Rozdział 31

3.5K 127 139
                                    

To nie była odpowiednia pogoda na piknik. Ani pogoda, ani pora. Jesień, a przynajmniej kilka jej ostatnich dni, nie była zbyt ciepła. Wprawdzie uspokoił się wiatr, który bezlitośnie chłostał odsłonięte twarze przez pierwszą połowę dnia, jednak termometry nadal nie pokazywały wysokiej temperatury. Ani znośnej. To wystarczyło, by Magda po raz kolejny zastanawiała się, dlatego zgodziła się na piknik.

– Dla Dominika – odpowiedział głos.

To właśnie głos Marty wyrwał dziewczynę z zamyślenia. Najwyraźniej Magda musiała ostatnie myśli wypowiedzieć na głos. Jednak to nadal nie sprawiało, ze odpowiedź przyjaciółki miała jakikolwiek sens.

– Dla Dominika? – powtórzyła bez zrozumienia.

– Dla tego, co przygotował – sprostowała dziewczyna. – Przyznaj to: Dominik jest kulinarnym bogiem.

– Nie przesadzaj...

– Przyznaj! – zażądała Marta.

– No dobrze. Dominik jest kulinarnym bogiem – Magda wypowiedziała te słowa niczym formułkę.

– I przyjmuje ofiary z pięknych dziewczyn – usłyszały za swoimi plecami.

Obie odwróciły się, spoglądając na rozbawionego chłopaka–boga. Znacznie mniej wesołe miny mieli bliźniacy. Wyglądali na mocno skwaszonych. Po wcześniejszych nonszalanckich uśmiechach nie pozostał nawet najmniejszy ślad.

Gdy kilkanaście minut wcześniej chłopacy zaproponowali przygotowanie wszystkiego, Magda zaprotestowała. Nie chciała zachowywać się jak księżniczka, która przychodzi na gotowe. Jednak wspólne namowy braci i Marty, która, dla odmiany, uwielbiała być rozpieszczana, zmusiły Magdę do bezczynności. Przysiadła z przyjaciółką na pniu powalonego drzewa i czekała. Miała nawet nie zerkać na przygotowania, dlatego dała się teraz podejść.

– Co muszę zrobić, żeby zostać twoim bogiem? – zapytał Robert.

Na jego twarzy nie pojawił się nawet cień uśmiechu. Był poważny... na tyle na ile można, zadając podobne pytanie.

– Już jesteś boski – zapewniła Magda. – A mi jest za to nieziemsko zimno. Gdybyście tak się nie upierali, że mam siedzieć i pachnieć, pewnie nie byłoby teraz tak źle.

– Cóż poradzimy skoro i tak nieziemsko pachniesz? – wtrącił Tomek.

Pochylił się nad nią i ostentacyjnie zaciągnął powietrzem. Dziewczyny parsknęły z rozbawieniem.

– Jasne, szczególnie po godzinnym treningu – ripostowała Magda.

– Dziewczyno, biorę cię w każdej sytuacji i niezależnie od tego, co robiłaś przed chwilą – powiedział Tomek. Dla podkreślenia swoich słów, wyciągnął do Magdy rękę. Ta ujęła ją bez chwili zawahania. Nim się obejrzała, stała tuż przed Tomkiem niemal przyciśnięta do niego.

– Hej! Mieliście iść po dziewczyny, a nie migać się od roboty – rzucił z lekką irytacją w głosie Marcin.

Był pochylony nad ogniskiem, które zaczynało dymić. Magda była nawet pewna, że dostrzegła pierwsze języki ognia spowijające ułożone drewno.

Miejsce, które wybrali jej bracia, było idealne. Znajdowali się pośrodku polany, którą z każdej strony otaczał las. Dotarli tutaj, idąc ścieżką, która najwyraźniej musiała być często uczęszczana. Podobnie jak to miejsce. Świadczyły o tym pnie drzew przygotowane jako siedziska. Również ułożony z kamieni okrąg musiał stać tutaj znacznie dłużej. Był stworzony pod rozpalenie ogniska. Magda nie wierzyła, by jej bracia zdołali wszystko przygotować w tak krótkim czasie. Chociaż Dominik naprawdę musiał mieć iście boskie moce, skoro zdołał zapakować pełne jedzenia torby.

Kapitanowie szkół (pierwotna wersja)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz