15

569 67 5
                                    

Castiel chodził po szpitalnym korytarzu w tę i z powrotem. Z ogromną uwagą przyglądał mu się szczupły czternastoletni brunet z włosami sięgającymi mu do ramion - Sam Winchester, młodszy brat Deana.

W końcu na korytarzu pojawił się lekarz. Według tabliczki przyczepionej do fartucha miał na nazwisko Davies. Miał na oko trzydzieści parę lat, ale chyba jednak bliżej było mu do czterdziestki. Włosy miał ciemne, niemalże czarne i gęste, nie było na nich żadnych śladów łysiny jak u sporej części mężczyzn w tym wieku. Miał lekki, kilkudniowy zarost i zielone oczy. Ich kolor był zaskakująco podobny do zieleni, którą Castiel widział w oczach Deana. Był szczupły, jak na lekarza przystało. Spojrzał na Novaka i młodego Winchestera z lekkim współczuciem.

- Ile brakuje mu do pełnoletności? - spytał.

- Dwa miesiące - odparł Sam, uprzedzając Castiela. - Czy to ma znaczenie?

- Rozumiem, że informacje o obrażeniach będą ważne w sprawie sądowej, więc mogę mówić przy panu - odparł, zerkając na Novaka, który może i nie był w mundurze, ale miał odznakę zawieszoną na szyi, widoczną na ubraniach. Był na służbie, przydzielono mu tę sprawę. Jego przełożeni mieli gdzieś, gdy tłumaczył im, że jest emocjonalnie zaangażowany w tę sprawę, więc może nie być do końca profesjonalny i woli być jedynie świadkiem. Komendant miał mu przydzielić kogoś do pomocy, ale póki co Castiel był tutaj sam. - Ręka jest złamana, to wiedzieliśmy od początku. Dokładniej... - zerknął w dokumentację, żeby się nie pomylić - prawa kość promieniowa. Ale to niestety nie wszystko. Przy przyjęciu Dean mówił, że boi się o obrażenia wewnętrzne...

Castiel skinął głową.

- Ojciec kopał go, kiedy wszedłem. Dlatego się o to bał. Skarżył się na mocny ból brzucha.

- Ból brzucha jest jak najbardziej uzasadniony, bo tomografia wykazała pękniętą śledzionę. Procedury nakazują ją usunąć, ale Dean jest nieletni, a jego ojciec jest jedynym opiekunem prawnym, tak?

- Tak - potwierdził Sam. - Mama zmarła trzynaście lat temu.

Lekarz pomasował się w skroń. Takie sytuacje pokazywały absurdy prawne. Nie mogli operować bez zgody pacjenta lub opiekuna prawnego dopóki nie będzie bezpośredniego zagrożenia życia, ale jeśli będą czekać do tego momentu, mogą się spóźnić. 

- Proszę zadzwonić do przełożonych i poinformować ich, że w trybie natychmiastowym potrzebujemy zgody sądu na operację chirurgiczną - poprosił Novaka. - Bez tego nie możemy nic zrobić dopóki chłopak nie znajdzie się w stanie tragicznym, a wtedy może być za późno. Każda minuta, nawet sekunda się liczy.

Castiel skinął głową i momentalnie zadzwonił do komendanta. Ponieważ Dean był synem policjanta i od tego, w jakim stanie skończy zależało jaki zarzut usłyszy John Winchester, a to miało wpływ na opinię posterunku i policjantów ogólni, komendant zadziałał błyskawicznie, natychmiast powiadamiając szefa policji, przez którego niemal od razu udało się skontaktować z sędzia, zdobywając zgodę, która już po kwadransie od telefonu została faxem przekazana do szpitala, co pozwoliło na wykonanie u Deana splenektomii, czyli usunięcia śledziony. Castiel modlił się, aby wszystko było w porządku.

- Usiądzie pan wreszcie czy będziesz tak cały czas chodził? - spytał w końcu zirytowany Sam.

Castiel westchnął i usiadł na krześle obok nastolatka.

- Denerwuję się, bo martwię się o niego.

- Nie tylko pan - zauważył chłopak.

- Proszę, mów mi Castiel - poprosił. - Jestem tylko kilka lat starszy od ciebie, czuję się staro, gdy tak do mnie mówisz.

- Dobrze - odparł, po czym uznał, że musi spytać o to, co gnębiło go odkąd tylko zorientował się, że w domu stało się coś niedobrego i usłyszał krzyki. Zamknął się wtedy w pokoju, bo Dean zawsze go tak uczył, to był odruch. Wyszedł dopiero, gdy usłyszał radiowozy pod domem. - Coś łączy cię z Deanem?

Castiel nie wiedział, co odpowiedzieć. Speszył się nieco. Tak naprawdę to sam nie znał odpowiedzi na to pytanie. Lubił Deana, chciał mu pomóc, ale nie był pewien, co tak naprawdę między nimi jest.

- Chyba się przyjaźnimy - odparł.

- Tylko? Słyszałem, co krzyczał ojciec...

- To świeże, nie rozmawiałem z nim jeszcze o tym, nie wiem kim dla siebie jesteśmy - wyznał.

- A kochasz go?

Castiel uśmiechnął się lekko.

- Myślę, że za wcześnie, żeby o tym mówić, ale na pewno mógłbym go pokochać.

- Będziesz dla niego dobry?

- Jeśli tylko dopuści mnie do siebie to tak - obiecał. - Macie jakąś rodzinę, u której moglibyście się zatrzymać? Inaczej traficie do domu dziecka.

- Nie możemy zamieszkać u ciebie?

Novak pokręcił głową.

- Takie prawo. Macie kogoś, z kim mogę się skontaktować?

Sam westchnął.

- Wujek, brat mamy. Ale urwał z nami kontakt przez ojca kilka lat temu.

- Masz jakiś kontakt do niego?

- Pamiętam, gdzie mieszkał, ale nie wiem czy wciąż tam jest.

- Masz adres?

- Daj mi chwilę - poprosił Sam, wyjmując telefon, aby sprawdzić adres za pomocą Google Maps, a następnie przekazał go Castielowi, który poprosił chłopaka, aby w razie czego powiedział lekarzowi, że niedługo wróci, po czym niemalże sprintem pobiegł na komendę, która była stosunkowo blisko szpitala, wziął przydzielony mu do służby radiowóz i ruszył pod adres podany mu przez Sama.

N/A

Rozdział miał być o 17, więc mamy lekki poślizg. Dziś postaram się dodać jeszcze 1 lub 2 rozdziały.

Oficer Novak [Destiel AU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz