Część 57 "Spięcie"

216 22 3
                                    

Zdjęcie:

Strona: deviantart.com

Autor: LitaOliveira


Góra Sprawiedliwości, godzina 17:28.

-Powoli. -zwróciłam się do Kaldura, pomagając mu wyjść z Bio-rakiety. Nie licząc mnie był ostatni na niej. Jego kolano nie wyglądało dobrze, a to że coraz głośniej syczał, mówiło tylko jedno, coraz bardziej go boli. To było naprawdę poważne. Ja przez tydzień jeździłam na wózku przez kręgosłup, ale on może mieć w najgorszym przypadku amputację, w najlepszym będzie chodził w gipsie. Miałam szczerą nadzieję, że skończy się to tylko na zwykłym gipsie

Gdy stanęliśmy na ziemi, chciałam pomóc Wodnikowi podejść do lekarza, ale ten nagle mnie puścił. Syknął z bólu, zaciskając mocno na moment powieki, a później się wyprostował i poszedł przed siebie, omijając lekarza. Nie wiedziałam dlaczego Atlanta to zrobił, ale później zrozumiałam, a raczej zobaczyłam. W naszą stronę szedł Batman. Blondyn chciał mu zdać raport. Teraz?! W takim stanie?! Nie pokazywał tego, ale bolał go każdy zrobiony krok, tak jakby z każdym krokiem dostawał biczem po nodze. Ale on pomimo bólu dalej szedł. Chciał zdać głupi raport, gdy tu chodziło o jego zdrowie? Nie ma mowy!

W sekundę pojawiłam się przed Kaldur'em, nie dając mu zrobić nawet kroku dalej. Był zmuszony do postoju. Kiedy stanął, zachwiał się. Od razu wzięłam go pod ramię, przytrzymując go.

-Jesteś zmęczony. Powinieneś odpocząć. Serio.

-Najpierw raport. -wysyczał przez zaciśnięte od bólu zęby

-Zdasz go później. Zdrowie jest najważniejsze. Nie waż mi się nawet zaprzeczać! -spojrzałam na lekarza i gestem dłoni przywołałam go. Ten podjechał, a ja pomogłam przyjacielowi usiąść. Gdy już siedział widziałam na jego twarzy ulgę -Odpocznij, Kaldur.

-Emma. -wyszeptał. Spojrzałam na niego. Patrzył na mnie wdzięcznym wzrokiem -Dziękuje. W imieniu nas wszystkich. -wysilił się na lekki uśmiech, który od razu odwzajemniłam

-Od tego są przyjaciele.

Skinęłam do lekarza, który zaczął popychać wózek w stronę korytarza. Cały czas patrzyłam na blondyna jak odjeżdża, ale gdy omijali Mrocznego Rycerza, przeniosłam swój wzrok na niego, a mój uśmiech zniknął. Przeczuwałam trudną rozmowę.

-Wodnik. -zwrócił się do chłopaka Batman, gdy ten obok niego przejeżdżał, a ja nie zastanawiając się podeszłam do mężczyzny

-Najpierw odpocznie, potem zda raport. -powiedziałam pewnie. W tamtym momencie pierdoliłam Batmana, to kim on był, co może mi zrobić, nie bałam się go, nie czułam przed nim żadnego strachu. Najważniejsze było dla mnie jedno, zdrowie przyjaciół

-Nie pamiętam, abym kazał ci tam lecieć. -przypomniało się Mrocznemu Rycerzowi, gdy na mnie spojrzał

-Red Tornado do ciebie dzwonił. Nie odbierałeś. -ze wszystkich sił próbowałam odrzucić moją osobistą złość na niego na drugi plan. Tu nie chodziło o mnie, tu chodziło o drużynę. Ledwo wyszli z tego cali, a ten udaje, że nie widzi problemu i myśli tylko o głupim raporcie. Nie może poczekać do jutra?! Co! Ta misja wyleci nagle Wodnikowi z głowy przez noc? Jasne, że nie!

-Trzeba było poczekać.

-Miałam siedzieć i spokojnie czekać aż łaskawie odbierzesz? -zakpiłam sobie z niego, nawet tego nie ukrywając *Większe szansę mam, że dodzwonię się do papieża.* -Słyszysz się?

-Naraziłaś misję.

-Jaką misję? To była pułapka! Ona już była narażona zanim tam dotarłam!

-W twoim stanie...

-Nie zmieniaj tematu! -zrobiłam kilka kroków do przodu, tak abym stała tuż przed nim. Spojrzałam diabłu prosto w oczy, nie bojąc się ani go ani konsekwencji -Tu nie liczy się ja. Tylko moje uczucia do nich. Oni są moimi przyjaciółmi, dlatego zignorowałam ciebie. I słusznie! Bo ty co byś zrobił? Odkrył całą prawdą i ukryłbyś ją, tak samo jak to zrobiłeś w moim przypadku! Nie jestem taka jak ty co ma w nosie uczucia innych. Chcesz mnie ukarać? Zrób to. Możesz mnie nawet wywalić z drużyny, ale ja nie będę żałowała tego co dzisiaj zrobiłam. Uratowałam przyjaciół, tylko to się liczy. Twoje zdanie mam w dupie, nie obchodzi mnie! Nie obchodzi mnie ani jedno słowo od takiego człowieka jak ty, który nie przejmuje się zdrowiem i uczuciami innych.

Zapadła cisza. Mój wzrok niezmiennie był wpatrzony w Batmana, który z tą swoją kamienną miną patrzył na mnie. Jeżeli chciał mi powiedzieć, że mnie wywala, nie przejęłabym się tym. Jasne, nie miałabym gdzie się podziać i musiałabym zamieszkać z Superman'em, który wciąż był moim prawnym opiekunem. Mieszkanie z nim i widywanie go codziennie, nie byłoby dobrym pomysłem zważywszy na okoliczności z ubiegłego tygodnia. Już bym wolała zjeść żywe robaki niż to zrobić.

Jednak ku mojemu zdziwieniu on nic nie powiedział. Patrzył na mnie przez jeszcze chwilę, a później odwrócił się i odszedł. Bez słowa. Jakby nigdy nic. Jakby nic się nie stało.

Nie rozumiałam go. Nikt go nie obchodzi? Przecież tam był też Dick! Nie zależy mu na nim? Nawet trochę? Był aż tak nieczuły? Jak on może myśleć tylko o misji? Co z tego, że się nie udała! Ważniejsze jest zdrowie drużyny. Chciał ich narazić? Dla jednej misji? Jedna misja jest warta więcej niż życie grupki nastolatków? Jesteśmy jeszcze dziećmi, a on nas traktował jak jakieś szczury laboratoryjne. To, że on nie ma uczuć, nie znaczy że my ich nie mamy.

*Skurwysyn.*








I tu na koniec klasyk:

I tu na koniec klasyk:

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Mój Początek I Koniec.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz