. 28.

423 19 6
                                    

Biegnąc czułam chłodny podmuch wiatru ocierający się o moje rozgrzane z emocji policzki.

Próbowałam jak najbardziej zmylić upiory, nie chciałam aby zaatakowały mój tak naprawdę jedyny dom oraz niewinnych jego lokatorów. Bądź co bądź nadal w sercu miałam rankę po wypowiedzi Enoch'a ale narazie została ona przyćmiona chęcią nie dania się zjeść.

Najchętniej zwróciłabym i sama rozprawiłabym się z tymi potworami, tymi przez ktore straciłam wszystko ale wiedziałam, że nie dam rady. Nie dam rady przez to, że byłam mocno osłabiona oraz nie do końca pojmowałam działania mojej mocy. Chociaż zdawałam sobie sprawę że gdyby te czynniki nie wystąpiły, nadal byłabym na pewno na przegranej pozycji, jednak chyba każdy chce się podnieść na duchu? Zwłaszcza w tak marnej sytuacji.

Jakieś dwieście metrów przede mną znajdował sie mój cel- jaskinia z przejściem do mojej pętli.

Było zadziwiająco cicho, jednak się cieszyłam, ponieważ oznaczało to, że głucholce mnie zgubiły. Coraz bardziej się zbliżałam do upragnionego celu.

Kiedy byłam pięćdziesiąt metrów od wejścia, drogę zablokowało wielkie, ciemne cielsko. Jego macki jakoby ucieszone, że mnie złapał, i może się mną posilić, zaczęły wić sie się szybciej. Był niczym pies, który z radości macha ogonem. Jednak wiadomo, psy są zwierzętami stadnymi, więc bestia wiedziała, że ma coraz mniej czasu aby zachować posiłek dla siebie, a ja zdawałam sobie sprawę, że mój żywot aktualnie chociaż niedawno się zaczął, szybciej i boleśniej może się skończyć.

Widząc zniecierpliwienie i przygotowanie do ataku u głuchoupiota, nie tracąc wiecej czasu postanowiłam zaryzykować. Szybko ruszyłam, skrecając w prawo. Wiedziałam, że mam znikome szanse na przeżycie, a więc wolalam aby dopadł mnie, niżeli dzieci z sierocińca.

Czyłam jego nieprzyjemny oddech za sobą. Wyobrażałam sobie jego uśmiech pełen sadysfakcji, kiedy mnie dopada. Zdążyłam zastanowić się chyba nad wszystkimi schematami jak mógł mnie zabić- żaden nie był dobry.

Jednak dalej biegałam, dalej pedziłam przed siebie, kierowana jedynie chęcią ocalenia. Gnałam na przód przez trawę, przez strumyki, biegałam przez porozrzucane przez naturę gałęzie, raniąc sobie nogi. I chociaż już nie słyszałam głucholców, wiedziałam, że ciągle mają szansę mnie dopaść.

Nie mialam już sił, ledwie co truchtałam. W głowie szumiała mi krew, powieki były ciężkie, niczym wykonane z ołowiu. Nogi mi niebezpiecznie drżały, nie wspominając już o srecu bijącym tak, że nie potrafiłam rozróżnić jego skurczy i rozkurczy. Dźwięki zlewały się ze sobą, a ciało jakoby sztyeniało poprzez wyziębienie przez panującą wówczas temperaturę.

W końcu się zatrzymałam. Oparłam się o pobliski pień drzewa, jednak taki stan rzeczy nie potrwał zbyt długo. W końcu ciało przestało się mnie słuchać i bezwładnie padłam na zimną, mokrą glebę. Walczyłam tak jak poprzednio z ciemnością, jednak i tym razem okazała sie ode mnie silniejsza i przejęła władzę nade mną, a ja oddałam się pod jej przyjemne, bezbolesne skrzydła, które na trochę odbiorą ból.
Zamknęłam oczy.

================================

Hello, It'me!

Nie wiem, czy powracam na długo ale może uda mi się pare rozdziałów dodać. Jestem narazie zalamana pierwszymi cześciami tej książki, ponieważ są troche za bardzo zagmatwane i pokręcone.

Może to poprawie 🤔

Liczba słów : 497

No nic, do zobaczenia!

{porzucone} Osobliwy Dom Pani Peregrine ~ Nowa Osobliwa  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz