Rozdział 27

2.9K 127 24
                                    

- Przestaniesz wreszcie pociągać nosem? - w głosie Marcina brzmiało rozdrażnienie.

Powodów mogło być co najmniej kilka. Nadal nie przeszła mu złość na upór Magdy. Nie był także fanem jazdy samochodem, dlatego niemal fizycznie cierpiał, gdy jechał na przednim siedzeniu. Do tego z każdą sekundą dziewczyna czuła się coraz gorzej i nie była w stanie tego ukryć. A teraz jeszcze miała problem z opanowaniem cieknięcia z nosa.

- Zamiast na nią warczeć, daj jej chusteczkę - wycedził przez zęby Paweł.

Był kolejnym z grupy niezadowolonych z jej powodu osób.

- Sam warczysz - odbił piłeczkę Marcin.

- Nie warczę - warknął.

- To dziwne, bo brzmi jak warczenie - odparł kpiąco drugi z braci.

- Obaj warczycie - ucięła ich dyskusję Magda. - Przez was coraz bardziej boli mnie głowa.

Obaj spojrzeli na nią w tym samym momencie. Paweł zaledwie kątem oka, korzystając z postoju na czerwonym świetle.

- Powinnaś leżeć teraz w łóżku - zauważył wreszcie Marcin.

- Co proponowałem, pragnę zauważyć - dodał Paweł.

Dosłownie znikąd wyciągnął paczkę chusteczek i podał je dziewczynie. Magda czuła się zbyt źle, by z nimi walczyć, czy udawać silną. Nie miała nawet ochoty na przekomarzanie się z chłopakami. Zamiast tego zajęła się cieknącym nosem. Skorzystała też z kilku minut, które pozostały do dotarcia na miejsce i oparła czoło o zimną szybę. Miała gdzieś, że zostaną na niej ślady. Paweł będzie musiał to przeboleć.

- Za niedługo będziemy - powiedział nagle Marcin.

- To super - odburknęła Magda.

- Zejdziecie po nią?

Co? Magda aż się wyprostowała. Dopiero teraz zauważyła, że Marcin rozmawia z kimś przez telefon.

- Nie chcemy zwracać na siebie uwagi. I co najmniej dwójka z nas nie chce widzieć waszego szefa.

Jego rozmówca coś odpowiedział. Coś, co nie spodobało się Marcinowi.

- Chętnie byśmy to zrobili. Może wy ją przekonacie. Dobra, szkoda czasu. Zaraz będziemy. Zejdźcie na dół.

Chłopak przerwał połączenie, nie czekając na to, co powie jego rozmówca. Westchnął ciężko i rzucił nieodgadnione spojrzenie w kierunku Magdy. Nic jednak nie powiedział. Nie odezwał się do czasu aż Paweł nie zaparkował na przyszpitalnym parkingu. Marcin wysiadł jako pierwszy, ale to Paweł otworzył Magdzie drzwi. Dziewczyna miała już zaprotestować, jednak wychodząc, zakręciło jej się w głowie. Najstarszy z braci zdołał ją złapać zanim upadła.

Usta aż mu zbielały, gdy zacisnął je, powstrzymując się od mówienia. Pewnie po raz setny zamierzał uświadomić jej, jak głupie jest to, co zamierza zrobić. Zamiast tego podpierał ją, gdy szli w kierunku głównego wejścia.

- Postaraj się wyglądać... nieco lepiej - zasugerował Paweł. - W przeciwnym razie wyrzucą nas już na wejściu.

Magda wyprostowała się, stając na baczność. Marcin westchnął ciężko, ale Paweł wyglądał na rozbawionego.

- Prawie dobrze... żołnierzu.

Ledwo pokonali drzwi wejściowe, gdy w korytarzu natknęli się na Krzyśka i Maćka. Chłopacy zerknęli na Magdę z przedziwną mieszaniną, irytacji, podziwu i rozbawienia.

- Przejmujemy ją, ale tylko na pięć minut - rzucił Maciek. - Jest w stanie sama iść? - zapytał, widząc, że Paweł nadal ją podpiera.

- Nie tylko iść, ale też kopać - odpowiedziała Magda. Nie podobało jej się, że rozmawiają o niej zupełnie jakby jej tutaj nie było.

- Trochę w to wątpię - wtrącił Krzysiek. - Będziesz mogła zobaczyć Dawida, ale wpuścimy cię do niego na krótko. I tylko dlatego, że jesteś okropnie uparta.

- Mógł nie dać się bić - skwitowała dziewczyna.

- I pozwolić, żebyś to ty tutaj wylądowała? Jasne...

Któreś z nich musiało urwać dyskusję. Tym razem padło na Magdę, która nie miała na tyle dużo energii, by marnować ją w podobny sposób. Dlatego udało im się milczeć całą drogę do sali, w której leżał Dawid.

Magda nie wiedziała, czego ma się spodziewać. Nadal jednak pamiętała każdy cios, który przyjął na siebie Dawid. Przed oczami miała to, jak upadł. Ale nawet wtedy nie wydał z siebie żadnego słowa skargi. Jedynie... patrzył na nią. Patrzył dopóki cios nie pozbawił go zdolności do patrzenia.

Magda nie wiedziała, czego spodziewać się w szpitalu. Jej wyobrażenia były jednak dużo łagodniejsze od rzeczywistości. Wystarczyło, że dziewczyna weszła do sali, by jej wzrok padł na zajęte łóżko - jedno z dwóch w tym pomieszczeniu.

Na szpitalnym łóżku leżał Dawid. Był częściowo przykryty kołdrą. Jednak nawet pomimo niej Magda zdołała dostrzec gips na jego ręce. Pokrywał jej fragment od łokcia aż do palców. Do drugiej ręki chłopaka doprowadzono kroplówkę.

Chłopak wydawał się nieprzytomny, ale gdy Magda podeszła bliżej, otworzył oczy.

Jego twarz była lekko opuchnięta. Oczy otoczone ciemnymi obwódkami. Wyglądał na zmęczonego i pokonanego. Ale gdy na nią spojrzał, w jego wzroku nie było słabości. Była... ulga.

- Mały uparciuch - powiedział wręcz czule. - Powinnaś teraz siedzieć w domu.

- Ty też - odparła Magda, walcząc między chęcią zabicia go, a roztoczenia nad nim opieki.

- Dajcie jej usiąść zanim się przewróci - nawet teraz głos Dawida nie utracił nic ze swej władczości.

Krzysiek podsunął jej krzesło, na którym chętnie usiadła.

- W tej sytuacji znalazłaś się z mojego powodu. Nie mogłem pozwolić, żeby coś ci się stało.

- Taa, tylko z tego powodu - powiedział nie dość cicho i nie dość dyskretnie Maciek.

- Nic ci się nie stało?

- Jest w porządku - powiedziała, wpatrując się intensywnie w chłopaka. - Ja... chciałabym coś zrobić... żeby podziękować - kolejne słowa z trudem przechodziły jej przez usta.

- Nie musisz. Ale będziemy musieli przesunąć naszą randkę.

- Nie naszą. Twoją - sprostowała.

- Naszą - podkreślił. - Nie miałem na myśli dzisiejszych planów.

Dawid usiłował nieco się podnieść, ale jego ciało przeszył spazm bólu. Skrzywił się i złapał za bok.

- Masz od nas trochę wolnego. Odpocznij. Wysusz Niagarę, która leci ci z nosa. Na najbliższy czas zawieszamy Twoją pomoc.

Kapitanowie szkół (pierwotna wersja)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz