Rozdział 27.1

2.6K 129 31
                                    

- To znaczy... - Magda nie była pewna, co dokładnie Dawid ma na myśli.

- To znaczy, że możesz robić, co chcesz. Podczas naszej nieobecności w szkole nikt nie będzie ci przeszkadzał. Dadzą ci spokój. Nie będzie buntu, więc nie będą chcieli... cię utemperować - wyjaśnił Dawid.

Dziewczyna skinęła głową. Nadal jednak nie wyglądała na zadowoloną. Nie chciała mieć spokoju podobnym kosztem. I na pewno nie chciała oglądać Dawida w tym stanie. Działał jej na nerwy - to prawda. Ale mimo to nikomu nie życzyła podobnego losu. Szczególnie że sporo było w tym jej winy.

- Nadal się zadręczasz? - zapytał domyślnie Dawid. - Niepotrzebnie. Szybko się ogarnę. Jeszcze zatęsknisz za widokiem mnie na szpitalnym łóżku. Powtórki z tego nie mogę obiecać. Ale mogę obiecać powtórkę z innego łóżka. Wystarczy, że poprosisz.

Magda nabrała głośny haust powietrza. Przed wybuchem powstrzymał ją tylko śmiech Maćka. Nawet Krzysiek parsknął pod nosem. Jednak tym, co ostatecznie odciągnęło uwagę dziewczyny od chęci walnięcia Dawida, był kolejny gość.

Nie spodziewała się go w tym miejscu. Chyba nikt się nie spodziewał. Tymczasem Leo wszedł do sali szpitalnej z pewnością siebie. Zupełnie jakby miał wszelkie prawo tutaj być.

- Cześć - rzucił na powitanie. W tym samym momencie jego spojrzenie padło na Magdę. - O, cześć. Mogłem się spodziewać, że cię tutaj zastanę. Ale chyba pomyliłaś pokoje. Nie wydaje mi się, żeby umieścili cię w tym samym, co jego - skinął głową na Dawida.

- Nie jestem pacjentką - wyjaśniła od razu.

- Nie? - powtórzył za nią, zerkając na dziewczynę ze sporą dozą nieufności.

Zbliżył się do niej w kilku pewnych krokach. Ciało Magdy napięło się bez udziału jej woli. Leo był nieprzewidywalny. Nie znała go i nie wiedziała, czego może się po nim spodziewać. A już na pewno nie oczekiwała, że położy dłoń na jej czole.

- Powinnaś być - powiedział, nie przerywając kontaktu fizycznego. - Masz gorączkę. Mocno zmarzłaś w nocy. Powinnaś się oszczędzać.

- Musiałam przyjść.

- Domyślam się - powiedział z wyrozumiałością.

- A ty czego tutaj chcesz? - zniecierpliwiony ton głosu należał do Dawida.

Leo zerknął na niego przelotnie. Wziął jednak dłoń z czoła Magdy i włożył ręce do kieszeni.

- Przyszedłem z ostrzeżeniem.

- Niepotrzebnie. Wiemy, że chcieli usunąć mnie z pozycji kapitana.

- Niezupełnie. Nie chodziło o ciebie. No, nie tylko o ciebie. Magda również była celem. Mieli ją przestraszyć. Sprawić, że będzie trzymała się z daleka... od Dawida - mówił, patrząc na dziewczynę. - Ale ty się nie boisz, prawda?

Magda była pewna, że tym razem to nie gorączka. Coś się w niej zagotowało. Coś, przez co z trudem nad sobą panowała. Miała już dość wszystkiego, co spotkało ją w nowej szkole. Dość chorego systemu kapitanów. Dość prób znęcania się nad nią. Dość tego, że ktoś w ogóle mógł myśleć o niej jako ofierze.

- Nie, nie boję się - wycedziła przez zęby. - Zdrowiej w spokoju. Zaopiekuję się szkołą podczas twojej nieobecności. Do końca miesiąca, na który się umówiliśmy.

Wstała z krzesła. Zrobiła to znacznie pewniej niż na nim siadała. Zupełnie jakby wściekłość dodała jej sił i kazała zapomnieć o chorobie.

- Moja dziewczyna - pochwalił ją z uśmiechem Leo.

- Nie jestem twoją dziewczyną.

- Jeszcze. Moje zaproszenie nadal obowiązuje.

- Zastanowię się nad tym - obiecała.

- To już prawie "tak" - rzucił rozbawiony Leo.

Chciał ruszyć za Magdą, ale powstrzymał go głos Dawida:

- Zostań. Mamy jeszcze do pogadania.

- Potrzebujesz transportu do domu? - Leo niemal całą uwagę poświęcił Magdzie.

- Nie. Dam sobie radę.

- OK. Zobaczymy się wkrótce.

Kapitanowie szkół (pierwotna wersja)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz