Zdjęcie:
Strona: deviantart.com
Autor: Dinoralp
Góra Sprawiedliwości, 28 lipca, godzina 16:32.
Podpierając się ściany zrobiłam kilka chwiejnych kroków do przodu. Dopiero od wczoraj znów chodzę, ale muszę uważać i się oszczędzać. Jednak nie mogę się powstrzymać, roznosiła mnie energia, a to tylko dlatego, że drużyny jakieś pół godziny temu udała się na misję. Im szybciej zacznę normalnie chodzić, tym szybciej będę mogła trenować, biegać, a co za tym idzie, chodzić na misję. To była teraz moja główna motywacja. Pójście znowu na misję. Chociaż z drugiej strony, uzgodniłam z Wally'm, że gdy już całkowicie wyzdrowieje to powiemy drużynie jak i jego rodzicom, że jestem siostrą Małego. I tego się najbardziej obawiałam, ich reakcji. Drużyny się tak nie bałam, bardziej to państwa West. Mają się dowiedzieć, że ich córka, która zaginęła dwanaście lat temu, żyje i jest nią koleżanka ich syna.
Nagle stanęłam w miejscu i skrzywiłam się z bólu. Gdy za długo ćwiczyłam, zawsze pojawiał się ból, który uświadamiał mi, dość mocnym argumentem, że powinnam zrobić przerwę. Nawet nie zaprotestowałam. Zrobiłam te kilka bolesnych ostatnich kroków w stronę wózka i usiadłam na nim.
Nie miałam nic do roboty, dlatego postanowiłam podjechać do centrali, gdzie powinien być Red Tornado, nadzorując przebieg misji. Jak ja wtedy żałowałam tego wszystkiego co zrobiłam. Tak strasznie tęskniłam za akcjami, a nawet za treningami, ale nie za osobą, która je prowadzi. Nadal byłam wściekła na tę czwórkę, nie byłam pewna czy to się kiedykolwiek zmieni.
Po paru minutach przyjechałam do centrali. Na jej środku zastałam czerwonego robota, do którego od razu podjechałam. Nie mogłam być na misji, z oczywistego powodu, ale chyba mogłam się dowiedzieć co tam się dzieje. Tego nikt mi nie zabroni.
-I jak im idzie? -spytałam, a ten jakby mnie nie słyszał, stał dalej przed holograficznym monitorem, wpatrzony w niego jakby to było jakieś arcyciekawe dzieło sztuki. Zaniepokoiłam się, Red Tornado zawsze wszystko słyszy, zawsze odpowiada na pytanie jakiekolwiek by ono nie było. Więc albo udawał, co mu szczerze mówiąc nie wychodziło, albo słuch mu się popsuł, w co wątpiłam -Red? Co tam się dzieje?
-Zostali złapani.
-Że co?! -krzyknęłam -Jak to złapani?
-Misja okazała się pułapką. -odpowiedział odwracając się przodem w moją stronę -Nie odpowiadają od kilku minut. Obawiam się najgorszego.
Zapadła grobowa cisza. Myślałam, że ból z jakim się budziłam był przerażający, ale to? To był jak najgorszy z najgorszych koszmarów. Gdy ja ćwiczyłam chodzenie, oni wpadli w pułapkę, a teraz nie ma z nimi kontaktu, nie wiadomo co z nimi, czy żyją, czy są martwi, czy powoli umierają.
Nie mogłam na to pozwolić. Nie mogłam dać im tam umrzeć. Nie. Nie oni. Tylko nie oni. Nie dzisiaj. Nie pozwolę. Nie ma takiej mowy!
Poczułam jak przez całe moje ciało przepływa energia, coś co było dla mnie niezrozumiałe i nie dałabym za żadne skarby świata tego wytłumaczyć, tak samo jak tego co się stało sekundę później.
To był jeden moment, w który zaczął się gdy siedziałam na wózku z wciąż bolącymi nogami, a zakończył się, jak stałam dwa kroki przed Red Tornado w swoim żółtym stroju. Kątem oka zauważyłam znikające resztki smugi, które prowadziły od korytarza do mnie.
Co się stało? Nie wiedziałam. Jak? Tym bardziej nie wiedziałam. A jednak to się stało. Moja moc wróciła, potrafiłam stać już nie chwiejnie, a prosto, tak jak przedtem, potrafiłam biegać. Byłam zdrowa.
CZYTASZ
Mój Początek I Koniec.
FanfictionE jak ekscytacja. M jak miłość. M jak moce. E jak emocje. Nieznaczące słowa tak samo jak litery. Ale gdy połączy się pierwsze litery wyjdzie: Emma. Nic nie znaczące imię jakich wiele, ale to nie imię jest niezwykle, lecz osoba jaka je nosi...