwie i zaczęłam -Daleko jeszcze? Daleko jeszcze? -powtarzałam to jedno zdanie w kółko niczym Osioł ze Shreka

-Jeśli musisz tak to koniecznie wiedzieć. -zaczął blondyn, czym zwrócił moją uwagę przez co przestałam pytać ciągle o to samo i zamieniłam się w słuch -Jesteśmy prawie na miejscu.

Spojrzałam przez okno. Jak zwykle pierwsze co ujrzałam to tłum ludzi idących po chodniku, a większość z nich miała w ręku kawę. Ludzie albo są uzależnieniu od cukru, albo kawy.

Przez chodzących wszędzie ludzi nie mogłam rozpoznać miejsca, gdzie aktualnie byliśmy. Budynki by mi więcej powiedziały. Dlatego podniosłam wzrok. Po chwili widziałam jak mijamy Daily Planet, Pierwszy Bank Metropolis, różowy neon: "Bibbo's Diner", a gdzieś w oddali mignął mi wieżowiec LexCorp.

Pamiętam jak kilka miesięcy temu byłam w tym mieście i gadałam z właścicielem tej firmy. Pamiętałam, że jest z Błysku, jednak i tak z nim gadałam. Nudziło mi się. Myślałam, że... że tylko chciał pogadać.

Cadmus mnie porwało. Cadmus należy do LexCorp. Właścicielem LexCorp'u jest Lex Luthor. Aż ciarki mnie przeszły, gdy tylko o tym człowieku pomyślałam.

Potarłam swoje ramiona, które miałam gołe, bo sukienka jaką kupiłam z mamą była na ramiączka. Szczerze to ja na ten ślub, na który nie chciałam jechać, odstawiłam się jak jeszcze nigdy dotąd. Ja i sukienka, a na dodatek miałam rozpuszczone włosy, co wskazuje na to, że to faktycznie wyjątkowa okazja, bo zawsze mam moje kłaki związane w kucyk.

-Emma? -z zadumy wyrwał mnie głos kierowcy, Barry'ego -Dlaczego jesteś taka? Nie cieszysz się, że Clark się żeni?

-Ucieszę się jak nie zapomni założyć majtek pod garnitur.

-Nie bądź niemiła. -upomniał mnie, a ja zobaczyłam jego karcący wzrok w lusterku

-Jestem szczera. Wyrażam swoje zdanie, a to że takie o nim mam to już wina jego zachowania.

-A nie uważasz, że jesteś trochę za surowa dla niego? -spytała rudowłosa -To w końcu twój przyszywany wujek. Może powinnaś dać mu drugą szansę?

-Tak jak on dał mi? -uniosłam wyżej jedną brew. Małżeństwo spojrzało przez moment na siebie. Chcieli mnie przekonać do swojej racji, ale ja im tego nie ułatwiałam. Chyba przez dłuższy czas nie będą myśleli o powiększeniu swej rodziny -Przestańmy lepiej już o tym gadać. To ma być wesele, nie stypa. -przypomniałam i spojrzałam przez okno

Myślałam, że wszystko dalej pójdzie już lepiej, że zaczniemy nową rozmowę, ale najwyraźniej oni nie wiedzieli jak zacząć. Pałeczkę musiałam przejąć ja.

-A Wally się wam pochwalił, że ma dziewczynę? -spytałam na jednym wdechu, patrząc znów na nich. W lusterku zobaczyłam zdziwienie na twarzy Barry'ego, a rudowłosa kobieta odwróciła głowę w moją stronę, na której również malował się szok. *Nie wiedzieli...*

-Wally?

-To dlatego taki nieobecny ostatnio chodzi...

Uśmiechnęłam się czując jak atmosfera się rozluźniła. Wystarczyło tylko wspomnieć o Wally'm i Artemis. Kto by pomyślał?

Po kilku minutach w końcu dotarliśmy do naszego celu podróży.

-Ostrzegam, że wracam do Góry sama. -powiadomiłam wysiadając z auta

-Do Góry? Nie do rodziców? -spytał wujek

-Do ich wpadnę później. Przedtem mam jeszcze trening z Conner'em. -odparłam i ruszyłam tuż za nimi do wejścia

Zbytnio nie rozglądałam się po drodze, chyba że po ludziach jakich mijaliśmy. Wiele osób kojarzyłam. Osób było dużo, ale gdzieś, nie wiem dlaczego i jak, mignął mi Dick, co było... no dziwne, bo co on by tutaj robił?

W pewnym momencie weszliśmy do odpowiedniej sali. Wszystko wyglądało świetnie i... aż chciałam się usmiechnąć widząc te wszystkie bajeczne dekoracje. Jednak nie zrobiłam tego, bo obrzezek zepsuła jedna osoba stojąca na drugim końcu długiego dywanu. Żołądek zawiązał mi się w supeł niemal od razu.

-Do pana czy panny młodej? -do mych uszu dobiegł miły, kobiecy głos. Tak pochłonęło mnie oglądanie tego pomieszczenia, że nie zauważyłam kiedy ta do nas podeszła

-Oni do pana młodego. -odpowiedziałam od razu, wyprzedzając tym najszybszego mężczyznę na świecie -Ja do panny.

Kobieta przytaknęła i coś tam tłumaczyła, ale jej nie słuchałam. Po prostu się wyłączyłam i próbowałam nie patrzeć na drugą stronę sali. Wiedziałam, że Clark usłyszał mój głos i byłam pewna, że teraz na mnie patrzy.

Gdy Barry z Iris ruszyli aby usiąść po prawej stronie, ja poszłam w drugą. Usiadłam tuż obok rudowłosego, młodego chłopaka z aparatem w rękach. W pierwszej chwili pomyślałam, że to fotograf, ale gdyby tak było to by nie siedział w ławce. Nie miałam pojęcia kto to był, ale zapewne przyjaciel Lois. Może z pracy? To by mogło wyjaśnić aparat.

Mijały pierwsze sekundy, a ja już się nudziłam. Nie miałam co robić, wiec bawiłam się swoimi palcami. Wyglądało to trochę jakbym się denerwowała, ale wcale tak nie było. Po prostu nie miałam co robić.

Żałowałam jednego, że się na ten ślub nie spóźniłam. Musiałam czekać i czekać, a tak to bym przyszła już na gotowe. Denerwowało mnie też jedno. Przez cały czas Kent na mnie patrzył. Skąd to wiedziałam? Jimmy Olsen, chłopak który koło mnie siedział, mi to powiedział. Gaduła z niego.

Dlaczego nie umiałam przyśpieszać czasu? Jak czasami niemal go zatrzymywałam, to nie mogłabym go przyspieszać?

*To będzie długi ślub.*

Mój Początek I Koniec.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz